Bo każdy człowiek jest inny, ma inną drogę przeznaczenia i podejmuje inne wybory. Z socjologicznego punktu widzenia, kryzysy są jak wojny: sieją zniszczenie, ale kiedy pył bitewny opadnie, okazuje się, że ludzkość ewoluowała, rozwinęła potrzebną technikę, zrobiła coś nowego, wyjątkowego. Co prawda zapłaciła wysoką cenę, ale poszła do przodu. Za osobiste kryzysy też płacimy. Ile i za co? To zależy od ciebie.
Jestem coachem i trenerem rozwoju osobistego. Pracuję z ludźmi, którzy przychodzą do mnie najczęściej wtedy, kiedy dopada ich kryzys. Relacyjny, finansowy, rodzinny, egzystencjalny. Kryzys, niezależnie od dziedziny życia, której dotyka, to zawsze szczególny okres. To czas zmiany, który może prowadzić do nowych odkryć i konfrontacji z tym, kim jesteśny. To również czas przewartościowań, porzucania dawnych ról i odkrywania nowych. Zawsze jest momentem przełomowym i jeśli ujrzymy szansę, którą ukrywa pod nieprzyjemną powłoką, kryzys może stać się prezentem od losu. Aby móc go przyjąć, trzeba nam nieco wiary w siebie, swoje siły i zaufania do życia, które, i owszem, wiedzie nas przez wertepy, ale lepiej od nas wie, gdzie jest nasza oaza szczęścia. Żeby tam dotrzeć, czasem trzeba uciec od siebie i swojego życia. Kryzys ma w sobie potrzebny nam potencjał zmiany, energię działania. Wprowadzenie jej w życie nie jest łatwe, ale przecież możliwe. Jak sobie radzić z kryzysem i jego pochodnymi? Oto najczęściej pojawiające się pytania.
Jestem niegotowa na przełom.
Nie chcę zmiany, którą świat forsuje w moim życiu. Czuję że nie mam wpływu na to, co się dzieje dookoła. Nie dano mi wyboru żadnego wyboru. To frustrujące..
Wprawdzie nie mamy wpływu na to, co nas dotyka, ale możemy decydować, co z tym zrobimy. Są ludzie, którzy nie tylko nie tracą na życiowych zawirowaniach, ale zyskują. Świat jest odbiciem tego co jest wewnątrz nas. Jeśli są w nas lęki, świat będzie stwarzał dla nas sytuacje niepewne. Jeśli zaś ufamy sobie i zarazem światu, nie musimy bać się, że coś nas w życiu zaskoczy. Kryzys zewnętrzny jest świetną okazją do ujawnienia, co tak naprawdę w nas siedzi. Co możemy zrobić w sytuacji, kiedy już nas dotknął kryzys? Przede wszystkim należy zrobić przegląd tego, co nam siedzi w duszy i krzyczy, że się dusi. Jeśli zajrzymy głębiej, w studni naszych emocjonalnych wnętrzności być może znajdziemy problem z bezpieczeństwem, który korzeniami sięga jakiegoś zdarzenia z przeszłości. Najczęściej dość odległej. To co możemy wówczas zrobić, to wyciągnąć go na światło dzienne, dać sobie prawo do tych wszystkich uczuć, które spychaliśmy przez te wszystkie lata do piwnicy nieświadomości. W ten sposób uwalniamy się od zaległych emocji, ale i od problemów, które one stwarzały. Dzięki temu oczyszczamy przestrzeń w sobie, robimy miejsce na nowe zdarzenia, nowych ludzi, nowe uczucia.
Dlaczego tak się dzieje, że jedni przez całe życie mają braki finansowe, a innym zawsze się powodzi?
W moim życiu trwa permanentny kryzys. Ten zewnętrzny tylko go wzmocnił.
Chroniczny kryzys, chroniczny stan niedoboru finansowego jest pochodną naszych przekonań i wzorców. Jako dzieci oglądamy świat oczami rodziców, to oni pokazują nam, czym są pieniądze, jak się nimi posługiwać, czy są dobre, czy złe. Zapewne wiele razy słyszeliśmy różne opinie na temat pieniądza. Na przykład: „Pieniądze nie spadają z nieba, trzeba na nie ciężko pracować. Nie stać nas”, itp. I tak się potem dzieje w naszym życiu, że nic łatwo nie przychodzi, rzeczywiście musimy ciężko pracować a ostatecznie i tak inni mają lepiej. Tych, którzy odkładają pieniądze na przysłowiową czarną godzinę – czarna godzina z pewnością spotka. To działa jak samospełniająca się przepowiednia.
Z kolei ludzie wychowani w atmosferze szacunku dla pieniędzy, ale też radości z ich korzystania, żyją w dostatku, ciesząc się stałym przepływem gotówki.
Czy, będąc dorosłym, można zmienić światopogląd, szereg nabytych przekonań?
Klucz do tego pytania tkwi w słowie „nabyty”. To, co nie jest nam dane przez urodzenie jest dużo prostsze do wykorzenienia, bo nie jest częścią natury, tylko zewnętrznym tworem, do którego tak się przyzwyczailiśmy, że uznaliśmy za swój własny. A tak nie jest. Rodzimy się jako istoty czyste i niewinne. To otoczenie uczy nas, czym jest wstyd i poczucie winy. Ciężko się potem takich stygmatów wyzbyć, ale to nie oznacza, że nie jest to możliwe. Pierwszą rzeczą na drodze do zmiany jest uświadomienie sobie, co w nas siedzi. Jeśli nie wiemy, jakie są nasze przekonania, trudno je zamienić. Najpierw więc warto zadać sobie pytanie: Jakie są moje poglądy na temat pieniędzy? Co zasłyszałam od rodziców? Jakie powiedzonka są mi bliskie? Co stało się mottem mojego życia?
Jeśli nic nie przychodzi nam do głowy, a nasze doświadczenie życiowe potwierdza, że jesteśmy wolni od ograniczających nas poglądów, można wzmocnić lub wykreować pozytywne przekonania. Temu celowi służą afirmacje, czyli teksty zawierające pozytywne myśli na temat nas samych i życia. Ich zadaniem jest stworzenie nowych ścieżek neuronowych, którymi będą biegły nasze nowe przekonania, a zarazem , np. „Ja, Magda, jestem otwarta na przyjmowanie pieniędzy za darmo”. Dla naszej podświadomości ten tekst brzmi nieomalże jak prowokacja. Dlatego warto zapisywać wszystkie „złe myśli”, które przychodzą do głowy podczas pisania tego krótkiego zdania afirmacyjnego. A mogą one być różne. Od wykrzykników typu „Jesteś głupia”, poprzez „Nic nie ma za darmo”, „Nie zasługujesz na nie..” aż po hasła typu „Pieniądze są brudne”. I z takimi kłodami w naszym umyśle trzeba pracować. Krok po kroku, jedno przekonanie po drugim transformować, zamieniać na przekonanie, że otwieram się i mam miłość i obfitość w moim życiu, że moja praca jest łatwa, lekka i przyjemna. Kiedy zakotwiczymy w sobie te przekonania, reszta dzieje się sama. Wszechświat zaczyna płynąć ścieżkami neuronowymi, które stworzyliśmy w sobie.
Czuję, że dla mnie jest już za późno.
Straciłam pracę, nie mam pieniędzy. Żyję w stresie, bez widoków na lepszą przyszłość. Jestem na dnie kryzysu. Co robić?
Wbrew pozorom to może być najlepszy moment w naszym życiu. Nasze dotychczasowe życie nie spełniło oczekiwań, a brak nam motywacji żeby zamienić je na inne. Ryzykowanie też nie jest naszą najlepszą stroną, szczególnie, jeśli w odwodzie są dzieci. Potrzebujemy punktu zwrotnego, czegoś z zewnątrz, co będzie impulsem do zmiany. Jeśli wcześniej nie potrafiliśmy znaleźć w sobie wystarczającej determinacji do wyjścia z utartych struktur, trudna sytuacja, w której czujemy się przyparci do muru, pełni rolę potrzebnego bodźca. Jej zadaniem jest obudzić nas z apatii, uruchomić w nas energię złości, niepogodzenia, żalu, gniewu. Emocje te mogą być przysłowiową kroplą goryczy, która sprawi, że odbijemy się od dna i zaczniemy proces zmian w naszym życiu. Złość może być bardzo twórczą energią. Ból i zranienie, jeśli właściwie je wykorzystać, mogą być naszymi wyzwolicielami.
Mam kryzys egzystencjalny.
Wydaje mi się że nic nie ma sensu, nie wiem kim jestem, po co to wszystko, moje życie.
Kryzys egzystencjalny to kryzys tożsamości. Statystycznie rzecz ujmując ujawnia się wtedy gdy mamy zaspokojone podstawowe potrzeby bytowe. Ktoś mógłby rzec, że pojawia się z nudów. Być może, ale pewnie ten ktoś nie wie, jak boli taki kryzys i jak bardzo ociera się o śmierć. Bo kiedy nie widzimy sensu naszego życia, to pierwsze pytanie jakie przychodzi do głowy, to: „Po co to wszystko?”. Paradoksalnie dotyka ludzi spełnionych i szczęśliwych. Przynajmniej pozornie. „Chorzy na egzystencję”, to ci, których wcześniejszy kryzys nie wyzwolił ze snu jakim było ich życie i teraz wpadają w kryzys istnienia. Jest to dużo bardziej przewlekła i zarazem dyskretna forma kryzysu. Bywa, że w zawoalowanej formie trwa przez lata. Gdybym miała wybierać, zdecydowanie poleciłabym kryzys małżeński, finansowy, czy zawodowy. W powyższych przypadkach dużo łatwiej określić przyczynę, odbić się od dna i poszybować. Przy kryzysie egzystencjalnym nie zależy nam na ratunku, ponieważ nie wiemy do czego mielibyśmy się ratować. Brak nam tego światełka w tunelu, które każdy upadający w końcu musi zobaczyć. A tutaj nic, tylko noc.
Jedyna droga ratunku dla właściciela kryzysu egzystencjonalnego to śmierć. Niekoniecznie dosłowna. Cała dotychczasowa tożsamość musi obumrzeć, po to aby człowiek mógł się narodzić na nowo, do nowego życia, do nowego świata. Po takim przebudzeniu nic już nie jest takie same. Ale niewątpliwie jest bardziej świadome i bliższe geniuszowi. Choć nie polecam takich kryzysów, to ci którzy je przeszli niewątpliwie zasługują na szacunek społeczny i często też stają się liderami dla innych.
W moim związku pojawił się kryzys.
Mąż mnie zdradził. Jak taką tragedię wykorzystać do tego, by wprowadzić pozytywne zmiany w życiu. Przecież już nic nie będzie takie jak przedtem?!
Pytanie podstawowe, czy to co było przedtem było dobre? W momentach kryzysu idealizujemy utraconą rzeczywistość. Odtwarzamy najlepsze chwile relacji i na tej podstawie kształtujemy obraz związku. Jakoś zapominamy, że jeszcze kilka dni wcześniej, żaliłyśmy się, że małżeństwo się wypaliło, że czujemy się gorsze, mniej atrakcyjne, nieważne. Kryzys w związku, zdrada zmusza nas do tego, by zrewidować swoje wyobrażenia nt. archetypu mężczyzny. Bo jeśli spotyka nas taki cios ze strony życiowego partnera, tego komu powierzyłyśmy swoje marzenia, to widomy znak, że nasz wybór drugiej połówki był zawodny. Jeśli w dodatku wcześniejsze nasze związki kończyły się podobnie – albo, to my z obawy przed zranieniem odchodziłyśmy wcześniej – musimy zajrzeć w głąb siebie, bo najprawdopodobniej nosimy w sobie wspomnienie pierwszego mężczyzny w naszym życiu, najczęściej ojca, który jako pierwszy nas opuścił, czy w inny sposób zdradził. Dopóki się z tym problemem nie spotkamy, przez całe życie będziemy przyciągać taką kategorię mężczyzn.
Po zdradzie już nic nie jest takie samo. Ale jednocześnie możliwym jest, że nasze życie uczuciowe „po” będzie lepsze niż kiedykolwiek. I o to należy walczyć. Kryzysy zdarzają się po coś, po to żebyśmy dali sobie szansę na lepsze życie.
Skąd brać siły na zmiany? Czuję, że znalazłam się na dnie.
Dla każdego dno jest na innej głębokości. Czasem tylko wydaje nam się, że sięgnęliśmy dna. Tkwimy tam i rozpaczamy, po czy okazuje się, że to wcale nie koniec, bo znowu się osuwamy. Jest jeszcze gorzej. Prawdziwe dno osiągamy w momencie, kiedy nie możemy już niżej spaść. Dopiero wtedy możemy złapać grunt pod nogami i zacząć się wspinać w górę. Dlatego ratowanie kogoś przed upadkiem może być przedłużaniem jego stanu zawieszenia, równi pochylnej w dół, ciągłego spadania. Niech już wreszcie osiągnie dno, bo wtedy będzie mógł zmienić kierunek ruchu. Wreszcie do słońca, do światła. Po upadku każdy jest poraniony i obolały, ale od tego momentu zaczyna się nowy rozdział życia. Do tej pory, żył z dnia na dzień, jak w transie. Teraz zaczyna świadomie wybierać, wyłącza autopilota i przechodzi na ręczne sterowanie. Los zaproponował mu drugą szansę. I choć zapłacił za to wysoką cenę, kiedy zagoi rany, okaże się, że tworzy życie o jakim zawsze marzył, a którego się wcześniej wyparł, a może o którym po prostu zapomniał.
Co będzie jak pogrążę się w kryzysie i sama nie dam rady nic zmienić? Jak sobie pomóc?
Frustracja, do której przywykliśmy, oraz stres, który stał się naszą drugą naturą, mogą sprawić, że ożywcza energia transformacji nie przebije się przez nawykowe dołowanie siebie. W takich przypadkach dobrze jest sięgnąć po wsparcie z zewnątrz. Jeśli mamy przyjaciół, którzy również przeżywają kryzys i znoszą go równie źle jak my, wzajemne wspieranie się będzie raczej wzajemnym ściąganiem się w dół. Nie oczekujmy wówczas wzrostu naszych sił życiowych ani odkrycia drzemiących w nas potencjałów. Ratunku należy szukać wśród ludzi, którzy chcą zmienić swoje życie i robią to. Są różne grupy wsparcia, można pójść na kurs, warsztat, szkolenie, które otworzy nas na coś nowego. Niekoniecznie musi to warsztat, który jest śmiertelnie poważny. Czasem energia zmiany uruchamia się w sposób zupełnie niespodziewany, w niespodziewanych okolicznościach. Wystarczy dać sobie przestrzeń do zaistnienia nowej energii i samo się dzieje.
Poważna zmiana zawodowa może się wykreować zarówno na kursie dotyczącym pracy jak i na kursie o odchudzaniu. Ważne, że zrobiłaś coś dla siebie, dał sobie i światu sygnał, że chcesz zmiany. A jako że jesteśmy całością, poprawa na jednym polu rodzi polepszenie innego. Efekt domina.
Chciałabym zmiany w życiu, ale dokładnie nie wiem, czego chcę.
Nie mam pomysłu na nową siebie, nową pracę, a o nowym związku nawet nie chcę myśleć.
W stanie permanentnego napięcia trudno o jakąkolwiek kreatywność. Kiedy siedzisz w więzieniu własnych ograniczeń, wydaje Ci się, że najdalej, gdzie możesz dojść to mur więziennego ogrodzenia. Ale na tym świat się nie kończy. Tak naprawdę, dopiero za murem zaczyna się życie.
Aby się o tym przekonać musisz przechytrzyć strażników więzienia. Nie jest to łatwe zadanie, ale wielu się już udało. I warto takich ludzi odszukać. Tych, którzy już zaliczyli kryzys w swoim życiu, uporali się z nim, a po zmianie wskoczyli na wyższą półkę. Warto mieć mentora, który przeszedł twoją drogą, wie gdzie jesteś, co czujesz i jak ci pomóc.
Świat jest pełen mądrych ludzi, choć nie jest łatwo ich znaleźć. Znakiem rozpoznawczym jest spokój duszy i zagojone blizny.
Beata Markowska
http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/kryzys-jak-zamienic-go-na-sukces/