Twoja szkoła zajęła drugie miejsce w debacie oksfordzkiej w Dąbrowie Górniczej. Brałeś w niej udział i wiem od twojej mamy, że jesteś bardzo zadowolony. To szkoła dla dzieci z niepełnosprawnościami, przeniosłeś się do niej z innej szkoły, bo miałeś rożne problemy.
Tak, chodzę obecnie do drugiej klasy w liceum nr VI, to Zespół Szkół Specjalnych. Jesteśmy dumni z drugiego miejsca, bo pokonaliśmy naprawdę dobre placówki w Dąbrowie. Ja w tej szkole w ogóle czuję się znacznie lepiej, chodziłem do „normalnych” szkół i nie było dobrze. To z powodu mojej niepełnosprawności. W jednej z dawnych szkół nauczycielka WF kazała mi skakać na skakance. Dla mnie to niemożliwe do wykonania. A to tylko jeden taki przykład, słyszałem różne epitety pod swoim adresem, no nie było miło. Szukałem pomocy u szkolnego psychologa, ale bezskutecznie. Teraz jest zupełnie inaczej, bo w mojej szkole niepełnosprawność jest normą, do uczniów podchodzi się indywidualnie, a my też dbamy o siebie. A z terapii nadal korzystam, te traumy we mnie siedzą i szybko się ich chyba nie pozbędę.
Urodziłeś się ze zdeformowaną i krótszą ręką. Czujesz na sobie piętno osoby niepełnosprawnej?
Oczywiście. Sama ręka jest oczywiście sporym problemem, ale drugim problemem są ludzie. Ci na ulicy, którzy idą i komentują, ludzie w rożnych sytuacjach. Rówieśnicy, którzy potrafią być bezwzględni. W Polsce niepełnosprawność stygmatyzuje, taki człowiek czuje się gorszy, wiem coś o tym, naprawdę.
Byłeś leczony w Polsce, niestety to nic nie dało?
Miałem sześć różnych operacji, w sumie niestety, oprócz bólu, nie ma żadnych efektów. Moja ręka jest nadal znacznie krótsza, w palcach mam przykurcze, staw jest zniekształcony. Tak naprawdę mogę się sam ubrać, umyć, ale wykonanie większości rzeczy stanowi dla mnie poważny problem.
Ktoś powie, przecież to tylko ręka, można z tym żyć…
Można, ale za cenę swoich planów i marzeń. Ja chciałbym być w pełni samodzielny, znaleźć dobrą pracę, skończyć studia. Już zapłaciłem marzeniami, bo chciałem z kolegami iść do technikum, interesuje mnie mechatronika. Niestety, tam potrzebne było zaświadczenie o bardzo dobrym stanie zdrowia, ja mam orzeczenie o niepełnosprawności, nikt mnie do takiej szkoły by nigdy nie przyjął. Muszę znaleźć zawód, który mógłbym wykonywać. Marzę o studiowaniu architektury w Krakowie, gdybym był po operacji, byłoby to możliwe. Bo mógłbym normalnie pracować na komputerze. Teraz normalna obsługa komputera jest nierealna, a co w ogóle będzie z operacją, nie wiem, więc być może i to marzenie o studiach się nie spełni.
Bo nie możecie uzbierać pieniędzy. Twój los zależy tylko od nich, jak się z tym czujesz?
Kiepsko, choć mam świadomość, że światem rządzi pieniądz. Muszę być operowany w USA, w instytucie doktora Paleya. On przylatuje do Polski i część operacji robi tu u nas na miejscu. Zrobienie mojej jest niemożliwe, bo nie ma tu odpowiedniego sprzętu. Mnie trzeba rękę wydłużyć i zmienić położenie stawu. Żeby wyjechać do USA potrzebuję blisko 300 tysięcy złotych. Właściwie potrzebowałem, bo po ostatniej wizycie w Warzawie dowiedzieliśmy się, że ta kwota będzie wyższa. Brakuje więc nie ponad 70 tysięcy złotych jak wynika ze zbiórki, ale znacznie więcej, czekamy na nowy kosztorys. Zbieramy już trzy lata. Załamało mnie to, mamę też. Ona samotnie mnie wychowuje, nie mamy żadnego wsparcia z znikąd. Gdyby miała pieniądze, dawno byłbym zdrowy. I tak naprawdę tylko pieniądze są przeszkodą w tym, abym był sprawny. NFZ operacji nie chce dofinansować. Nie ukrywam, że złapaliśmy doła obydwoje. Bo nie wiem, czy w ogóle uzbieramy. Bo prawda jest taka, że jestem niepełnosprawny tylko dlatego, że moja mama jest biedna.
Ale twoja mama dwoi się i troi, pisze codziennie do rożnych ludzi, prosi o wsparcie, wysyła twoje zdjęcia. Jak się z tym czujesz?
No jest to dla mnie upokarzające, jak widzę te swoje zdjęcia w rożnych miejscach, ale z drugiej strony mam świadomość, że przecież nie ma innego wyjścia. Mama bardzo dużo robi, ale ostatnio, po tej wiadomości, że trzeba uzbierać znacznie więcej pieniędzy ona też upadła na duchu. A zbiórka i tak stoi, bo ja nie jestem „medialny”. Mam już prawie 2 metry wzrostu, nie jestem kilkuletnim słodziakiem. Byliśmy z mamą w telewizji, ale nikogo mój los za bardzo nie obszedł, po tym programie zbiórka też nie ruszyła. Nie ukrywam, że jest to dla mnie przykre, ale nic nie mogę poradzić. Mam świadomość, że mój los jest w rękach innych ludzi. To jest i smutne i straszne zarazem. Bo ja przecież wiem, że mógłbym być i sprawny i samodzielny, że mógłbym żyć tak, aby nie być obciążeniem dla innych. I że na drodze do tego jest tylko jedna przeszkoda.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza
Jeśli możecie, wesprzyjcie Oskara w walce o jego marzenia https://www.siepomaga.pl/oskardziubka?ts=adw-dynamic&gclid=Cj0KCQjw8IaGBhCHARIsAGIRRYqyXEjpSAP-kBkWK2lnYhmOrFa8kkfvKfzrEgh4CRknNqqv7ncEm48aAn1EEALw_wcB