Dzisiejszy świat nie jest łatwym miejscem do życia dla wielu z nas, ale w szczególny sposób nie jest łatwy dla młodych mężczyzn. Oczekuje się od nich, że poradzą sobie zawsze i wszędzie, że będą niezwyciężeni. Tymczasem, jeśli dobrze się rozejrzymy, znajdziemy wokół siebie mężczyznę, który rozpaczliwie zmaga się z własnym życiem, który się miota, cierpi z powodu zaburzeń emocjonalnych, nie radzi sobie w kontaktach z innymi, ma niewielu przyjaciół lub brakuje mu dziewczyny.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź wydaje się dość prosta. Społeczeństwo wymaga, by faceci byli szlachetnymi, silnymi, dojrzałymi, proaktywnymi obywatelami, którzy wezmą odpowiedzialność za siebie, którzy będą współpracować z innymi. Jest tylko jeden problem. To wymagające społeczeństwo nie zapewnia ani wsparcia, ani środków, ani miejsc niezbędnych do tego, by mężczyźni mogli to wszystko rozwinąć.
W ciągłych zmianach bardzo ciężko jest się odnaleźć. Łatwo zagubić siebie. Sprawia to, że chłopcy szukają ucieczki i wybierają wycofanie się w bezpieczne miejsce, gdzie mają kontrolę nad rezultatami własnych działań, nie muszą obawiać się odrzucenia, mogą w pełni okazywać emocje, a ich umiejętności są doceniane.
Tak samo sytuacja się ma z emocjami. Od najmłodszych lat uczy się chłopców, że nie wypada płakać, że emocje to domena dziewczynek. Zresztą czy nie jest tak, że łzy, ale i przytulanie, mówienie „kocham Cię” czy nawet pozornie proste „zależy mi na Tobie”, wydają się szczytem nie do przejścia, bo przecież „chłopiec musi być twardzielem”? Wymaga się, by mężczyzna był samcem alfa. Zapominamy o tym, że w naturze występują też samce beta i wielu, wielu innych, którzy mają więcej cech opiekuńczych, mniej testosteronu, a ich siłą jest empatia i wrażliwość.
Przyczyną takiego stanu rzeczy może też być współczesna niestabilność rodziny. Na przykład mężczyźni rzadko wygrywają sprawy o opiekę nad dziećmi, przez co postrzegani są jako bezduszni. Ale także w rodzinach, gdzie jedno z rodziców jest na emigracji zarobkowej. Dziecko czuje się samotne, często zaniedbane, a na chłopców spada niepisany i niewypowiedziany na głos obowiązek zaopiekowania się matką i rodzeństwem.
To wszystko zebrane razem może rodzić bardzo wiele konfliktów. Także, niestety, wewnętrznych. Tworzy bariery, ale przede wszystkim każe chłopcom już od najmłodszych lat być twardzielami. Nie okazywać emocji. Nie płakać. Nie mówić „kocham”. Nie za często przytulać. Trzeba dużo pracować. Trzeba być silnym. Trzeba być agresywnym. Trzeba lubić przemoc. Nie można chorować. Trzeba ukrywać ból. Trzeba lubić sport. Trzeba lubić „męskie” zajęcia. Trzeba ukrywać to, co niewygodne.
I tutaj dochodzimy do sedna problemu, który chcę opisać. Problemu przemocy. Jak zapewne wiecie, przemoc może przyjmować wiele postaci. Wyróżniamy przemoc fizyczną, psychiczną, emocjonalną, seksualną, ekonomiczną. Problem polega na tym, że nikt nie jest i nikt nie może być na nią odporny. Statystyki pokazują, że ofiarami przemocy najczęściej są kobiety i dzieci, ale oczywiście zdarza się to także mężczyznom.
Aby uwolnić się od oprawcy, należy zrobić dwie rzeczy. Bardzo trudne, którym ciężko podołać. Pierwsza to przyznać się przed samym sobą, że jest się ofiarą przemocy. Usiąść w ciszy i powiedzieć sobie: „tak, jestem bity/bita, jestem gwałcona/gwałcony, jestem ofiarą przemocy psychicznej”. Wbrew pozorom jest to krok najtrudniejszy. Najczęściej ofiara jest osobą zależną od sprawcy. Czy to finansowo, czy emocjonalnie. Poza tym często próbuje usprawiedliwiać i gdzieś w środku wierzy w jego/jej zmianę.
Drugi krok to poproszenie o pomoc. Najczęściej zaczyna się od najbliższych. Potem w grę wchodzą różnego rodzaju instytucje, od policji poczynając, przez ośrodki pomocy społecznej, po szpitale czy psychologów i psychoterapeutów. I tutaj największy problem znów mają chłopcy i dorośli mężczyźni. O ile po kobietach i dziewczynkach można się „spodziewać”, że w niektórych sytuacjach stają się ofiarami (tak, źle to brzmi, ale to nad nimi kat częściej się znęca), tak od chłopca już od wieku nastoletniego niejako WYMAGA się tego, że będzie się umiał postawić, obronić matkę, rodzinę, oddać sprawcy, załatwić sprawę „po męsku” (cokolwiek by to miało oznaczać) i rozwiązać problem.
To rodzi wiele problemów, bo chłopiec nie wie, jak ma się zachować. Nikt mu nie powiedział, że ma prawo prosić o pomoc. Że może płakać w poduszkę. Że czasem jest zbyt mały, by się postawić ojcu, a jego próby obrony młodszej siostrzyczki spełzną na niczym, bo ojciec jest silniejszy, a zastraszona matka nie umie się postawić i wszyscy razem wylądują na szpitalnym oddziale ratunkowym. Nie ma kampanii społecznych, w których mężczyźni zgłaszają się po pomoc do różnych instytucji. Najczęściej to „zupa jest za słona”, a nie „źle przykręcona półka”.
Wszystko to, co opisałam wcześniej, przyczynia się do tego, że tak naprawdę może i chłopcy czy mężczyźni ofiarami są rzadziej, ale są nimi, nazwijmy to, „mocniej” czy też „bardziej intensywnie”. Dlaczego? Ponieważ nie mogą nimi być. Bo nie wypada. Bo nie tego wymaga od nich społeczeństwo. Bo emocje to taka „babska” sprawa. A chłopiec musi się umieć postawić.
A potem dochodzi do tragedii. Jak np. w przypadku Dominika, który wtłoczony w nieczułe społeczeństwo, nie umiał sobie poradzić z natłokiem kotłujących się w nim emocji i popełnił samobójstwo. I mam obawy, że takich sytuacji może być bardzo dużo. Nie wszystkie muszą się kończyć samobójstwem, ale przemoc emocjonalna jest wszechobecna, choćby w postaci hejtu, a to odbija się na chłopakach, którzy odreagowują na sobie, bo społeczeństwo nie pozwala im wyrzucać z siebie negatywnych emocji w inny sposób.
I dopóki nie pozwolimy im tego robić, dopóki nie będą mieli przyzwolenia na bycie sobą, dopóki emocje nie będą czymś naturalnym dla wszystkich, to wiele sytuacji przemocowych może się skończyć tragediami. I mam obawy, że wiele się kończy, tylko się o nich nie mówi. Bo po co.
Przecież chłopcy sobie poradzą, prawda?
Monika Kotlarek artykuł z portalu psychologia-społeczna.pl