Rozmowy o rodzinie w towarzystwie zdarzają się bardzo rzadko. Co gorsza rozmowy o rodzinie wśród rodziny również. Tylko o co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego nagle przestali nas obchodzić nasi krewni i bardziej interesujemy się nowym psem znajomej na facebooku niż naszą "ciotką z Poznania"?
Po pierwsze: waśnie.
W mojej rodzinie poszło o grób, a w twojej? O Boże! U mnie zaczęło się od choroby dziadka, ale to był tylko pretekst do zakomunikowania wszystkim zebranym "to nie jest już nasza rodzina" i w sumie miałam to gdzieś. Ciotki nie widziałam na oczy od 20 lat, wujek nie żyje od 15, a siostra jak kiedyś próbowałam odezwać się na Facebooku po prostu mnie olała. To po co mam naciskać? Najwyraźniej nie chce utrzymywać z nami kontaktu, a że i moja rodzina nie ma no to ochoty to chyba wszystko jasne.
Po drugie: spadek.
U mnie tylko sto lat temu ojciec coś wspominał o tym, że będzie walczył z siostrą o mieszkanie po babci, ale w końcu odpuścił. Ogólnie zły wzorzec więc nie ma o czym rozmawiać. Spadek (śmiech)? To się ciesz, bo u mnie do tej pory moja matka walczy ze swoją siostrą! Co gorsza! Babcia Hanka dalej żyje! Ty nie zdajesz sobie z tego sprawy, jaka na przykład jest kolacja świąteczna jaka wigilia ostatnio czy urodziny babci to po (nie żartuję) z zegarkiem 30 minutach zaczyna się temat mieszkania, działki babci i domu w Poznaniu. Ty wiesz co się wtedy dzieje? Wojna! I ja mam ochotę wyjść, ale nie mogę, jestem mediatorem. I przysięgam ci trwa to od 100 lat. No i skoro pytałaś czy utrzymuję kontakt z moją dalszą rodziną to odpowiem ci szczerze, że nie, bo nawet z bliską jest to dla mnie ciężkie. Tak, wiem jak nazywały się moje prababcie, znam najbliższych wujków i ciotki, ale większość spotykam bardzo rzadko.
Po trzecie: jedna droga.
Nie lubię cmentarzy, bo groby są traktowane zbyt przedmiotowo i odwiedzane 3 razy w roku. Jeden na drugim, nie ma jak przejść, nie można usiąść, pogadać. Nie lubię, bo ja tęsknię za ludźmi bardzo szybko. Ja też nie lubię, ale z innego powodu. Wiesz co mnie wkurza, pozostając w temacie, o którym mówiłaś? To że z moją dalszą rodziną spotykam się tylko i wyłącznie w święto zmarłych i w zaduszki. Tyle. I za każdym razem słyszę: "Tak, musimy się spotkać" albo "Ok, to się zdzwonimy". Może to było zabawne za trzecim razem, ale po kilku latach zrobiło się przynajmniej dla mnie delikatnie mówiąc irytujące. Więc odpowiadając na pytanie - nie utrzymuję kontaktu z dalszą rodziną, nie chcę i nie mam ochoty.
Po czwarte: jak Kuba Bogu.
Hej. Co słychać? Żyjesz? - No żyję, a co tam u ciebie?- odpowiada brat. - No u mnie wszystko ok, nie narzekam, bo nie lubię, piszę, jutro mam wywiad, muszę ogarnąć kuchnię zanim pójdę spać. Brat jest młodszy o 10 lat. Gdyby to miało jakiekolwiek znaczenie. - To co w końcu z tobą, bo słyszałam, że rodzina się na ciebie obraziła - pytam. - ??????????????????????, jak to? Co ze mną, wszystko dobrze, żyję. - A dzwoniłeś na urodziny do siostry? Cisza. - No nie, a ona dzwoniła?
Ile razy w swoim życiu słyszałam: "A ONA DZWONIŁA?" "A ONI ZŁOŻYLI MI ŻYCZENIA" "A ZAPROSILI MNIE NA ŚLUB" albo "ONA JEST MŁODSZA, TO ONA POWINNA ZADZWONIĆ PIERWSZA". Ja już wiem dlaczego nie znam swojej dalszej rodziny, bo moja bliższa rodzina nie chce żebym ją poznała. Mało tego, gdybym się postarała, to pewnie połowa z nich będzie na mnie obrażona, no bo jak mogłam - "po tym wszystkim co zrobili". Poddałam się. Tylko, że bardzo ważna osoba w moim życiu uświadomiła mi jak mylne jest moje podejście do krewnych. Wystarczyło "No tak, a jak babcia umrze to nie będziesz wiedziała do kogo zadzwonić, żeby przyszli na pogrzeb". To prawda.
K.Krupka