Sygnałem nadchodzącego kryzysu są coraz częściej pojawiające się wulgarne wyrażenia, chęć obrażenia partnera i odchodzenie od przyczyny sporu na rzecz nic nie wnoszącej kłótni, szukanie do niej pretekstów. Jeśli konflikty pojawiają się coraz częściej – zwróć na to uwagę, bo mogą zwiastować kryzys. Innym symptomem jest rosnąca niechęć do przebywania razem. Fizyczna lub psychiczna nieobecność partnera może zwiastować kryzys. Ewidentnym przejawem kryzysu jest stałe unikanie seksu.
Wczesne objawy kryzysu mogą być widoczne dla otoczenia już przed ślubem, chociaż niezauważone jeszcze przez partnerów. Kryzysów nie da się jednak ich uniknąć. Ich pokonanie zależy od wielu czynników, m.in. głębokości uczucia i dojrzałości psychicznej partnerów. Obojga. Nie da się walczyć o związek samotnie.
DZIESIĘĆ KRYZYSÓW MAŁŻEŃSKICH
1. To nie on!
Kryzys ten przychodzi po kilku latach małżeństwa. Przestają działać feromony, które doprowadziły nas do ołtarza i nagle okazuje się, że nasz partner jest daleki od wyśnionego księcia. Bardziej przypomina Misia Uszatka, który zapadł w sen zimowy, w swojej gawrze z komputerem. Czasem budzi się w nim jednocześnie dr Jakyll i Mr. Hyde. Bywa i tak, że nasz mężczyzna nie przypomina żadnej bajkowej postaci. I może to jest najsmutniejsze. Natomiast ty, oddałaś dobrej wróżce swoją suknię balową, karoca zamieniła się w dynię. Znowu pracujesz w pocie czoła. Zapomniałaś już nawet, jak pięknie być księżniczką.
2. Nieodcięta pępowina
Specyficznym źródłem problemów małżeńskich jest ingerencja osób trzecich w stosunki między małżonkami. Najczęściej dotyczy to nieodciętej pępowiny z matką. Nawet dorozumianie wyrażanie zgody na ingerencję Mamusi w nasz związek jest sygnałem dla partnera, że priorytetem jest relacja inna niż małżeńska. A to budzi w partnerze nieufność, poczucie bycia zignorowanym i opuszczonym. Nie wpływa to korzystnie na jakość związku. Jeśli większość decyzji rodzinnych jest konsultowana z Mamusią – kryzys w związku jest gwarantowany.
3. Ja czy dziecko?
Ten kryzys może nastąpić w momencie narodzin pierwszego dziecka. Mężczyzna jest zaskoczony tym, że poświęcasz dziecku więcej czasu niż jemu. Tłumaczenie, że dziecko jest nieporadne i nie przetrwa bez opieki rodziców zdają się nie być wystarczająco przekonujące. Twój Pan i władca czuje się odrzucony. Kwituje pojawienie się dziecka i twoje zmęczenie nocnymi karmieniami hasłem: „Wiedziałem, że tak będzie”.
Z drugiej strony jeśli liczysz na jego wsparcie – od razu przygotuj się na małżeński kryzys. Jego tacierzyństwo kończy się na spłodzeniu potomka. Jeśli zabierze dziecko na spacer – wiedz, że robi ci przysługę i musisz mu być za to wdzięczna.
4. Jak ty go wychowujesz?!
Odmienna koncepcja wychowania dziecka, wywodząca się z różnych tradycji rodzinnych obydwu rodziców, również może doprowadzić do kryzysu. Jeśli małżonkowie mają wykluczające się wizje wychowania swoich pociech, staje się to zarzewiem konfliktu. Oczywiście najbardziej poszkodowane na tym są dzieci, ale kto tam zwraca na to uwagę. Najważniejsze jest, że to „ja mam rację”.
5. Słabsi muszą odejść
Ten kryzys związany jest ze sferą zawodową małżonków. Wieloletnie zaangażowanie w pracę skutkuje osłabieniem relacji między małżonkami. Coraz więcej rzeczy obgadują z kolegami w pracy, ze sobą kontaktują się mejlem. Do domu wpadają na chwilę. Jedna z tych chwil może się okazać krytyczna. Szczególnie, jeśli któryś z małżonków jest mniej poświęcony robieniu kariery niż drugie.
6. Witaj rutyno
Do kryzysu może doprowadzić także dominująca w pożyciu małżeńskim rutyna i wzajemne znudzenie się sobą partnerów. Wielu małżonków traktuje ślub jako swego rodzaju zakończenie starań o uczucia ukochanej osoby. Tymczasem związek jest jak kwiat. Trzeba o niego dbać. Podlewać swoją miłością, zaufaniem, zainteresowaniem. Trochę to przypomina zasilanie konta bankowego. Dopóki wpłacam pieniądze – mogę wybierać z konta. Jeśli przestaję się angażować, inwestować w związek i tylko wypłacam, wypłacam, czyli oczekuję, że będę dostawać – może się okazać, że moje konto w pewnym momencie okaże się puste. I wtedy kryzys gotowy. Bo ja chcę dalej dostawać, a moja żona, lub mąż nie będzie dawać dłużej na kredyt. I kwita. Wtedy przychodzę z reklamacją do kasy, czyli robię awantury (używając argumentu, że żona nie jest już taka fajna jak kiedyś) lub robię skok w bok, bo gdzie indziej pewnie dostanę na kredyt.
7. 100lat!
Ten kryzys związany jest z wiekiem i ogólnym rozczarowaniem życiem. Część odpowiedzialności za to, że nasze życie nie jest bajką ponosi rzecz jasna partner. Odkąd okazało się, że ta żaba nijak nie chce się zamienić w księcia, do naszego harmonogramu dnia wkradł się smutek i rezygnacja. Robimy pierwsze podsumowanie naszych życiowych dokonań i jeśli wypadają one blado, biada partnerowi. To jest kryzys wartości, który bardzo głęboko odbija się na małżeństwie. Mężczyźni przechodzą kryzys wieku średniego, kobiety odkrywają niepokojącą ilość zmarszczek. Aby poprawić sobie kondycję psychiczną, mężczyźni flirtują z młodszymi, kobiety wyrzucają domową wagę. Kryzys wieku średniego z czasem mija. Nie każde małżeństwo potrafi przetrwać taką próbę. Pytanie brzmi, czy trzeba trwać?
8. W szponach nałogu
Ogromne zagrożenie dla związku stanowi także nałóg któregoś lub obojga partnerów. Nałogi mają destrukcyjny wpływ na związek, gdyż rewolucjonizują system wartości. sprawiają, że nałogowcy działają egoistycznie, niszczą poczucie zaufania, bliskości i bezpieczeństwa u partnera i mogą rodzić przemoc w stosunku do członków rodziny. Wiele związków, w których panuje nałóg kończy się patologią rodziną lub osobistą tragedią małżonków.
9. Syndrom pustego gniazda
Gdy ostatnie dziecko wyprowadza się już z domu, partnerzy muszą się nauczyć żyć ze sobą na nowo, już tylko we dwoje. Jeśli przez lata rutyny pomiędzy partnerami zanikła więź i teraz łączą ich tylko sprawy dzieci i domu – rzeczywistość może okazać się okrutna: „Kim jest ten mężczyzna i o czym z nim rozmawiać?”
10. Sprawdzian od losu
Ten kryzys spada na nas w najmniej oczekiwanej chwili. Spowodować go może jakieś nieprzewidywalne zdarzenie, takie jak np. utrata pracy czy ciężka choroba w rodzinie. To jedyny kryzys, który sprzyja wzmocnieniu więzi między partnerami i czasem przeobraża się w prawdziwe błogosławieństwo. A czasem nie.
Nasuwa się teraz pytanie, czy w każdym związku musi dochodzić do konfliktów?
Zapewne nie. Ale tam, gdzie to następuje, ważne jest, aby partnerzy potrafili ze sobą rozmawiać. Nie wolno lekceważyć sygnałów, które wysyła druga osoba. Lepiej wprost zapytać o przyczynę i samej również komunikować swoje uczucia, a nie pozostawać w sferze domysłów. Domysły rodzą kolejne domysły, a to jeszcze bardziej oddala nas od siebie. Tak samo jak „ciche dni”. Pojawia się dystans między małżonkami i zmniejsza się wzajemne zaufanie. Rozmowa, nawet trudna może się okazać zbawienna dla związku.
I tu zachodzi trudność: mężczyzna z reguły niechętnie wdaje się w analizowanie problemów, zbytnie roztrząsanie uważa za niemęskie i stara się tego unikać. Jak w tej sytuacji rozmawiać?
Nie wszyscy mężczyźni znają tę oczywistą prawdę, że kobieta potrzebuje słów. Dlatego trzeba im o to uświadomić. Trzeba przy tym unikać tonu rozżalenia, pretensji i oskarżeń, tylko po prostu powiedzieć o swoich odczuciach i konkretnych oczekiwaniach pod jego adresem.
Jak radzić sobie z kryzysem: przeczekać, aż sam minie, próbować go samodzielnie pokonać czy zwrócić się o pomoc do psychoterapeuty?
Z małżeństwem jest jak z samochodem. Kiedy zabraknie ci płynu do szyb, oleju silnikowego, czy płynu hamulcowego, sama możesz je uzupełnić, wymienić. Z drobną usterką pomoże ci mąż, brat, albo znajomy. Jednak z poważniejszym problemem jedziesz do mechanika. Kiedy w małżeństwie nastaje kryzys, też powinniśmy dać go do naprawy. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że tak jak z samochodem powinniśmy z mężem chodzić na roczny przegląd. Czysta profilaktyka. Może i śmieszna, ale pozwala jeździć. Tymczasem my raczej zajedziemy nasz związek niż udamy się do specjalisty.
Czy terapia małżeńska pomoże przetrwać kryzys?
To zależy od woli obu stron. Może tak być, że któryś z partnerów nie będzie chciał polepszenia sytuacji, tylko będzie dążył do utrzymania obecnego stanu, dla własnej wygody, bo nie chce ustąpić, bo nie ma sobie nic do zarzucenia itd. Albo wręcz przeciwnie – będzie dążył do rozwodu. Możliwości jest mnóstwo. Jedno jest faktem – po kryzysie nic nie jest takie jak przedtem.
Zdarzają się też takie sytuacje, w których nie warto już starać się o utrzymanie związku.
Dopóki ludzie się kochają i wierzą w to, że razem może być im dobrze – szanse na odbudowę związku są duże. Kryzys staje się dla takiej pary uzdrawiającym przeżyciem. Wprowadza nową jakość do związku. Są jednak przypadki, że w miarę postępowania terapii małżeńskiej ludzie dochodzą do wniosku, że więcej ich dzieli, niż łączy, i nie znajdują powodów do odbudowy związku. I to też jest ważne. Lepiej rozstać się, niż ciągnąć coś, co już się wypaliło i tylko przynosi szkodę każdej ze stron. Problem zaczyna się wtedy, gdy tylko jeden z partnerów myśli w ten sposób.
Beata Markowska