Wojna w Ukrainie odbywa się na różnych płaszczyznach. Nie chodzi tylko o politykę, w tle jest religia i to występująca w bardzo różnych aspektach. Media podają, że na pokładzie zatopionego krążownika Moskwa był metalowy krzyż z drzazgą z krzyża, na którym umarł Jezus. To ważna relikwia dla wierzących. Czy jej miejsce powinno być na śmiercionośnym okręcie?
Jeśli na pokładzie okrętu były te relikwie święte, to dno Morza Czarnego jest najlepszym miejscem dla ich „wiecznego odpoczynku”. Sprowadzenie relikwii Krzyża św. do roli amuletu jest redukcją chrześcijaństwa do poziomu religii plemiennej. W tym przypadku doszłoby jeszcze do niespotykanej profanacji relikwii przez użycie ich jako talizmanu mającego ochraniać okręt wojenny biorący udział ludobójczej agresji.
Patriarcha Cyryl swoim zachowaniem nadal kompromituje chrześcijaństwo. W reakcji na jego zachowanie pojawił się w Polsce patriarcha Konstantynopola, by ratować twarz prawosławia w świecie. Czy to się uda?
W prawosławiu istnieje problem z sakralizacją władzy świeckiej. To zjawisko dotyczy też krajów zachodnich, gdzie anglikanizm i tzw. klasyczny protestantyzm mają status religii niemal państwowej. Bezpośrednia czy pośrednia sakralizacja władzy świeckiej jest barbaryzacją chrześcijaństwa.
Czy nie przecenia Pan roli religii w zlaicyzowanym świecie zachodnim, przecież wyznania chrześcijańskie spełniają tam społecznie rolę marginalną?
Wprawdzie, jak mówią znawcy tematu, w Niemczach więcej mężczyzn odwiedza w weekend bary piwne czy inne instytucje relaksu niż kościoły, niemniej jednak w sytuacjach granicznych, zlaicyzowane państwo i rząd do czego się odwołują? Ano do zepchniętych w podświadomość społeczną powszechnych stereotypów religijnych.
Nie sądzi pan, że te stereotypy zmodernizowały się w toku rozwoju cywilizacji zachodniej?
Proszę zatem udać się na nabożeństwo do kościoła protestanckiego (nie mam tu na uwadze świątyń ewangelikalnych i neoewangelikalnych). Znajdzie się pani, nie przyrównując, w rycie liturgicznym potrydenckiego Kościoła katolickiego. Całość nabożeństwa potrwa pewnie ze dwie godziny z kluczowym elementem; godzinnym kazaniem. Pamiętam katolickie godzinne nużące kazania sprzed reformy soborowej, które głoszono z wysoko usytuowanych ambon.
W każdym wyznaniu jest dużo konfesjonalistycznej propagandy pod szyldem głoszenia Słowa Bożego, w katolicyzmie również.
Oczywiście. W tzw. religijności kolektywistycznej każdego wyznania chrześcijańskiego kazania są do siebie bardzo podobne: można z trybuny kościelnej powiedzieć nawet niedorzeczność w majestacie sakralności, z absolutnym przekonaniem, że głosi się Słowo Boże, i że właśnie takiego przepowiadania spragnieni są ugrzecznieni słuchacze. Bogu dzięki, że w katolicyzmie masowym preferuje się kilkuminutową homilię w miejsce długiego kazania. Zdarzają się dobre kazania, które są wyjątkami potwierdzającymi powyższą regułę.
Gdzie tkwi przyczyna marnego poziomu kaznodziejstwa w masowym chrześcijaństwie?
Dalsza przyczyna tkwi w starożytności, w momencie, gdy chrześcijaństwo przez upaństwowienie, zostało zdegradowane do statusu religii polityczno-obywatelskiej. Bliższa przyczyna tkwi w epoce nowożytnej; naukę rozwijamy w paradygmacie pooświeceniowym, ale kaznodziejstwo i katechezę uprawia się w duchu przedoświeceniowym.
Czy Sobór Watykański II nie wniósł jakiegoś przełomu?
Sobór Watykański II był przełomem w katolicyzmie, ale nie w obszarze wskazanych zjawisk. Z drugiej strony prawosławie, anglikanizm i protestantyzm nie przeszli tego rodzaju modernizacji soborowej.
Sobór Watykański II wywarł pośredni wpływ na światowe chrześcijaństwo. Czyż nie?
Zgadza się, pośredni – z wyjątkiem prawosławia moskiewskiego, które po latach wielkiego ucisku „powstało z martwych” po rozpadzie ZSRR.
I następnie uwikłano je w imperialny projekt Putina.
Uwikłano Patriarchę Cyryla. W prawosławiu panuje większa przepaść niż w katolicyzmie, między hierarchią a tzw. klerem niższym, chociażby z uwagi na fakt, że biskupi żyją w celibacie a popi – są z reguły żonatymi. To powoduje stan alienacji hierarchii. Dekrety Putina zmierzają do pacyfikacji społeczeństwa i niższego kleru.
Cyryl z Putinem prowadzą teraz „świętą krucjatę”.
Każdy z nich czyni to z innego powodu, ale się uzupełniają w kwestii zasadniczej. Putin chce odzyskać utracony wpływ polityczny i gospodarczy nad Ukrainą. Proszę pamiętać, że Ukraina w obecnym kształcie politycznym jest dzieckiem… Stalina, a nie Lenina, jak powiedział Putin. Dlaczego w tej narracji Putin pominął Stalina? Bo Putin uważa się za następcę Stalina, a nie Lenina. Lenin stworzył jedynie prototyp dzisiejszej Ukrainy – zaś Stalin jest jej ojcem w obecnym kształcie od 17 września 1939 r. Lepiej więc pominąć Stalina w tej retoryce o genetyce państwa ukraińskiego.
Co Patriarcha Moskwy usiłuje „wycisnąć” z tej współpracy?
Patriarcha Moskwy usiłuje odzyskać dla prawosławia moskiewskiego na Ukrainie przynajmniej pozycję sprzed wprowadzenia reformy religijnej w związku z uzyskaniem przez cerkiew ukraińską autokefalii na przełomie roku 2018/2019. To zbiegło się z początkiem prezydentury Wołodymyra Zełenskiego. Akt autokefalii jest nie tylko fundamentem pod niezależność cerkwi ukraińskiej od moskiewskiej, ale również platformą jedności wszystkich obrządków ukraińskich. To jedno, a drugie: cerkiew ukraińska wprowadziła do liturgii język ukraiński, co przyspiesza proces ukrainizacji Ukrainy na poziomie języka. Społeczności rosyjskojęzyczne wschodniej Ukrainy w ten sposób stawały się dwujęzyczne bez nacisku administracyjnego.
To jest walka o duszę narodu na najwyższym poziomie: duszy.
Zazdroszczę Pani tej lapidarnej precyzji. Ale z antropologią chrześcijańską również mamy poważne kłopoty. W obrębie tradycyjnej mentalności chrześcijańskiej ciało jest przedmiotem nieufności aż do pogardy. Liczy się tylko dusza. Jak powiedział bodajże poeta L. Staff: „mam jedną duszę, którą zbawić muszę”. Formą pogardy do ciała z jednej strony jest przesadna asceza, z drugiej – wyuzdany seksizm. Od strony ideologicznej za ten stan rzeczy odpowiedzialność ponosi neoplatonizacja tak we wschodnim, jak i w zachodnim chrześcijaństwie. Neoplatonizm dewastuje mentalność chrześcijaństwa i wypacza naturę teologii chrześcijańskiej. Ale to jest szeroki temat.
Co tłumaczy nienawiść Putina do Włodomyra Zełeńskiego?
Dobre pytanie. Przecież fundament pod nową politykę Ukrainy stworzył poprzedni prezydent, Petro Poroszenko, sławny „król czekolady”. Jego koncern produkuje bardzo dobre słodycze i smaczną czekoladę. To on jest autorem koncepcji: armia, język, religia, programu dla Ukrainy, który przejął i realizuje obecny prezydent.
Patriarcha Moskwy agresję na Ukrainę postrzega wręcz w kategoriach teologicznych.
Zgadza się. Patriarcha Cyryl postrzega inwazję na Ukrainę w kategorii zbawienia, a Putin – w kategorii jakiejś metafizycznej konieczności.
Czy postrzeganie agresji jako zbawienia nie jest szyderstwem z misterium chrześcijaństwa?
Paradoksalnie ta wojna toczyła się w okresie Wielkanocnym... Również w chrześcijaństwie Zachodu zbawienie rozszerza się na różne, wątpliwe fenomeny. Patriarcha Cyryl zbawienie rozciągnął na „specjalną operację” mającą na celu wyzwolić bratni naród z „odmętów otchłani”…
Konkretnie z nazizmu. Co kryje się pod tą metaforą?
Dobre pytanie. To jest putinowska metafora piętrowa stworzona na użytek całego świata. U Rosjan ma wywoływać skojarzenia z wojną ojczyźnianą, czyli z wojną z hitlerowskimi Niemcami. Żeby nie dręczyć świadomości moralnej dzisiejszych Niemców, Putin nie mówi hitlerowskie Niemcy, ale nazizm. Dla mnie najważniejsze jest to trzecie, najbardziej zakamuflowane znaczenie: moim zdaniem to jest trockizm.
Proszę przybliżyć to znaczenie.
Niemcy przy pomocy Lenina wywołali w Rosji w istocie kontrrewolucję, która obaliła tymczasowy rząd demokratyczny A. Kiereńskiego powstały w wyniku rewolucji lutowej 1917 r. Mała ciekawostka: gdy Lenin z zawodowymi rewolucjonistami podróżował pociągiem w zapieczętowanych wagonach do Petersburga przez północną Europę, w tym czasie nastąpiły objawienia Matki Boskiej w Fatimie, w których Najświętsza Panienka domagała się od papieża aktu poświęcenia Rosji Bogu. Niemcy sprezentowali rewolucję bolszewicką Rosji po to, aby wzmocnić front zachodni, przerzucając dywizje z frontu wschodniego, co i tak nie uchroniło ich przed militarną klęską pod koniec pierwszej wojny światowej. Tymczasem leninowska rewolucja była, w rzeczy samej, zlaicyzowaną postacią religijnej rewolucji zelockiej z lat 66-74 naszej ery.
Mówi się, że zeloci byli powstańcami a nie rewolucjonistami.
Cele zelotyzmu wykraczały daleko poza ideę walki narodowo-wyzwoleńczej. Dla zelotów Izrael miał być płomieniem bezpośredniej teokracji w świecie zaprowadzonej przy pomocy terroru i wojny. Gdzie zeloci przejęli władzę, zaraz tworzyli nowy porządek – rewolucyjny, na gruzach starego. Lenin na miejscu Boga postawił komunizm i zrealizował projekt zelotów w połowie. W projekcie leninowskim Rosja miała stać się płomieniem rewolucji w całym świecie (pierwszą próbę podpalenia Europy płomieniem rewolucji zgasiły wody warszawskiej Wisły w 1920 r.).
A nie stała się?
Tak się nie stało za sprawą Stalina, który w opinii starych bolszewików zdradził rewolucję leninowską, przesuwając punkt ciężkości z rewolucji na Rosję. Odtąd rewolucja była i jest na usługach imperialnej Rosji, a nie Rosja na usługach światowej rewolucji. Żeby to zakamuflować, ZSRR posługiwał się w eksportowej propagandzie frazesami ideologii marksistowskiej i praktyki leninowskiej. W całym świecie nabierali się na to „pożyteczni idioci” i sympatycy komunizmu oprócz L. Trockiego i jego zwolenników, z którymi Stalin rozprawił się bezpardonowo.
To też tłumaczy brutalność wojsk rosyjskich nawet wobec Ukraińców rosyjskojęzycznych. Oni są zastępczą ofiarą, której na imię trockizm (w domyśle żydostwo wyznające ideę leninowskiego bolszewizmu). Tu tkwi, moim zdaniem, źródło tej metafizycznej obsesji Putina. Nie wykluczone, że za rozpad ZSRR Putin obarczył winą trockizm, z którym Stalin walczył na śmierć i życie.
Idąc pana tokiem rozumowania, ta intryga Siergieja Ławrowa z żydowską krwią u Hitlera nie była wypadkiem przy pracy. Powiedział to w wywiadzie dla włoskiej telewizji, co wywołało wściekłość w Izraelu.
To było klasyczne, sowieckie rozpoznanie pola walki ogniem. Ławrow powiedział w sposób kontrolowany dwie rzeczy: największymi antysemitami są Żydzi, a w żyłach Hitlera płynęła żydowska krew. Nie powiedział, że Hitler był Żydem. Ten przekaz był skierowany głównie do świata arabskiego. Izrael bowiem jest otoczony morzem setek milionów muzułmanów. S. Ławrow kieruje go również do społeczności Żydów w sposób zawoalowany: „jeśli prosicie się o kłopoty, to uwolnimy wam demony…”.
Ale Putin rzekomo przeprosił za słowa Ławrowa.
Typowa sowiecka taktyka: dwa kroki do przodu, jeden do tyłu. Przekaz S. Ławrowa poszedł przede wszystkim w świat niechrześcijański i wykonuje w nim pracę. To pokazuje w jakim stanie desperacji znajduje się ekipa Putina.
Dlaczego Putin, pana zdaniem, rzucił się na Ukrainę w tym momencie?
Sądzę, że wywiad rosyjski pozyskał informację, iż Amerykanie nie dopuszczą do uruchomienia Nord Stream 2, żeby przeszkodzić Rosji w energetycznym ujarzmieniu Europy. Wtedy postanowiono zadowolić się mniejszym kęsem, Ukrainą, w myśl porzekadła: „lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu”. W rzeczy samej nie ma wielkiej Rosji bez Ukrainy. A odwlekanie agresji na Ukrainę ad calendas graecas związane było z ryzykiem wielkich strat militarnych. I przy okazji stworzono podstawę pod narrację, że zamknięcie projektu Nord Stream 2 jest irracjonalną reakcją Zachodu za „operację specjalną”.
Jak pan postrzega zachowanie papieża Franciszka w obliczu agresji Rosji na Ukrainę?
Na ten temat wypowiedział się ostatnio przenikliwie ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski oraz w Onet prof. z Poznania, Paweł Stachowiak. Postawa papieża Franciszka jest rozczarowaniem dla tych środowisk, które uczyniły z niego niemal bożka. Z drugiej strony od kilku lat duchowni katoliccy różnych szczebli otwarcie krytykują papieża za jego poglądy w zakresie doktryny i moralności chrześcijańskiej. Można powiedzieć, że Franciszek jest najbardziej kontrowersyjnym papieżem w środowisku katolicyzmu epoki nowożytnej pod wskazanymi względami.
Pan nie jest rozczarowany?
Owszem boli mnie to, że zwierzchnik Kościoła katolickiego w ten sposób się wypowiada w czasie brutalnej wojny z Ukrainą. Z drugiej strony daje on swoim zachowaniem wyraźny sygnał, że dotychczasowa formuła organizacji urzędu papieża wyczerpała się. Nadszedł czas, by wprowadzić kadencyjność na urzędzie papieża, barierę wieku i intelektualne kryteria.
Papież jest jezuitą. Czy to nie jest wystarczająca rekomendacja intelektualna?
W dobie rozwiniętej nauki papieżem został duchowny, który jest mniej wykształcony od przeciętnego jezuity. Jeśli mowa o kryterium wiekowym, to tytułem ilustracji przywołam pewien epizod. Mój kolega w wieku 60 lat poddał się kompleksowemu badaniu medycznemu. Po tomografii mózgu zapytał doktora: „czy ta jasna poświata wokół mózgu to aureola świętości?” Na to doktor odparł: „to jest krąg sklerotyczny…”
Tak sobie myślę, że papież jest przede wszystkim administratorem i nie musi być geniuszem.
Nie oczekuję od papieży genialności. Chodzi o sprawne i umiejętne zarządzanie Kościołem. A do tego potrzebne są odpowiednie predyspozycje, kompetencje i otwarcie na łaskę urzędu. Z biegiem wieków urząd papieża został poddany zjawisku fetyszyzacji. Jego funkcjonowanie przywołuje mi skojarzenie, przy stosownych zastrzeżeniach, z instytucją szamana. Owszem, instytucja szamana spełnia kluczową rolę w religiach plemiennych, gdzie jest on koncentracją pierwotnej wiedzy, nauki, sztuki, władzy, wyroczni, magii i rytuału. Ale w trakcie rozwoju religii prerogatywy szamana zostają „rozebrane” przez inne instytucje dla dobra samej religii.
Podczas lektury Nowego Testamentu dostrzegamy wiele podstawowych instytucji kościelnych, które się anihilowały czy przetrwały w postaci atrap. Poniekąd zostały zmonopolizowane przez urzędy biskupa i papieża, którzy jednak nie potrafią ich w żaden sposób obsłużyć. Tam gdzie chrześcijaństwo rewitalizuje się w duchu i formie Kościoła apostolskiego, jak grzyby po deszczu budzą się z letargu uśpione instytucje: ewangelizatorów, nauczycieli, mędrców, proroków… W takim otoczeniu charyzmatów eklezjalnych i urząd kapłaństwa odzyskuje swoje miejsce, swój genetyczny sens i blask.
Jak ma się do tego, o czym mówimy, dogmat o nieomylności papieża?
Sam dogmat został precyzyjnie dookreślony, ale urząd papieski otoczono w toku dziejów tabu i oblepiono zmityzowaną interpretacją obietnicy prymatu Piotra. I tak sformatowany w świadomości katolików urząd Piotra wymusza na papieżach zachowania a la szamańskie. Z drugiej strony nie można zapominać o tym, że papieże z prerogatyw nieomylności urzędu papieskiego korzystają niezwykle rzadko. Ostatnio w tej formule wypowiedział się bodajże w 1954 r. papież Pius XII, ogłaszając dogmat o Wniebowzięciu Matki Bożej. Pozostałe wypowiedzi papieskie podlegają interpretacji.
A jak ma się sprawa z kluczami Piotra do nieba?
Bynajmniej papieże nie są klucznikami życia wiecznego. Mówię to perspektywy przeprowadzonej demityzacji powszechnej katolickiej recepcji obietnicy prymatu Piotra. Jak ukończyłem to studium demityzacyjne, wtedy pomyślałem, że jest to wołanie na puszczy, że można sobie tworzyć setki takich rozpraw i nic z tego nie wyniknie, ponieważ presja mentalności ukształtowanej na bazie dotychczasowej tradycji sprawowania urzędu papieskiego jest totalitarnie odmienna. Ale niebawem abdykował Benedykt XVI. Odczułem wtedy, że w każdych warunkach należy dociekać prawdy a całą resztę pozostawić Bogu, to wtedy Pan Bóg z poczuciem humoru rozwiąże nasze frasunki…
Jak zatem Pan interpretuje władzę kluczy Piotra?
W obietnicy prymatu Piotr wyposażony został nie tylko w klucze Królestwa Niebios, ale również we władzę wiązania i rozwiązywania. Królestwo Niebios jest tutaj metaforą katechumenatu, którego nowotestamentowym odpowiednikiem jest ekklesia lub droga (gr. hodos). Na bazie tej identyfikacji, papież posiada klucze w odniesieniu do kandydatów do katechumenatu a władzę wiązania i rozwiązania – w odniesieniu do katechumenów. Tylko tyle i aż tyle. Klucze do innych „sfer niebiańskich” dzierży Bóg i nie przekazał ich ziemskim pełnomocnikom.
Papież Franciszek powiedział, że „wszyscy jesteśmy winni” w domyśle: wojny na Ukrainie. Czy znajduje się w teologii chrześcijańskiej oparcie dla tej oceny? Sensowność opinii papieskiej uzasadnia np. jezuicki portal Deon.
U podłoża tej papieskiej wypowiedzi dostrzegam pewien „dogmacik” obiegowej teologii katolickiej, którą nazywam teologią administracyjną: „Kościół sam w sobie jest święty, ale tworzą go grzesznicy”. A grzesznikowi można przypisać niemal wszystkie winy… Sądzę, że z tą dewizą pewnie zgodzą się inne wyznania chrześcijańskie. Jezuicką wersją tego „pewnika teologicznego” jest przesłanie: „jezuita to człowiek grzeszny, ale posłany przez Boga”. A papież jest jezuitą.
Może coś jednak jest na rzeczy, skoro w słowniku wyrazów bliskoznacznych dla słowa jezuita znajduje się 80 synonimów i żadne nie ma pozytywnego znaczenia… Ostatnio ks. Tadeusz Isakowicz powiedział, że ten zakon skręcił w lewo…
Tę dewizę wpisali sobie jezuici w dokument pokongregacyjny w epoce soborowej. Starzy jezuici oburzali się wtedy – nie na samą zasadę, ale na celowość jej oficjalnej dokumentacji – twierdząc, że dominikanie też są grzesznikami, lecz nie piszą o tym w swoich oficjalnych papierach.
W rzeczy samej przytoczone stwierdzenia obiegowej teologii są niedorzeczne z punktu widzenia ortodoksji nowotestamentowej (coś takiego naprawdę istnieje). Ta zbitka „święty Kościół grzeszników” podniesiona do rangi „dogmaciku” ma dzisiaj jedynie walor socjologiczny i obrazuje opłakany stan współczesnego chrześcijaństwa. W epoce Nowego Testamentu ekklesia była społecznością wiernych wyzwolonych od grzechów (personalnych).
Po drugie, Pan Bóg nie posyła grzesznika personalnego z misją pozytywną – w ramach objawiania swojego dzieła zbawienia. Grzesznika personalnego posyła Bóg z misją negatywną: żeby przestrzegał innych przed grzechami, które doprowadzają do katastrofy, czego ilustracją jest sam posłany grzesznik…
Rozmawiała Magdalena Gorostiza
Profesor dr hab. Bogusław Górka jest historykiem, a przede wszystkim religioznawcą. Jest autorem kilkunastu książek głównie z zakresu hermeneutyki religijnej. Całą ścieżkę naukową z religioznawstwa przeszedł na Uniwersytecie Jagiellońskim, pracuje na Uniwersytecie Gdańskim a mieszka we Wrocławiu.