Nie zawsze jednak tak było. Kiedy wyjeżdżała z Polaki w grudniu 2014 roku, miała zaledwie 20 lat i mgliste pojęcie, o tym, jak da sobie rade na obczyźnie. Była po maturze, dostała się na kognitywistykę na UMCS w Lublinie. Zawsze interesowała ją psychologia, socjologia, filozofia.
- Wydawało mi się, że to będą studia idealne dla mnie, okazało się jednak być inaczej. Postanowiłam zmienić kierunek, iść na inne studia w następnym roku. Chciałam jednak wyjechać, zarobić, żeby nie siedzieć bezczynnie w domu. I tak trafiłam do Szkocji – opowiada Kamila.
Pieniądze na wyjazd pożyczyła od ciotki. W Edynburgu mieszka koleżanka mamy ze szkoły. U niej Kamila wynajęła na początku pokój, zaczęła szukać pracy.
- Po jakiś dwóch tygodniach miałam ogromny kryzys. Inny kraj, ponura pogoda. W Polsce śnieg, ludzie szykowali się do świąt. A ja tu w obcym miejscu, kompletnie sama – wspomina Kamila.
Chciała wrócić do domu, ale duma nie pozwoliła. No i pieniądze od ciotki poszły na przeloty, na wynajem pokoju. Zagryzła zęby, stwierdziła, że da radę. Choć jeszcze wiele rzeczy ją w Szkocji przerażało. Znała angielski, ale bała się mówić. Bo będą się śmiać, albo nikt nie zrozumie. Pierwszą pracę znalazła wśród Polaków, nie ukrywa, że od razu dobrze trafiła.
- Sprzątałam eleganckim aparthotelu, to było ekskluzywne miejsce. Mieliśmy takie zespoły trzyosobowe, każdy zespół sprzątał wyznaczone apartamenty. Dość szybko zostałam team leaderem, odpowiadałam za nasz mały zespół – mówi Kamila.
Pracowała tak dobrze, że dostała dodatkowo możliwość sprzątania barów. Zarabiała coraz lepsze pieniądze, powoli stawała na własne nogi.
- Wystarczało na opłacenie pokoju, na ubrania, na kosmetyki. Sporo wydawałam w barach, bo lubiłam ze znajomymi wychodzić do miasta – mówi Kamila.
Na początku spotykała się wyłącznie z Polakami, bo bariera językowa siedziała w jej głowie. Spotkania w gronie rodaków nie rozwijały znajomości angielskiego. Ale po półtora roku pracy w hotelu, Kamila uznała, że czas na zmianę. Znajomy zaproponował sprzątanie w biurowcu znanej firmy. Pieniądze były większe, lepszy czas pracy i nie było tak ciężko.
- No i zespół już nie był tylko polski, to mnie zmusiło do mówienia po angielsku. Pamiętam, jak musiałam odebrać telefon, że trzeba coś zrobić i nie rozumiałam ani słowa, bo przez telefon rozmawia się trudniej. Najpierw była panika, ale to była świetna szkoła. Przestałam się bać mówić, rozumiałam coraz więcej bez żadnego problemu – opowiada Kamila.
Zmieniła mieszkanie, zamieszkała u Polaków z Lublina. Kupili mieszkanie na kredyt, wynajmowali jej pokój, żeby spłacić ratę. Kamila mówi, że w Szkocji to norma. Wielu rodaków kupuje mieszkanie i jeden pokój wynajmuje, aby było z kredytem łatwiej.
W nowej pracy też szybko awansowała, dostała piętra, gdzie pracowali szefowie. Ale wiedziała, że nic więcej już jej tam nie czeka. Kiedy więc przyszła oferta z hotelu w Anglii nie zastanawiała się ani chwili. Hotel był w pięknym miejscu nad samym morzem, ona tam jedna, jedyna Polka. To już była najlepsze szkoła języka. Potem jeszcze pracowała tam z siostrą, która dwa lata po niej emigrowała do Anglii i jej chłopakiem, ale ciągnęło ją do Edynburga.
- Ciągle przylatywałam na weekendy, miałam już wielu znajomych, nie tylko Polaków. Czułam się związana z tym miastem. Wróciłam tam po dwóch latach – opowiada Kamila.
Pracę zmieniała mniej więcej wtedy, gdy już wiedziała, że w konkretnym miejscu wyżej nie awansuje. Uważała, że trzeba szukać innych możliwości, nie należy za bardzo przywiązywać się do miejsca.
Od początku pracowała legalnie, przyjechała jeszcze przed Brexitem. W mig załatwiła numer podatkowy i konto w banku. Ma już stały pobyt, o nic ne musi się martwić. Ale dla nowo przybyłych zaczęły się schody. Kamila mówi, że teraz załatwienie formalności to większy problem. Trzeba mieć najpierw konto, bo bez konta nikt nie może pracy dostać. A banki nie chcą zakładać kont, jeśli się nie ma stałego adresu, a ten dokumentuje się rachunkami za gaz czy elektryczność.
- Błędne koło, mieszkasz u kogoś, to on płaci rachunki. Nie masz konta, nie zaczniesz zarabiać. Ale Polacy wpadli już na pomysł, by wyrabiać przez internet karty kredytowe, na szczęście pracodawcy to honorują – mówi Kamila.
Po powrocie z Anglii trafiła najpierw do restauracji, potem do flagowego sklepu ekskluzywnej firmy Johnstons of Elgin. To fabryka wełny w Elgin w Szkocji. Alexander Johnston założył swoją firmę w 1797 roku w Newmill Elgin nad brzegiem rzeki Lossie. Do dziś firma produkuje najlepszą wełnianą odzież, w tym kaszmir. Kamila uwielbiała piękny sklep w nowym centrum handlowym. Po okresie próbnym zaproponowano jej pracę na stałe, szybko została supervisorem, czyli kierowniczką. Potem jednak nastała pandemia i sklep dwa razy by zamknięty.
- Ale w pierwszym lockdownie dostawialiśmy 80 procent pensji od państwa w formie zasiłku, w drugim było podobnie, zasiłek wypłacał w części pracodawca, w części państwo. Ja chciałam już pracę zmienić, tym razem z powodów osobistych, ale nie podejmowałam takiej decyzji z powodu pandemii – opowiada Kamila.
Kiedy jednak pandemia minęła, poszukała czegoś nowego. Teraz pracuje w sklepie Rituals, który sprzedaje kosmetyki, świece zapachowe, różnego typu gadżety do domu.
- To holenderska firma, odpowiada mi jej polityka, bardzo się z nią identyfikuję. Wszystko jest z naturalnych składników, niczego nie testuje się na zwierzętach – opowiada Kamila.
Znów awansowała na supervisora i bardzo sobie to ceni. W pracy jest świetny zespół i super atmosfera. Na razie więc niczego zmieniać nie chce.
- Mam stabilną sytuację, zarabiam całkiem dobre pieniądze. Jestem bardzo zadowolona, utożsamiam się już ze Szkocją i choć zawsze zostanę Polką, to mój dom jest już w Edynburgu – podkreśla Kamila.
Do Polski nie ma zamiaru wracać. Powodów jej decyzji jest wiele. W Szkocji ma chłopaka, który też jest z Polski, ma wielu znajomych z rożnych krajów. Świetnie się tam czuje, ludzie są uprzejmi, mili, często się uśmiechają. Nie ma wiecznego narzekania, mówienia złych rzeczy. Żyje w otwartym kraju, przyjaznym dla kobiet, które mają tu swoje prawa.
- Antykoncepcja jest za darmo, tabletki „dzień po” za darmo i bez problemu. Jest prawo do aborcji, dobra opieka medyczna. Jako kobieta czuję się tu bezpiecznie, mogę o sobie decydować. Nie podoba mi się to, co dzieje się teraz w Polsce – wylicza Kamila.
Z chłopakiem mówią po polsku, ale w pracy myśli już po angielsku. Nigdy nie spotkała jej żadna przykrość z powodu bycia Polką, nikt wbrew jej obawom, nie wyśmiewał się z jej angielskiego zaraz po przyjeździe.
- Tu są inni ludzie, jestem teraz w Polsce, zamawiam taksówkę, wchodzę jak do grobowca. Żadnego „dzień dobry”, żadnego uśmiechu. W Szkocji taksówkarz miło wita, zagaduje, jak widzi, że nie chcę rozmawiać, to milczy. Mówi pięknie „do zobaczenia”, pyta czy wysadził mnie w dobrym miejscu. Tak jest dosłownie wszędzie. I to jest cudowne – mówi Kamila.
Oczywiście, kryzys paliwowy i tam daje się we znaki. Skoczyły ceny żywności, gazu prądu. Ale jest dofinansowanie od państwa, choć pewnie i tu przyjdzie zacząć zaciskać pasa. Ale Kamila podkreśla, że woli jednak ten kryzys przeżywać na Wyspach.
Magdalena Gorostiza