Jeszcze przed wykładem dostałam informacje, żeby zabrać kajet, długopis, butelkę wody i ewentualnie 500 złotych w gotówce na zakup szkoleń w promocyjnych cenach. Kasa została w domu, zeszyt i owszem wzięłam. Nie był mi jednak za bardzo potrzebny.
Przez blisko godzinę spotkania nie usłyszałam niczego, oprócz wyświechtanych sloganów. „Na zmiany jest zawsze właściwy czas”, „wszystko jest w mojej głowie”, „trzeba uwierzyć w sobie”. Niestety, najwyraźniej jestem człowiekiem małej wiary, bo nie brzmiało to dla mnie przekonująco. Nie chciało mi się też słuchać żarcików okraszonych słowem na k… Uciekłam z sali, nie doczekawszy końca. Mówca odniósł jednak sukces, bo przecież zainwestowałam w bilet. Zostałam też zmotywowana. By o fenomenie różnej maści wystąpień motywacyjnych porozmawiać ze Stefanią Rudnik, psycholożką i terapeutką z Psychomedica Instytut Psychologii i Edukacji.
Muszę przyznać, że nie było wolnego miejsca, choć bilety wcale tanie nie były. Przeważali ludzie do 40 roku życia, patrząc po strojach, to pracownicy korpo lub urzędów. Jest jakiś traget dla takich wystąpień? Są ludzie, którzy są podatni na takie prelekcje?
Oczywiście. Ludzie są nastawieni na sukces, a w społecznym wydźwięku sukces jawi im się najczęściej, jako osiągnięcie wysokiego statusu materialnego i prestiżowego stanowiska pracy. Na tego typu spotkaniach słyszą, że mogą wszystko, jeśli tylko odpowiednio się ukierunkują, a osoby z zaniżoną samooceną mają okazję do kompensowania sobie swoich deficytów, słyszą przecież od swojego autorytetu, że są zasobne, a ich potencjał mocno niewykorzystany. I jest to prawdą, każdy ma jakieś zasoby, cechy i kompetencje, których może nie dostrzegać, ale samo ich wskazanie nie powoduje jednak w następstwie natychmiastowej zmiany w stylu działania, bo to często proces bardzo złożony! Dużo się też mówi o konieczności pozytywnego myślenia, co w obecnych czasach zdarza się, że jest rozumiane opacznie, przez co ludzie ulegają jeszcze większej presji bycia ,,jakimś i kimś’’ i niedopuszczania do siebie całego spektrum potrzebnych emocji i odczuć. Żyjemy też bardzo szybko, ludzie chcą zatem równie szybkich rozwiązań, a coachowie czy trenerzy mentalni obiecują im, że tylko wystarczy zmienić nastawienie i kierunek myśli i wszystko będzie w zasięgu ręki. Zatem podatne na tego typu działania będą bardziej zarówno osoby odczuwające potrzebę szybkich zmian, jak i ludzie zmęczeni swoją obecną sytuacją życiową.
Mnie zniechęcił już początek w stylu disco polo. Miał rzekomo rozruszać publiczność. Potem jakaś para opowiadała o tym, jak zmieniło się ich życie po wysłuchaniu iluś tam wykładów. No a potem wyszedł na scenę główny bohater. Przez godzinę nie dowiedziałam się niczego, o czym bym już nie wiedziała. Ponieważ od dawna stosuję zasadę, że nie podążam drogą utopionych kosztów, wyszłam. Nie rozumiem jednak tego fenomenu – po co płacić tyle pieniędzy, żeby słuchać truizmów? Szczególnie, że w internecie i to za darmo można posłuchać naprawdę świetnych wykładów...
Niektóre osoby zwyczajnie nie wiedzą, czego się mogą po takim spotkaniu spodziewać. Zarówno trenerzy mentalni, coachowie czy mówcy różnej maści obiecali im przecież osiągnięcie jakiegoś z punktu widzenia odbiorcy ich usług ważnego celu. Ludzie przychodząc na takie spotkanie z całym ładunkiem własnych doświadczeń i trudności słyszą, jak pięknie może wyglądać ich życie i zaczynają w to wierzyć. Obiecano im zmianę, której tak bardzo pragną, rozwiązanie ich dotychczasowych problemów, a finalnie osiągnięcie pełnej harmonii życia. Slogany są przeróżne, wszystkie jednak oscylują wkoło obietnic docelowej zmiany na lepsze, jeśli tylko wykorzysta się odpowiednio swój potencjał.
Niektóre spotkania grupowe z trenerami mentalnymi czy motywacyjnymi przybierają wręcz charakter działania zbliżony do funkcjonowania w sekcie. Jest guru, czyli często nieosiągalny autorytet, który jawi się wszystkim jako wzór bycia i życia, za którym należy bezwzględnie podążać. Uczestnicy karmieni są na zmianę naukową terminologią przeplataną bardzo uproszczonymi radami, jak dokonać szybkich zmian w zakresie swojego funkcjonowania czy stylu myślenia, by osiągnąć swój sukces.
I ludzie w to wierzą... Czy po nawet trzech godzinach wykładu przeplatanego słowami na k… można stać się innym człowiekiem?
Proszę zauważyć, że grupą docelową odbiorców usług coachów i trenerów mentalnych są ludzie, którzy patrząc na nich, uwierzyli w możliwość osiągnięcia szybkiej zmiany w życiu, ale także osoby, które chcą zająć się w przyszłości taką samą profesją, bo przecież widzą, że ona daje możliwość zarabiania.
Odpowiadając bezpośrednio na pytanie, czy możliwa jest tak szybka zmiana, odpowiem zdecydowanie - nie! Nawet jeśli ktoś uposaży się w przekonania, jak powinien postępować i myśleć by osiągać sukcesy, to i tak później okazuje się, że z racji swoich tendencji, barier powstałych w toku całego rozwoju czy obaw, nie potrafi tego wdrążyć w swoje życie. Jest też druga ważna kwestia. Coaching sam w sobie nie jest zły, jeśli odbiorcami tych oddziaływań są osoby zdrowe. Coaching skupia się przecież na towarzyszeniu człowiekowi w rozwoju, realizacji jego celów czy zmian nawyków przeszkadzających w efektywnym działaniu. Problem jednak w tym, że coachowie czy trenerzy mentalni, bardzo często z racji braku odpowiednich do tego kwalifikacji, nie potrafią różnicować, kto jest osobą zdrową, a kto nie. Nie zawsze przecież człowiek manifestuje typowe kliniczne spektrum objawów np. depresji w kontakcie z drugą osobą, a sama jego deklaracja, że jest zdrowy może wynikać z przekonań i negacji choroby. Niektórzy przecież potrafią zarzucać sobie lenistwo czy winić siebie za spadek motywacji do działania, a zamiast skorzystać z pomocy specjalisty, wybierają sesję z coachem lub trening mentalny czy motywacyjny. I wówczas taki człowiek z racji towarzyszącej mu choroby, usłyszawszy, że dużo zależy od niego, wystarczy tylko zmienić myślenie i nastawienie, jeszcze bardziej osadzi się w poczuciu winy.
Ludzie jednak chcą szybkiej zmiany swojej obecnej sytuacji, zatem chcą zweryfikować czy to co im się obiecuje w pięknie brzmiących sloganach, jest prawdą. Tymczasem taki coach czy trener, przedstawia się często jako wzór pożądanego funkcjonowania. Pełen pozytywnego myślenia i pasji do realizacji swoich celów ,,sprzedaje” swoją wizję funkcjonowania jako jedyną słuszną. W tym również widzę swego rodzaju niebezpieczeństwo. Ludzie obecnie są zewsząd zasypywani informacjami, że należy myśleć pozytywnie, co może prowadzić do sytuacji przyjęcia takiego stylu myślenia jako jedynego, który może doprowadzić do osiągnięcia satysfakcji z życia. Do tego należy dołożyć wszechobecną społeczną narrację pełną presji do osiągania sukcesów, produktywności, nieustannego rozwoju i wyznaczania sobie coraz to nowszych celów. Taki wymuszony pozytywny styl myślenia może prowadzić wtórnie do bagatelizowania swojego stanu zdrowia, unikania innych emocji, których doświadczanie zostało nam wmówione jako niekorzystne. Proszę pamiętać, że sam nakaz czucia się w określony sposób nie spowoduje zniknięcia negatywnych emocji, które też są nam potrzebne i mają charakter informacyjny, o tym co przeżywamy i jakie to ma dla nas znaczenie.
Widzisz niebezpieczeństwo w tej modzie na coaching? Coachem może być w Polsce każdy, wystarczy ogłosić się choćby na Facebooku…
Oczywiście, że widzę! Jak już wspominałam coach z założenia powinien pracować z osobą zdrową psychicznie. Niestety w praktyce nagminnie obecnie zarówno coachowie czy trenerzy mentalni, motywacyjni, wchodzą w kompetencje psychologów i psychoterapeutów, próbując oddziaływać na osobę z zaburzeniami i chorobami natury psychicznej. Nie zawsze robią to celowo, skąd mają jednak wiedzieć, że mają do czynienia z pacjentem chorym na depresję, doświadczającym kryzysu na tle psychicznym czy mającym zaburzenia osobowości? Specjaliści wymienionych powyżej zawodów i profesji nie mają żadnych kwalifikacji do różnicowania zaburzeń i chorób natury psychicznej. Sama deklaracja uczestnika, że jest zdrowy czy nie manifestowanie pełnego obrazu choroby, nie czyni człowieka zdrowym. Zatem w praktyce ogromna część ludzi z depresją, zaburzeniami osobowości również korzysta z oddziaływań coachów i różnego rodzaju trenerów, co wtórnie może prowadzić do pogorszenia stanu zdrowia tych ludzi. Motywowani do zmian stylu myślenia, konieczności ukierunkowania się na działania celem osiągnięcia sukcesów, słyszący, że tak wiele zależy od nich, często zarzucają sobie brak wystarczającej motywacji czy chęci, bo przecież to od nich tak wiele zależy. U takiej osoby może dojść do obniżania się wtórnie samooceny, a pacjent z depresją, zamiast skorzystać z profesjonalnego wsparcia i pomocy, uposażył się w przekonanie, że to wszystko zależy od niego, zatem może pogłębiać się w poczuciu winy za brak podejmowanej inicjatywy. Mamy również wysyp szkoleń i warsztatów ukierunkowanych na pracę nad samooceną i wypracowaniem lepszej odporności na stres. Uczestnicy, co prawda usłyszą, co należy robić i jak myśleć, żeby cechować się wysokim poczuciem wartości, ale są to oddziaływania na bardzo płytkim poziomie. Na naszą samoocenę składa się cały zbiór przekonań o nas samych i doświadczeń pojawiających się od okresu wczesnodziecięcego i na przełomie całego rozwoju człowieka. Nikt zatem nie zmieni się tylko dlatego, że ktoś inny powie mu jak ma myśleć i co ma robić. To długa i mozolna praca.
Masz pacjentów, którzy chodzili na podobne spotkania, a jednak nic cudownego się nie wydarzyło? Jak to wygląda z ich perspektywy?
Niestety mam. Są to osoby, których stan pogorszył się po takich spotkaniach. Poszły na te treningi skuszone obietnicami realnej, szybkiej poprawy swojego samopoczucia, zmiany nawyków, ukierunkowania się na cel. Wracały chwilowo zmotywowane, po czym okazywało się, że sukces wcale nie nadchodzi, mimo chęci wdrążenia innego, pozytywnego stylu myślenia. I ci ludzie, którzy uwierzyli bezkrytycznie w magiczną formułkę, że ,,wszystko zależy od twojego nastawienia”, tracą jeszcze bardziej wiarę w swoją skuteczność i zarzucają sobie brak chęci poczucia się dobrze, co często jeszcze bardziej obniża ich samopoczucie.
Co być radziła osobom, które faktycznie chcą zmiany, widzą, że coś jest z ich życiem nie tak? Jaką droga powinny podążać?
Jeśli nagle tracimy motywację do działania czy mamy długotrwały spadek nastroju, zawsze polecam wizytę u specjalisty. Należy też mieć świadomość, że praca nad samooceną i lepszym radzeniem sobie ze stresem często wymaga terapeutycznej pracy z uwzględnieniem indywidualnych tendencji, przekonań każdego człowieka. Radziłabym więc ostrożność i urealnienie swoich oczekiwań w stosunku do działań coachów czy trenerów mentalnych. Nie neguję coachingu czy treningu mentalnego jako takiego, neguję pracę poza granicami swoich kompetencji i obiecywanie ludziom często nierealnych efektów.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza