- Rak, intensywne leczenie i pandemia pozbawiająca nagle rodzinę środków do życia - to spadło na rodzinę Karimy nagle, bez ostrzeżenia. W Luksorze, gdzie mieszkają - pomocy nie udało się znaleźć. Poznałam ich, gdy na pięć miesięcy utknęłam tam z powodu lockdownu. To wspaniali, choć prości ludzie. I pojawiła się wizja pomocy dla nich - jak można wyjść z sytuacji bez wyjścia. Ku życiu. Potrzeba tylko trochę dobra - naprawdę niewiele. Pomóżmy tym ludziom uwierzyć w życie na nowo - mówi Tatiana. - Każda/ każdy był zapewne kiedyś w takim dołku, gdzie nie widział już żadnej nadziei. Wyobraźcie sobie, że wtedy niespodziewanie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przychodzi do was pomoc z drugiego końca świata od ludzi których nawet nie znacie. Fajna magia, prawda?
Karima, mama i babcia - główna kobieta w tej rodzinie, jest chora na raka. Karima na oko ma może pięćdziesiąt parę lat, starszego męża, dwoje wnuków, córkę i czterech synów, z których jeden jest niepełnosprawny i cała rodzina się nim zajmuje. Jeden syn jest w wojsku. A dwóch pracuje.
Jej operacja - od marca przekładana z powodu obostrzeń wirusa, okazała się być za późno. To dla całej rodziny wielka tragedia. Od 3 tygodni Karima ma radio i chemioterapię. Ale rodzina nie ma pieniędzy nawet na to, żeby ją zawieźć do szpitala! To zawrotna dla nich kwota około 80 zł dziennie!
- Z moją pomocą i pożyczając gdzie się da ciułają z dnia na dzień te pieniądze, żeby ją wozić, karmić czymś lepszym niż chleb i mrożonki - bo ostatnio to im zostało - mówi Tatiana. - Codziennie stają przed wizją, że nie będą jej mogli leczyć, bo nie ma jak dojechać! Już nie mówię o tym w jakiej sytuacji to stawia samą Karimę. W jakim ona jest stresie. Wyobrażacie sobie? Oni bardzo wierzą w sens tego leczenia. Serce mi się kraje.To jest krańcowa bezradność.
Lockdown pozbawił rodzinę zupełnie środków do życia, bo obaj synowie pracowali w turystyce, a ta zamarła w Luksorze. Od marca nie mają pracy. Ale nawet kiedy pracowali, zarabiali w Luksorze około 400 zł miesięcznie. A teraz tam bez pracy jest pół miasta.
- Egipcjanie luksorscy zawsze pożyczali sobie wzajemnie, jak komuś zabrakło na, weksel. Pieniądze przepływały do najbardziej potrzebujących. I potem wracały. A teraz strach sprawił, że nie chcą pożyczać, nawet jeśli mają, więc w sytuacji kryzysu, jak tutaj teraz, nie ma skąd wziąć - tłumaczy Tatiana. - To jest zjazd po równi pochyłej. Chcą sprzedawać swój bardzo biedny dom… Myślę i myślę jak tu zmienić tę sytuację energetycznie z poczucia beznadziei na konstruktywny obraz. I przyszła mi do głowy taka inicjatywa - żeby pomóc im używany samochód, dać wędkę, a nie rybę.
Dzięki temu rodzina mogłaby nie tylko dojeżdżać do szpitala, mogliby zarabiać pieniądze. Mogliby stać się niezależni, mieć coś co działa, też kiedy nie ma turystów - taksówkę.
To jest wersja, która wzbudziła w całej rodzinie bardzo dużo entuzjazmu. Zobaczyli światełko w tunelu. Nadzieję, na jakieś wyjście z sytuacji.
- Kwota nie jest oszałamiająca - mówi Tatiana. - To około 10 tysięcy złotych, na stary samochód, na benzynę, na leki dla Karimy. Oczywiście dla jednej osoby to dużo, ale razem możemy wszystko. A tutaj to kwestia życia i nadziei na coś lepszego, a śmierci. Naprawdę. Każda suma się liczy. Dla mnie takie wyjście z prośbą o pomoc publicznie to też osobiste uzdrowienie. Dlatego mówię, że to jest też pomoc dla mnie.
Kontakt do Tatiany w razie pytań - tatiana@vip.wp.pl
KONTO do wpłat (rodzina nie ma swojego, więc Tatiana im przekazuję za pomocą western union):
Tatiana Cichocka
87 1160 2202 0000 0002 6521 5862
Link do wydarzenia na Facebooku.