- Ja uwielbiam dziergać, robię to od ósmego roku życia. Kiedy więc zobaczyłam gdzieś na Facebooku podobną akcję, pomyślałam, czemu nie u nas? Zadzwoniłam do Basi, też kochającej robótki. I tak to się zaczęło – opowiada Iwona Trofimenko.
Wełnę kupują same, dostają od sponsorów. Do akcji włączyły się lubelskie pasmanterie, optycy, kucharze, cukiernicy, cech metalowy. Zrzucają się na wełnę, czapki i szaliki robi już blisko 50 osób. Barbara Fatyga druty czy szydełko i włóczkę zawsze ma w torebce.
- Robótki mnie uspokajają, ma czas na rozmyślania. Dziergam w każdym wolnym momencie – mówi.
Dzierga mama Iwony, dziergają koleżanki, dziergają kompletnie obce osoby. Obliczyły, że do tej pory przerobiły na czapki i szaliki 154 tysiące metrów wełny! Tylko dziś do Lublina przyszły dwie paczki ręcznie robionych czapek i szalików przysłanych z innej części Polski.
- Cieszy nas to bardzo, to to taki gest od serca. Łatwo jest coś kupić, my chcemy ofiarować nasz czas i naszą pracę. Kiedy robię czapkę, myślę o tym, kto ją może nosić. Że jest mu potrzebna. Że dziś ja coś daję, jutro być może to ja będę czekać na ludzkie gesty – mówi Iwona.
Barbara podkreśla, że do akcji udało się wciągnąć seniorki.
- Pani Maria ma 86 lat i czeka na dostawy wełny. Mówi, że odnalazła na nowo sens życia. Nie siedzi wpatrzona w okno, wie, że jej praca komuś jest potrzebna – opowiada Barbara.
Czapki, chusty, szaliki trafiają do potrzebujących podczas Wigilii organizowanej przez lubelski Caritas. Iwona dodaje, że najbardziej była wzruszona, kiedy zobaczyła na ulicy kobietę we własnoręcznie wykonanej przez nią, Iwonę, czapce.
- Przekonałam się, że to co robimy ma sens. Że może ta czapka czy szalik to nie towar pierwszej potrzeby, ale chcemy żeby były starannie wykonane, kolorowe i ładne. Żeby dawały prawdziwe ciepło – mówi.
Magdalena Gorostiza