Pewna moja znajoma, z którą czasami się widuję, już dawno wydała mi jasny komunikat: Gdybyś zachorowała, to pamiętaj, że mnie nie znasz i nigdy nie miałaś ze mną kontaktu. Ja nie mogę iść na kwarantannę, bo zamkną mi firmę.
Prowadzi jednoosobową działalność od lat, nawet na urlop nie wyjeżdża, bo branża jest taka, że nie da się jej na cztery spusty nawet na tydzień zamknąć. Jej prośba stawia mnie w dość niezręcznej sytuacji, bo z jednej strony rozumiem, że dla niej to być albo nie być, z drugiej mam świadomość, że działając w podobny sposób nigdy nie przerwiemy łańcucha zakażeń. Na razie, odpukać, chora nie jestem. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym zachorowała, nie ukrywam, że jest to dla mnie dylemat moralny.
Inny mój znajomy, który zachorował i miał typowe dla COVID-19 objawy, nawet nie zrobił testu. Też ma własny biznes.
- Jeśli potwierdziłby się koronawirus, to wszyscy pracownicy idą na kwarantannę, firma i tak ledwie przędzie przez pandemię – stwierdził. - Nikt nie zachorował tylko ja jeden, siedzę w domu, nikogo nie zarażam. Uprzedziłem ludzi w pracy, jaka sytuacja.
Tyle tylko, że ktoś z pracowników może być bezobjawowym nosicielem, który dalej chorobę rozwlecze. Nikt chyba jednak nie ma prawa do oceny takich postaw, biorąc pod uwagę sytuację w gospodarce. Gdyby firmy w podobnych przypadkach miały realne wsparcie od rządu, gdyby choroba jednej osoby nie groziła upadłością, myślę, że byłoby więcej zachowań prospołecznych. Ale niestety wiem, że opisywane przeze mnie przypadki stają się coraz częstsze.
Z drugiej jednak strony, w służbie zdrowia w wielu placówkach nikt już nie chodzi na kwarantanny. Nawet jeśli ktoś z personelu zachoruje, pozostałe osoby przychodzą normalnie do pracy, nikomu nie robi się żadnych testów. Znajomi lekarze i pielęgniarki twierdzą, że inaczej nie byłoby już nikogo do pracy. I jeśli na początku pandemii próbowano przestrzegać tych zasad, dziś jest to zwyczajnie niemożliwe, bo pacjenci zostaliby bez opieki.
Część lekarzy jest zresztą zdania, że każdy z nas musi zachorować, wcześniej czy później. Że nie da się tego uniknąć, a koronawirus zostanie z nami jak grypa, przyjmując łagodniejszą formę i nie zabijając już tak wielu osób. Ale to kwestia miesięcy, a raczej nawet lat. Może dwóch, może trzech. Do tego czasu starajmy się go unikać. Bo nikt z nas nie wie, jak go przechoruje i czy znajdzie miejsce w przeciążonym systemie opieki zdrowotnej. Dlatego, to co nam zostało to tylko DDM – dystans, dezynfekcja i maseczki. Nie lekceważmy tych zaleceń.
Magdalena Gorostiza