Kiedy Barbara kupiła z mężem nowe mieszkanie, stare zostawili jako zabezpieczenie na przyszłość. Pieniądze z wynajmu miały być dodatkiem do comiesięcznych zarobków. Blisko trzy lata temu Barbara podpisała umowę najmu. Z rodziną z trójką dzieci. Umowa opiewa na kwotę 2200 złotych, z tego po opłaceniu czynszu miało zostać 1400 zł na rekę.
- Potem się okazało, że dzieci jest czworo, jest jeszcze babcia i pies. Wprowadzili się do naszych 60 metrów, czynsz płacili może przez pierwsze trzy miesiące a i tak był wyrywany z gardła – mówi Barbara.
Umowę sporządziła przez biuro nieruchomości, biuru zapłaciła prowizję. Umowa zawarta była na dwa lata i już dawno wygasła. Nie przeszkadza to jednak lokatorom w jej mieszkaniu nadal mieszkać.
Ponieważ lokatorzy przestali cokolwiek płacić, Barbara skierowała sprawę do sądu. Ma już dwa prawomocne wyroki. Nakaz zapłaty i eksmisję. Jednak rodziny nikt nie ruszy, bo nastała pandemia. Zgodnie z ustawą z dnia 31 marca 2020 roku o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych oraz niektórych innych ustaw, wprowadzony został nowy artykuł, zgodnie z którym w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19 nie wykonuje się tytułów wykonawczych nakazujących opróżnienie lokalu mieszkalnego.
- I tym sposobem państwo związało mi ręce. Należności nie ma jak ściągnąć, bo rodzina nie ma rzekomo żadnych przychodów, a ja wiem, że pracują na czarno – mówi Barbara.
Do swojego mieszkania wejść nie może, bo lokatorzy nie chcą jej wpuścić. Cudem udało się prąd odłączyć, najemcy mają jednak ogrzewanie, ciepłą wodę, bo te media są zawarte w czynszu. Mają też gaz, bo bez wejścia do mieszkania, nie da się zdjąć licznika. Rachunki oczywiście płaci Barbara, bo nie chce mieć problemów w spółdzielni czy w gazowni. Teraz już 900 zł czynszu do spółdzielni i 45 zł ryczałtu za gaz.
- Zgłaszaliśmy sprawę na policje, dowiedziałam się, że policja tam nie wejdzie. Poradzono mi wziąć ślusarza, żeby rozwiercił zamki. Ślusarz zgodził się to zrobić, ale w asyście policji. Kółko się zamknęło, lokatorzy śmieją mi się w nos, a ja w majestacie prawa jestem kompletnie bezradna – mówi Barbara.
Nie wie, jak oni tam funkcjonują bez prądu tyle czasu, szczególnie, że dzieci były na zdalnym nauczaniu. Raz udało jej się wejść, ilość zniszczeń jest ogromna. Dziura w drzwiach, wyrwane drzwiczki od piekarnika, grzyb na ścianach i brud. Kiedy powiedziała, że mogliby posprzątać, usłyszała, że odkurzacz nie działa, bo ona odcięła im prąd…
Barbara już po fakcie dowiedziała się, że mogła podpisać umowę na innych zasadach. Jako osoba fizyczna mogła zawrzeć umowę na tak zwany najem okazjonalny. Wówczas jest możliwość szybkiej egzekucji komorniczej, opróżnienia lokalu i usunięcia niewywiązujących się z umowy lokatorów. Najemca chcący podpisać umowę musi złożyć oświadczenie notarialne o dobrowolnym poddaniu się egzekucji. Najemca musi też wskazać lokal zastępczy, do którego będzie eksmitowany, a właściciel takiego lokalu musi wyrazić na to zgodę.
- Ale ja to wiem teraz, bo biuro nieruchomości oczywiście nie udziela takich informacji. Szybko, szybko, wziąć prowizję i mieć sprawę z głowy. Byłam w biurze na rozmowie, oczywiście umyli ręce. I teraz martw się sam człowieku, co z tym wszystkim zrobić – wzdycha Barbara.
Podliczyła z mężem, że lokatorzy są im winni około 77 tysięcy złotych. To zarówno zaległy czynsz jak i koszty postępowań sądowych. Nie liczy dewastacji, bo pewnie na remont trzeba będzie wydać kolejne kilkanaście tysięcy złotych. A i tak kwota rośnie, bo lokatorzy ani myślą z mieszkania się wynosić. Obiecują co prawda, że niebawem to zrobią, ale podobnie jak było z płaceniem czynszu, są to wyłącznie gruszki na wierzbie.
- Wie pani, jak ja czytam, że właściciele mieszkań są źli, jacy ci lokatorzy są biedni i nikt ich nie broni, to nóż mi się w kieszeni otwiera. Jestem uczciwym człowiekiem, ciężko pracowaliśmy na to co mamy. A prawo chroni zwykłych cwaniaków. Nie porządnych obywateli – kończy swoją opowieść Barbara. I dodaje, że przecież nie wiadomo ile jeszcze potrwa pandemia. Więc i ona nie wie, ile lat ma utrzymywać w swoim mieszkaniu zupełnie obcych jej ludzi.
- Może więc Sejm pochyliłby się nad losem osób takich jak ja i zmienił to barbarzyńskie prawo – mówi.
Magdalena Gorostiza