Teraz kiedy rozmawiamy jesteś po kolejnym wyjeździe na Ukrainę. Wozisz tam w różne miejsca dary. Czemu to robisz?
Pierwszy wyjazd był przypadkowy, trzeba było zawieść rzeczy z PCK. Nie zastanawiałam się długo. Jeździmy z moim szwagrem Marcinem Krzemińskim i Piotrem Siekluckim. Ładujemy busa i w drogę. Moja córka bardzo płakała, jak jechałam pierwszy raz. Amelia ma 13 lat, sama ją wychowuję. Pytała, mamo, po co ty tam na tę Ukrainę jedziesz? No właśnie, po co? Bo nie umiem inaczej, nie wyobrażam sobie, żeby nas coś takiego spotkało.
Jeździcie wyłącznie po zachodniej części Ukrainy. Jest bezpiecznie?
Niby tak, ale są doniesienia o tym, że konwoje z pomocą humanitarną też mogą być napadnięte. Brakuje już wielu rzeczy, paczki są pożądanym łupem, jak wszędzie są tacy, co chcą żerować na dobroczynności. Obowiązuje zaciemnienie w nocy, jest godzina policyjna, więc dziwnie się tak jeździ po ciemnych miastach. Są alarmy przeciwlotnicze, musimy wtedy schodzić z mieszkańcami do piwnic, Kiedy byliśmy w Rawie Ruskiej, chowaliśmy się co 15 minut. Więc niby jest bezpiecznie, ale czuje się ten powiew wojny. Choć na zachodzie życie toczy się dalej normalnie, ludzie pracują, chodzą po ulicach.
Co wozicie?
Żywność, wodę butelkowaną, lekarstwa dla dzieci. O ostatnią dostawę poprosiła Ukrainka mieszkająca w Polsce, pojechaliśmy do jej rodzinnej miejscowości. Wiem, że część naszych rzeczy wędruje do Kijowa, do innych miejsc, gdzie zdobycie żywności to już spory kłopot. Możemy wozić tylko takie rzeczy, które nie narażą nas na niebezpieczeństwo. Samochody są kontrolowane i na trasie i przy wjeździe do miast.
Długo stoicie na granicy?
W tamtą stronę jest pusto, ale kiedy wracamy, to choć jedziemy oznakowanym samochodem i tak te 5 – 6 godzin w kolejce musimy odstać. Widoki są straszne, te matki z dziećmi, marznące na dworze, ludzie, którzy uciekają z jedną walizką. Zawsze bierzemy ludzi do busa na full, uciekają z psami, kotami. Taka podróż męczy, bo dochodzi też do tego stres.
Ale pojedziesz znowu?
Teraz muszę kilka dni odpocząć, ale jak znam siebie, to jak będzie taka konieczność, to pewnie tak. Chociaż moja rodzina to bardzo przeżywa. Mama z córką siedzą na telefonach, aż dam sygnał, że przekroczyłam polską granicę. No ale co zrobić? Mam to we krwi, że muszę pomagać.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza