Nie zawsze mam najlepsze wspomnienia o pielęgniarkach z pobytów w szpitalu. Ale spotkałam też fantastyczne kobiety, które sprawiły, że wysoko cenię ten zawód. Mądre, troskliwe, pomocne.
Kim jednak jest u nas pielęgniarka? Z reguły traktowana jest jako „dodatek” do lekarza, służąca pana doktora, osoba na posyłki. Tak w polskiej służbie zdrowia wygląda pozycja pielęgniarki. Źle opłacana, zatyrana, mająca na głowie zbyt wiele obowiązków i zbyt wielu pacjentów.
Całe lata, pomimo pielęgniarskich protestów, tolerowaliśmy, my jako społeczeństwo – grzech zaniechania. Kolejne rządy obiecywały, kolejne opozycje zapewniały, że „jak tylko oni dojdą do władzy” zmieni się wszystko. Pielęgniarki pokornie czekały, trwały przy łóżkach pacjentów, licząc na spełnienie obietnic. W końcu te z CZD zastrajkowały. I słusznie.
Rozumiem rozpacz rodziców chorych dzieci, rozumiem, że musi to boleć, wywoływać wręcz czasami agresję. Ale powtarzam – godziliśmy się na to wszystko, choć pielęgniarki mówiły głośno – nasza nędza zagraża waszemu zdrowiu i życiu. Byliśmy na ich słowa obojętni, wśród obojętnych – rodzice chorych dziś dzieci. Dopóki strach o dziecko nie skoczył do gardła, nikt nie myślał o pielęgniarkach z CZD. Były, pracowały, nieważne za ile i z jakim wysiłkiem. Widocznie jednak trzeba było aż takiej determinacji, by ludzie zrozumieli, po co im siostry w białych kitlach.
Pozycja pielęgniarki na zachodzie Europy jest inna, inne są też pieniądze. Dziś polskie pielęgniarki znają języki, są dobrze wykształcone i bez problemu mogą wyjechać zagranicę. Mówienie o powołaniu, o służbie dla pacjenta” jest dla pielęgniarek obraźliwe. Z powołania nie da się wyżyć, nie da się spłacić kredytu.
A w końcu większość pielęgniarek to przecież kobiety. Mają nie tylko pracę i pacjenta, ale i swoje domy i swoje dzieci. Zmęczona, wyczerpana pielęgniarka nie ma chęci do życia. Zmęczona, wyczerpana pielęgniarka, ledwo wiążąca koniec z końcem ma wreszcie tego dosyć.
Rozumiem i popieram pielęgniarski protest. Bo nie my jesteśmy dla nich, ale to one są dla nas niezbędne. Jak zechcą, w końcu wyjadą i bez trudu znajdą bardziej wdzięcznych pacjentów.
Wczoraj Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych wystosowała list do premier Beaty Szydło:
„Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych apeluje o jak najszybsze podjęcie przez Rząd RP działań zmierzających do poprawy warunków wykonywania zawodów pielęgniarki i położnej. Pani Premier! Niejednokrotnie deklarowała Pani, że poprawa sytuacji polskich pielęgniarek i położnych będzie priorytetem Rządu RP i dawała wyraz swojemu oburzeniu, że Pani poprzednicy dopuścili się w tej kwestii tak wielkich zaniedbań.
Sytuacja jest dramatyczna, a dalsze zwlekanie gwałtownie ją pogarsza. Już teraz mamy jeden z najniższych w Europie wskaźników pielęgniarek przypadających na tysiąc mieszkańców. Jeśli nic się nie zmieni, niebawem spadnie on poniżej 4 pielęgniarek na tysiąc mieszkańców, gdy średnia europejska jest dwukrotnie wyższa. Co roku znacząca część z ok. 5 tys. absolwentów studiów pielęgniarskich i położniczych nie podejmuje pracy w swoim zawodzie lub podejmuje ją w innym kraju. Mamy doskonały system kształcenia, o nasze absolwentki zabiegają szpitale w całej Europie, oferując im godne wynagrodzenie za pracę w bezpiecznych warunkach. Dlaczego Polskę stać na kształcenie kadr, a nie stać na zatrzymanie ich w kraju? Czy gdyby polski przemysł eksportował swoje wysokiej jakości produkty za darmo, rząd także by utrzymywał, że to sprawa dyrektorów fabryk?
Polskie pielęgniarki i położne chcą pracować w kraju, tu opiekować się pacjentami, tu podnosić swoje kwalifikacje i tu zakładać rodziny oraz wychowywać dzieci. Mają do tego prawo, jednak sytuacja ekonomiczna niejednokrotnie zmusza je wyjazdu z Polski. Te, które mimo wszystko zostają, pracują coraz ciężej. I coraz głośniej mówią, że w obecnej sytuacji zagrożone jest nie tylko ich zdrowie (są przemęczone pracą po 300 godzin miesięcznie, często w więcej niż jednym miejscu) i byt ekonomiczny (średnia płaca brutto pielęgniarki wg GUS to 3.400 zł), ale także bezpieczeństwo pacjentów, którymi opiekuje się za mało pielęgniarek.
Dłuższe zwlekanie z podjęciem niezbędnych decyzji grozi odejściem od łóżek pacjentów większości pielęgniarek i położnych. Nie z powodu strajków, ale przede wszystkim demografii - na emerytury przejdzie niebawem jedna trzecia zatrudnionych, pozostałe zmienią zawód lub wyjadą, bo nie podołają nadmiarowi obowiązków. Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych deklaruje daleko idącą pomoc we wskazywaniu rozwiązań zabezpieczających społeczeństwo polskie w świadczenia pielęgniarskie i położnicze.
Pani Premier! Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych oczekuje, że świadoma tych zagrożeń zwoła Pani w trybie pilnym posiedzenie Rady Ministrów RP, na którym zostaną podjęte decyzje, które zatrzymają w zawodzie pielęgniarki i położne pracujące w Polsce oraz skłonią do powrotu pracujące poza jej granicami.”
Jeśli wszyscy nie poprzemy pielęgniarek, obudzimy się z ręką w przysłowiowym nocniku. Nie będzie komu zakładać kroplówek, robić zastrzyków, podawać leków.
Magdalena Gorostiza