- Jakoś muszę z tym żyć, studiuję historię, dobrze, że mogę to robić zdalnie, jestem na piątym roku. Historia to moja pasja, mój konik, mam nadzieję, że uda mi się teraz skończyć studia – mówi Adrian.
Z domu wychodzi tylko do lekarza, a i wówczas jeździ karetką. Jest w stanie w mieszkaniu sam się poruszać, matka chwali go, że czasami pomoże posprzątać.
- Ale jest ciężko, bardzo ciężko. On jest na diecie, nie je dużo, ale brakuje mu ruchu. Dlatego tak trudno mu schudnąć – mówi Marlena Kranc.
Syna wychowywała sama, z ojcem Adrian nie miał nigdy kontaktu. Ona pracuje w pralni w warszawskim Teatrze Powszechnym, zarabia niewiele ponad dwa tysiące, on dostaje skromną rentę. Dwa razy w tygodniu przychodzi rehabilitant, ale to stanowczo za mało, żeby były jakiekolwiek widoczne efekty.
- Gdyby mógł wyjść na zewnątrz, iść choćby na spacer. Nie może, bo ma problem ze stopami, nie ma na niego żadnych butów, nawet do lekarza jedzie w samych skarpetkach – wzdycha Marlena.
Adrian dodaje, że bardzo szybko się męczy. I znowu wychodzi tusza plus brak ruchu. Błędne koło się kręci. Był na konsultacji w sprawie operacji bariatrycznej, chciał, aby zmniejszono mu żołądek.
- Lekarz powiedział, że przy tej wadze mam zaledwie 40 procent szans na przeżycie, muszę jeszcze sporo schudnąć, ale jak to zrobić, nie wiem – mówi smutno Adrian.
- Gdyby umarł na stole operacyjnym, nie przeżyłabym tego. Mam go jednego na świecie, nikt z mojej rodziny już nie żyje. Chcę ratować syna, ale w sytuacji, w jakiej jesteśmy, brakuje już pomysłów. Pieniędzy też nie mamy, więc czuję się bezsilna – dodaje Marlena Kranc.
Już jako dziecko Adrian był słusznej wagi, czasami z tego tyłu był obiektem drwin. Ale jego matka podkreśla, że zawsze ćwiczył na WF, świetnie pchał kulą i rzucał młotem. Kiedy wszystko przybrało aż tak fatalny obrót, trudno to określić.
- Jak zaczął mieć problemy z nogami, zatrzymywała mu się woda, doszła do tego ta chora tarczyca. I tak to jakoś poszło – opowiada Marlena.
Adrian dodaje, że ważył już 280 kilogramów. Dzięki diecie schudł do 250 kilogramów, ale zajęło mu to osiem lat.
- To stanowczo za długo, tym sposobem nigdy nie schudnę aż tle, żeby zrobiono mi operację żołądka. Dlatego zbieram na sprzęt, na którym mógłbym w domu ćwiczyć, chciałbym też mieć pieniądze na fachowca, który pomógłby mi uporać się z tym nadmiarem kilogramów. Jest mi ciężko tak żyć, ale musiałem przywyknąć. Cały czas chce o siebie zawalczyć - mówi Adrian.
Bo ma dopiero 30 lat i niebawem skończy studia i marzy o tym, by uczyć w szkole historii. Ale żeby to robić, musi przecież wyjść z domu.
- Tak bym chciała, że znowu żył normalnie, żeby realizował swoją pasję, żeby był szczęśliwy i wyszedł z tych czterech ścian – mówi matka Adriana.
Magdalena Gorostiza
Możecie pomów Adrianowi wpłacając na jego zbiórkę https://www.siepomaga.pl/adrian-mroczek