Wiele polskich kobiet z uwielbieniem poświęca się dla męża, dla rodziny. Prasują koszule do późnej nocy, sprzątają swoje domy, szykują święta i w dodatku pracują zawodowo. Kobiety lubią być niewolnicami?
Czy lubią? Raczej nie. Ale mają wyuczony imperatyw wewnętrzny, który każe im to wszystko robić. To jest wbijane im do głowy od pokoleń. Przez matki, babki, ciotki – że kobieta musi obsługiwać męża, dzieci. I sięgając daleko wstecz to było uzasadnione. On szedł polować na mamuta, ona zajmowała się jaskinią. Ale czasy się zmieniły. Kobiety pracują, zarabiają często więcej niż mężczyźni. Stary przekaz jednak pozostał. I kobiety mają coraz więcej obowiązków. Bo choć przejęły męską rolę utrzymania domu, nadal muszą jeszcze być służącymi swojej własnej rodziny. Nie tylko męża. Również dzieci. Mają usługiwać, obsługiwać i zaharować się, aby kupić smartfona czy inny gadżet. I zamiast iść do kosmetyczki czy fryzjera, one to robią. Kupują dzieciom wymarzone prezenty.
Często kosztem swojej ciężkiej pracy, branych kredytów, tylko żeby zaspokoić zachciankę. Po co?
Bo dziecko jest dla wielu rodzin najważniejsze i trzeba mu wszystko zapewnić. Nawet jak na to rodziny nie stać. Dziecko to symbol świetności. Ma spełnić oczekiwania rodziców, ma mieć od urodzenia lepiej niż matka czy ojciec. Takie postawy kończą się z reguły bardzo dramatycznie. Dziecko uczone jest pychy, staje się roszczeniowe, a w swoim własnym życiu rzadko osiąga sukces.
Ale dlaczego kobiety nie wymagają, żeby to mąż pracował na te wszystkie zachcianki? Okej, ja sprzątam, gotuję, a ty masz zapewnić godziwy byt – mnie i mojemu dziecku?
Bo wiele kobiet potwierdza swoją kobiecość wyłącznie przez fakt posiadania obok siebie mężczyzny. Stare powiedzenie „niechby pił, niechby bił, byleby był” jest nadal aktualne. Więc takie kobiety będą robić wszystko, by zadowolić pana i władcę. Nie tylko go obsługiwać, ale jeszcze pracować na dom, byleby tylko spełnić jego oczekiwania. Oczekiwania, które absurdalnie wpajają swoim synom inne kobiety – ich matki. I to idzie z pokolenia na pokolenie.
Znam przypadki, kiedy facet nie pracuje, bo nie może znaleźć „godnej siebie” pracy. I kobiety godzą się na taki układ. Nie mówią – idź, zarób cokolwiek, albo spadaj, bo nie wypełniasz w rodzinie swojej funkcji. Dlaczego to robią, godzą się na to?
Często, by zamaskować swój fatalny wybór. Miało być idealnie i trzeba taką wizję stworzyć dla świata. Facet jest do bani, ale kobieta skonstruuje taki dom, by nie było tego widać. I będzie liczyć, że on w końcu się ogarnie, że wyjdzie zapolować na tego mamuta... No i to, o czym już mówiłem – ważne, że w domu jest jakikolwiek facet. Trudno się przyznać do porażki.
I jest jeszcze matka, która ocenia, wtrąca się, chce zarządzać życiem córki.
To kolejny problem i w Polsce bardzo rozpowszechniony. Wiele matek uzależnia od siebie swoje córki. Chcą mieć nad nimi władzę absolutną. Do śmierci. Będą recenzować, akceptować lub nie. I dorosłe już kobiety poddają się tej presji. Mam kilka takich pacjentek. Na stanowiskach, w mocno średnim wieku. Jak dzwoni mamusia, stają natychmiast na baczność. Nie są w stanie odmówić, wypełniają każde życzenie. Nie rozumieją, że mąż nie chce, aby mamusia przychodzila w każdą niedzielę na obiad, albo mieszkała razem. Mają żal, pretensje o to, że on nie chce mieć w swoim życiu jej mamusi.
A może mają rację? Może taka powinna być dobra córka?
Bzdura. Kobieta musi na pewnym etapie zrozumieć, że trzeba przestać żyć bez mamusi. Że człowiek nie ma obowiązku życia życiem swoich rodziców, ani żyć według ich upodobań. Oczywiście, jeśli rodzice wymagają realnej pomocy, trzeba im pomóc. Ale to nie oznacza brania mamusi do siebie czy rzucenia pracy, aby się nią zająć. Żyjemy, aby rozwijać siebie, swoje dzieci, życie się nie cofa. Nie ma powodów, by poświęcać się dla rodziców. Można zatrudnić opiekunkę, znaleźć dobry dom opieki. Oczywiście trzeba na ten temat z rodzicami rozmawiać i wspólnie to omówić, bo też nie są ubezwłasnowolnieni. Ale jeśli starszy człowiek, wymagający stałej opieki, odmawia pójścia do zakładu, to też musi sobie zdawać sprawę z tego, że niesie to za sobą określone konsekwencje. Nie może wymagać wyłącznie od dziecka.
Ale w Polsce jest nadal pewnego rodzaju stygmat – oddała matkę do domu starców, wyrodna córka...
Tylko w Polsce. W innych krajach starzy ludzie sami dbają o swój komfort wykupując zawczasu miejsce w domu spokojnej starości. Tam często ich dzieci zmieniają miejsce zamieszkania, są mobilne. Nie rzucą nagle wszystkiego, by zajmować się matką. I wszyscy to rozumieją, że taka jest kolej rzeczy.
Cóż, ja znam wiele kobiet, które poświeciły się dla starych matek. Ba, uważają, że są w związku z tym bohaterkami, spełniły swoja misję.
Dla mnie takie poświęcenie jest zawsze lekko podejrzane i najczęściej wynika z tego, o czym mówiliśmy wcześniej. Potrzeby akceptacji, dobrej oceny ze strony matki. Jeśli całe życie nie byłam zbyt dobrą córką, to może wreszcie usłyszę, że jestem kochana, najwspanialsza, najlepsza. Są kobiety, które na takie słowa czekają całe swoje życie. Więc są skłonne zrobić dosłownie wszystko, w nadziei, że w końcu je usłyszą...
Rozmawiała Magdalena Gorostiza