Nie podam miasta ani szkoły, bo wiem, że syn miałby z tego powodu spore problemy. Ale ja jestem osobą chorą, mam cukrzycę i nadciśnienie, zachorowanie na Covid-19 byłoby dla mnie bardzo groźne. Jestem zaszczepiona dwoma dawkami, ale syn nie, nie ma jeszcze 12 lat. Dlatego ciągle dopytuję, jak jest w szkole w czasie pandemii, jakie są środki ostrożności, czy w ogóle są. Od syna słyszę, że nauczyciele niektórzy mówią, że jak dzieci nie boją się koronawirusa, to mogą na lekcji być bez maseczek. Większość wtedy ściąga, bo w końcu czego wymagać od takich dzieciaków. Ale na przerwach też są bez maseczek, podobnie w szatni tłoczą się całe klasy, co widać na filmie, który wysyłam. Wiem, że nie można go publikować, bo są twarze dzieci, ale przynajmniej na tym jednym zdjęciu widać, jak to w praktyce wygląda. Dziki tłum, 90 procent uczniów bez maseczek. Dla mnie to absolutnie brak odpowiedzialności.
Szkoła jest duża, ciągle jacyś nauczyciele idą na kwarantannę, potem na kwarantannę idą całe klasy. Brakuje nauczycieli na zastępstwo, dzieciakom ciągle wypadają z planu jakieś lekcje. Co gorsza, w szkole podobno zjawił się nauczyciel, który powinien być na kwarantannie i powiedział, że on może uczyć! Część klas wysłano na kwarantannę, bo dzieci były na mszy z rodzicami, a potem okazało się, że ksiądz jest chory.
Podobno nauczyciele też mieli huczną imprezę integracyjną z okazji Dnia Nauczyciela. Czy to jest odpowiedzialne zachowanie w dobie pandemii?
Wyczulam mojego syna, on wie, że dla mnie choroba może się skończyć tragicznie, ale mam świadomość, że w takich warunkach on nie ma wpływu na to, co się stanie. Czy w związku z tym nie lepiej byłoby wrócić do zdalnego nauczania już teraz, a nie wprowadzać jakieś połowiczne rozwiązania? Zdrowi nauczyciele na kwarantannie mogliby wtedy dzieci uczyć bez problemu, a tak stale są okienka. Niechby do szkoły chodziły tylko ósme klasy, bo oni mają egzaminy, nauczyciele mogliby zdalnie uczyć ze szkoły, a niekoniecznie z domu. Wiem, że zdalne nauczanie nie jest z psychologicznego punktu widzenia dobrym wyjściem. Ale czy lepszą opcją jest dla dziecka śmierć rodzica czy dziadków, kiedy przyniesie ono koronawirusa ze szkoły?
Nie wiem, jak to rozwiązać, ale wiem jedno. Nad tym nikt nie jest w stanie zapanować. A dla mnie ostatnią rzeczą o której marzę jest to, by syn przywlókł mi koronawirusa do domu.
Maria