Konrada Gacę znała chyba cała Polska. Guru od odchudzania, twórca autorskiej metody zrzucania kilogramów przez ludzi cierpiących z powodu nadwagi czy otyłości. Zaczynał działalność w Lublinie, potem był znany w całej Polsce. Tworzył filie swoich ośrodków, był celebrytą – wypowiadał się chętnie w prasie czy w telewizji, pokazywał się w towarzystwie znanych osób. Sam miał niepełnosprawną córeczkę i jak mówi Parycja Gaca, wdowa po Konradzie – fundacja miała pomagać osobom w podobnej sytuacji.
Fundacja Konrada Gacy „dlaczego?” powstała w 2016 roku. Jako cel działania wyznaczyła sobie przede wszystkim pomoc dzieciom.
– Każdy, kto otwiera fundację ma jakieś określone powody. Czasami wynika to z głębokiej chęci pomocy innym ludziom. U mnie jest to dodatkowo wzmocnione bardzo osobistymi przeżyciami. Moja córka, Emilia, urodziła się chora – nie widziała ani nie słyszała. Nikt nie potrafił postawić dokładnej diagnozy. Nie wiedzieliśmy z żoną, gdzie szukać pomocy i do kogo się zwrócić. Bardzo się baliśmy, ale też głęboko wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze. Znaleźliśmy najlepszych specjalistów, dzięki którym nasza Emilka widzi i słyszy teraz bardzo dobrze, ale cały czas walczymy o to, by było jeszcze lepiej. Wielokrotnie zadawaliśmy sobie pytanie, dlaczego nas to spotkało? Dlaczego nasza córka musi cierpieć? – mówił Konrad Gaca podczas uroczystego otwarcia fundacji.
- Przeszliśmy gehennę, odbijaliśmy się o ścianę. Brak właściwej diagnozy, a co za tym idzie, możliwości leczenia. Konrad chciał pomagać rodzicom w podobnej sytuacji, w fundację wkładał swoje serce – opowiada Patrycja Gaca.
Na maxa dla Maxa
Pierwszym podopiecznym fundacji był Max Świerkowski. Chłopiec miał zdrowego brata bliźniaka, sam jednak cierpiał na Zespół Crouzona lub Zespół Pfeiffera Typu 3. To bardzo rzadkie wady genetyczne, które charakteryzują się nieprawidłowym kostnieniem czaszki. U chłopca od samego początku rozrastała się ona nieprawidłowo, nie powiększa się wraz z rosnącym mózgiem. W związku z tym pojawiła się deformacja – wytrzeszcz oczu, niedorozwinięta szczęka, wąska główka. Maxa mogła uratować operacja w USA, na którą trzeba było zebrać 1,5 miliona złotych. W fundacji powstało specjalne subkonto dla chłopca, o akcji pisały chyba wszystkie media w Polsce, włączyli się w nią sportowcy i celebryci. Udało się zebrać około miliona złotych We wrześniu 2016 roku Max wyjechał do Ameryki. Operacja, która była jedną z pierwszych, zakończyła się sukcesem, wydawało się, że chłopiec jest na dobrej drodze do wyzdrowienia. Niestety, Max zmarł nagle 29 marca 2017 roku.
- Ponieważ znałam Ewę Mazurek i jej córkę Lenkę, podjęłam decyzję, żeby pieniądze zebrane przez fundację zostały przekazane na leczenie Lenki. Rozmawiałam z Konradem i Patrycją na ten temat, nie widzieli problemu. Lenka cierpi na podobną chorobę jak Max, uznałam, że te pieniądze bardzo im się przydadzą – mówi Ewa Czech – Świerkowska, mama Maxa.
Skontaktowała Ewę Mazurek z fundacją.
Trudne życie z Crouzonem
Ewa Mazurek cierpi na Zespół Crouzona, niestety tę samą chorobę odziedziczyła po niej córka. Ewa jest niewidoma, dużo wycierpiała, za późno postawiono diagnozę, doszło do wytrzeszczu oczu, co spowodowało ślepotę, cierpiała na straszne bóle głowy. Dzięki zbiórkom udało się jej wyjechać do USA i zrobić operacje „poszerzającą” kości czaszki. Lenkę też czekały te same zabiegi. W tamtym czasie obie tułały się po wynajętych mieszkaniach, były w trudnej sytuacji. Ewa Mazurek tak opisywała to w mailu do Patrycji Gacy we wrześniu 2017 roku:
„Lenka przyszła na świat w sierpniu 2012 roku i otrzymała 10 pkt w skali Apgar. W czwartym tygodniu życia wykryto u Lenki Złośliwy Nowotwór Oka. Początkowo było to jedno oczko, ale podczas badania w znieczuleniu ogólnym po podaniu dwóch dawek chemii okazało się, że i w drugim oczku też są guzki. (…) Niestety, ale kiedy Lenka miała 7 miesięcy w jej maleńkiej główce lekarze z CZD z Neurochirurgi musieli założyć zastawkę komorowo-otrzewnową ponieważ u córeczki wystąpiło wzmożone ciśnienie śródczaszkowe zagrażające jej życiu. Po kolejnych 5 miesiącach podjęto kolejną walkę o jej życie po tym jak wystąpił obrzęk mózgu i trzeba było pilnie przeprowadzić plastykę czaszki. Od września 2013 roku do grudnia 2014 roku był spokój i nagle od stycznia 2015 zaczęły się problemy zdrowotne Lenki. Zaczęło się od sporadycznych bóli główki, które zaczęły występować częściej, coraz częściej aż w końcu nie opuszczały Lenki na krok. Bólom tym towarzyszyły wymioty, zaburzenia widzenia, równowagi i lęki. (...) Ludzie czasami potrafią być okropni i głośno komentują inność drugiej osoby. Ja się tym aż tak bardzo nie przejmuję, bo życie nauczyło mnie z tym sobie radzić, ale Lenka jest jeszcze mała i nie rozumie dlaczego ktoś tak czy inaczej o nas mówi, albo wytyka palcami. Nie chcę aby moja córeczka przeżywała to co ja kiedyś. Jako niespełna siedmiolatka trafiłam do Domu Dziecka po tym jak w ciągu pół roku zmarli moi rodzice. Przeżyłam dramat po ich śmierci, ale to był dopiero początek. W Domu Dziecka byłam poniżana, wyzywana od żab, potworów, mówiono że mam oczy jak pingpongi, że się brzydzą siedzieć ze mną przy stole, nie chciały dzieci się ze mną bawić itd. Siedziałam w pokoju w kącie i pytałam Boga "dlaczego?". Przepłakałam wiele nocy. Chciałam zniknąć aby nikt już mnie więcej nie krzywdził, ale nie zniknęłam, jestem. Widocznie tak miało być. Kiedy już myślałam, że tym razem musi się udać dostałam kolejnego kopa od życia. Mężczyzna, który miał mi dać poczucie bezpieczeństwa, miłość i poczucie że jestem dla niego najważniejsza zaczął dręczyć mnie psychicznie. Udało mi się wyrwać i uciec do Ustronia gdzie od ponad 9 lat mieszkam. W Ustroniu znalazłam dach nad głową dzięki mojej poprzedniej Szefowej gdzie pracuję. Mieszkałam w Ośrodku w którym jeszcze pracuję, ale z dnia na dzień jest coraz gorzej. (…) Z pomocą przyszedł Wójt Gminy, który przyznał nam maleńkie bo zaledwie 19 metrowe mieszkanie jak się później okazało z grzybem i z wilgocią. (...) Pisałam, prosiłam o inny lokal ale jedyne co słyszałam to "nie ma". Nie mam już siły na to wszystko. Lenka ciągle choruje, bo nasze łóżko stoi przy ścianie z grzybem. Bawi się na łóżku bo na podłodze nie ma miejsca poza tym z pod łóżka wydobywa się zapach wilgoci. i tak w kółko. Ale dosyć już tych smutków, chociaż niestety tak wygląda nasze życie. Jak na razie nikt nie jest w stanie nam pomóc.” (zachowano oryginalną pisownię)
Odpowiedź przyszła bardzo szybko: „ (...) nasza decyzja o przeznaczeniu kwoty dla Lenki po przeczytaniu tej historii i po naszym osobistym spotkaniu jest tylko mocniej ugruntowana i pewna.
A i jeszcze jedno, trzeba wierzyć w to, że życie bardzo często się odwraca i po złych, nadchodzą cudowne chwile i te chwile są właśnie przed Wami, trzeba w to wierzyć i warto się o to modlić. Podpisane przez nas dokumenty wyślę do Pani pocztą w przyszłym tygodniu.” - napisała Patrycja Gaca.
- Spotkaliśmy się w Warszawie, dla mnie te pieniądze miały być ogromnym wsparciem. Podpisałam też umowę z Fundacją Konrada Gacy i Lenka stała się jej podopieczną – mówi Ewa Mazurek. I dodaje, że wówczas nic nie zapowiadało późniejszych problemów.
Kolos na glinianych nogach
Konrad Gaca zmarł nagle 16 sierpnia 2018 roku z powodu pęknięcia tętniaka. Po jego śmierci firma zaczęła mieć spore problemy. Jak podaje Mateusz Ratajczak z money.pl : „Bez głównej twarzy firmy biznes zaliczył spore trudności. (…) jedna z głównych spółek Konrada Gacy w marcu tego roku ogłosiła upadłość. Sąd Rejonowy Lublin - Wschód przyklepał decyzję. I nie powinno to dziwić.
Jak wynika ze sprawozdań finansowych spółki Magnum (dawniej Gaca System), firma miała wiele kredytów. W 2018 roku na liście zobowiązań było w sumie ponad 8 mln zł - część zabezpieczona np. nieruchomościami. W ubiegłym roku przychody firmy osiągnęły blisko 6 mln zł. To okazało się jednak za mało.
2018 rok spółka Magnum zakończyła wynikiem 6,6 mln zł na minusie. W ubiegłym roku firma znacznie zmniejszyła zatrudnienie. Z 19 pracowników zostało 11. W sprawozdaniu finansowym jasno jest zaznaczone, że firma nie będzie kontynuować działalności. (…) A warto przypomnieć, że przychody w rekordowych latach osiągały poziom 26 mln zł.”
Interesy Konrada Gacy okazały się więc kolosem na glinianych nogach. Ale fundacja była przecież bytem odrębnym. I na jej koncie były pieniądze, które ludzie wpłacali na leczenie Maxa. Potem zaś miały być przeznaczone zgodnie z obietnicą Patrycji i Konrada, na pomoc dla Lenki.
Gdzie są pieniądze ze zbiórki na Maxa?
Ewa Czech - Świerkowska mówi, że aby Ewa Mazurek miała godne warunki bytu, zamieszkała w wynajętym mieszkaniu. Ona sama pomagała jej w opłatach za wynajem, ale stwierdziła, że przecież mogłaby to robić fundacja. I faktycznie, czynsz za mieszkanie zaczął być płacony z Fundacji „Dlaczego?” To nie była jedyna pomoc.
- Opłacono nam również wyjazd do USA i fundacja wpłaciła zaliczkę na operację Lenki. Zaliczkę jednak zwróciłam na konto fundacji, bo operację przełożono. Z moich wyliczeń wynika, że dostałyśmy mniej więcej 300 tysięcy złotych pomocy. Nigdy jednak nie było żadnych rozliczeń, dokładnie więc ile tych pieniędzy poszło na Lenkę to nie wiem. Nie mniej jednak na pewno to nie była cała kwota, która została ze zbiórki na Maxa – podkreśla Ewa Mazurek.
Pieniądze na czynsz Patrycja Gaca wpłacała jeszcze po śmierci Konrada. Nagle jednak – jak mówi Ewa Mazurek – kontakt się urwał.
- Nie odbiera ode mnie telefonów, nie czyta wiadomości. Ja natomiast mam poczucie, że to pieniądze zebrane od ludzi, którzy chcieli pomagać choremu dziecku. Trzeba więc wyjaśnić, gdzie się podziały – dodaje.
Ewa Czech – Świerkowska też chciałaby to wiedzieć. Do dziś jest z Ewa Mazurek w kontakcie i wspiera jej poczynania.
- Wszędzie potwierdzę, że chciałam, aby pieniądze trafiły do Lenki mówi. Ona wymaga dalszego leczenia i rehabilitacji, a jej mama nie może przecież pracować, obie są ciężko chore i przez los pokrzywdzone – mówi.
Tymczasem Fundacja Konrada Gacy „dlaczego” właściwie już nie istnieje. We wrześniu 2019 roku dawny wspólnik Konrada Gacy, Marcin Gogłoza, który sam siebie mianował likwidatorem fundacji, złożył w sądzie wniosek o jej likwidację.
- Nie miałem innego wyjścia. Ja tam tak naprawdę byłem tylko figurantem. Wszystkim zajmował się Konrad z Patrycją, nic o działalności fundacji kompletnie nie wiedziałem – mówi Marcin Gogłoza. Dodaje, że na koncie fundacji w banku nie ma ani grosza. Nie miał też pojęcia, że fundacja miała jakąkolwiek podopieczną. W dokumentach złożonych w sądzie nie ma też żadnych rozliczeń dotyczących wydatków fundacji.
"Nie chciałam odbierać telefonów od pani Ewy"
Patrycja Gaca nie ukrywa, że po śmierci męża sama przechodziła ciężkie chwile. Straciła dom, bo nie udźwignęłaby spłaty hipoteki. Ale Ewie Mazurek wpłaty robiła regularnie, nawet po śmierci Konrada.
- Wiem, że nie powinnam, bo nigdzie w fundacji nie figurowałam, ale miałam dostęp do konta. W sumie myślę, że na Lenkę fundacja wydała co najmniej 300 tysięcy złotych – mówi Patrycja Gaca.
Gdzie jest reszta pieniędzy? Tego nie wie, bo trzeba by prześledzić wszystkie wydatki fundacji. Tym obiecał się zając ojciec Konrada.
- Musi pościągać z różnych biur różne dokumenty, posprawdzać jak były wydawane pieniądze. Złożymy te dokumenty do sądu, sprawa się wyjaśni. Rozliczymy fundację przed likwidacją co do grosza – obiecuje Patrycja Gaca.
Jak twierdzi, kontaktów z Ewą Mazurek nie chciała, bo kobieta prosiła, żeby ona, Patrycja, zaciągnęła na zakup mieszkania dla Ewy i Lenki kredyt hipoteczny na swoje nazwisko.
- Ona już wcześniej chciała, żeby pieniądze zebrane na Maxa wydać na mieszkanie, ale Konrad kiedy żył na to się nie zgodził. Potem była ta historia z kredytem. Ja sama byłam w rozsypce i czułam się osaczona. Dlatego nie chciałam dłużej telefonów od Ewy Mazurek odbierać – mówi Patrycja Gaca. Też nie jest jej lekko, została sama z niepełnosprawną córeczką. Pracuje, pomaga jej mama.
- Ale teraz wszystkie decyzje muszę podejmować sama. To nie to samo, gdy ma się przy sobie bliską osobę. Jest zwyczajnie ciężko – dodaje.
Sprawę wyjaśnię do końca
Ewa Mazurek zaprzecza, że chciała aby Patrycja brała na jej mieszkanie kredyt. O tym, że był taki pomysł dowiedziała się przypadkiem od właścicielki mieszkanie, które dawniej wynajmował. Była wówczas jej koleżanka, która wszystko może potwierdzić. Nowe, inne mieszkanie kupiła za pieniądze ze zbiórki na siepomaga.
- I tu już nie chodzi wyłącznie o Lenkę, chcę wiedzieć na co przeznaczono pieniądze z fundacji, które pochodziły ze zbiórki na Maxa. Jeśli wydano je na inne dzieci, to nie mam pretensji. O tym, że fundacja jest w likwidacji dowiedziałam się od pani, a przecież powinnam chyba wiedzieć o tym fakcie jako matka podopiecznej. Chcę też zobaczyć rozliczenie wydatków na Lenkę. Nie może być tak, że kilkaset tysięcy złotych rozpływa się nagle w powietrzu - mówi Ewa Mazurek.
Jednak ani ze statutu fundacji, ani z jej umowy z Ewą Mazurek nie wynika, że pieniądze zebrane na Maxa musiały by być wydane na Lenkę.
- Dlatego moim zdaniem pani Ewa Mazurek nie może mieć żadnych roszczeń wobec fundacji. Jednak, jak każdy obywatel, który uważa, że mogło dość do popełnienia przestępstwa, może złożyć w tej sprawie doniesienie do prokuratury – mówi adwokat Seweryna Sajna.
Ewa Mazurek zapowiada, że sprawy na tym nie skończy i mówi - Nie obchodzi mnie statut. Wiem jak rodzice Maxa walczyli o te pieniądze. Jestem gotowa iść do prokuratury, żeby to wszystko wyjaśnić do końca i rozliczyć fundację z każdej wydanej złotówki.
Magdalena Gorostiza