- Powoli ruch wraca, ale tylko w weekendy – mówi Dorota Goliszek, właścicielka restauracji Stary Dom. - W ciągu tygodnia to nadal wymarłe miejsce.
W zapełnionych do połowy, zgodnie z restrykcjami hotelach, trudno znaleźć wolne miejsce. Turyści spragnieni wyjazdów zarezerwowali wszystko. Tłumów jednak nie ma, choć nie jest też pusto. Zamknięte restauracje zniechęcają wielu do jednodniowego wypadu. W zimie po spacerze chce się usiąść w ciepłym miejscu.
- Aż szkoda – mówi Dorota Goliszek. - W zeszłym tygodniu była piękna, mroźna pogoda. Przyszli do nas rodzice z małymi dziećmi. Stoły puste, a oni musieli obiad na zimnie spożywać. Nam trudno zrozumieć takie restrykcje. I tak po ludzku to dla nas bardzo przykre.
Restauracja pracuje dopiero trzeci weekend i trudno marzyć, że szybko odbije straty. Jej właścicielka mówi, że gdyby nie fakt, iż lokal należy do rodziny, już dawno musieliby ogłosić bankructwo. W innych lokalach podobnie – jedzenie wyłącznie na wynos, więc ławki oblężone. Ale w takich warunkach nawet najlepsza pizza nie ma takiego smaku, wszystko natychmiast stygnie.
Na miejscowym targu może połowa sprzedających, choć tu też zawsze było tłoczno. Dla niektórych to ostatnie tygodnie ich pracy.
- Radni wymyślili przetargi na budki, niby, żeby uporządkować targowisko – mówi nam jedna z handlujących. - Ja tu od lat w weekendy przyjeżdżam, ale nie stać mnie na czynsz od 3 tysięcy złotych netto miesięcznie. Zdarza się, że są dni, że nie utarguję złotówki. A w lockdownie sytuacja jest jeszcze gorsza.
To, że ludzie znowu napływają do Kazimierza jednak wszytskich bardzo cieszy. W galeriach słyszymy, że w weekendy znowu coraz więcej turystów. A jest co oglądać i co kupić. Od pamiątek za grosze po prawdziwe dzieła sztuki. Cieszą oko przed jedną z galerii rzeźby Alexa Johansona.
W środku prawdziwe perełki. Można chodzić, podziwiać, ogrzać się przed dalszym spacerem, bo jako się rzekło, nie ma gdzie w środku usiąść z kubkiem czekolady czy herbaty w ręku.
- Gdyby ruszyły restauracje ruch byłby znacznie większy – mówi Oskar Kosowski, współorganizator zwiedzania Kazimierz Nocą. - Nasza działalność ma inny charakter. Chodzimy w małych grupach do wąwozów z pochodniami. Oprowadzamy też po Kazimierzu. Są chętni, ale oczywiście nie ma porównania do czasów przed lockdownem.
Po trzech godzinach spaceru zbieramy się do domu. Choć chciałoby się właśnie teraz wejść choćby do kawiarni.
Magdalena Gorostiza