- Sytuacja jest taka, że tata leży na OIOM w śpiączce farmakologicznej, jest pod respiratorem, na szczęście parametry życiowe się poprawiły, ale kończą się pieniądze z ubezpieczenia i tamtejszy szpital właściwie podtrzymuje go tylko przy życiu – wyjaśnia Joanna Bułas. - Musimy załatwić transport medyczny samolotem do Polski. Na tatę czeka już miejsce w warszawskim Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc.
20 stycznia państwo Bułasowie wylecieli na wycieczkę z jednym z biur podróży. Pobyt była bardzo udany do momentu, gdy doszło do feralnego zdarzenia. Do wypadku doszło w banalny sposób. Podczas kolacji w hotelu, w którym wypoczywali, pan Jan połknął kawałek kości, która utkwiła mu w gardle. Wezwany do hotelu lekarz udrożnił przełyk endoskopem, zapisał antybiotyk.
- Tyle tylko, że przy okazji przełyk został uszkodzony, o czym tata nie wiedział, klasyczny błąd w sztuce – mówi Joanna Bułas. - Tata jadł, pił, a jedzenie dostawało się do opłucnej.
Zaledwie dwa dni po wypadku, 4 lutego miał być planowany powrót do domu. Ale ze względu na płytki oddech, Jan Bułas nie dostał zgody na lot do Polski. Został skierowany na badania do szpitala w Mombasie. Zdiagnozowano tam zapalenie opłucnej i otrzewnej. Konieczna była ratująca życie operacja. Stan był na tyle niepokojący, że dopiero tydzień po operacji pacjenta wybudzono ze śpiączki farmakologicznej. Wiadomo, że jest też wysięk do płuc. 17 lutego była kolejna operacja. Lewe płuco nie pracuje, stan pacjenta jest bardzo poważny.
Państwo Bułasowie mieli wykupione ubezpieczenie od kosztów leczenia w dwóch firmach na 200 tys. zł w każdej.
- Kwoty z ubezpieczenia się kończą. Opieka w Kenii jest bardzo droga. Wykorzystaliśmy wszystkie nasze oszczędności. Musimy płacić za pobyt mamy, bo jedna z firm odmówiła pokrycia kosztów, twierdząc, że jej pobyt tam jest zbędny – mówi Joanna Bułas. - Tymczasem to mama podpisuje za tatę wszystkie dokumenty. Opłacamy jej pobyt w przyszpitalnym hotelu, płacimy 150 dolarów za dobę. Ale teraz to nie jest czas na walkę z ubezpieczycielami. Musimy ratować życie ojca.
Rodzina obawia się, że kiedy wyczerpią się środki z ubezpieczenia, szpital zaprzestanie leczenia pana Jana. Jest możliwość sprowadzenia go do Polski w czwartek 23 lutego specjalistycznym transportem lotniczym. Jednak cena tego transportu – 97 tysięcy dolarów, przekracza możliwości finansowe bliskich.
- Zapożyczyliśmy się wszędzie, gdzie to możliwe, niestety nasza zdolność kredytowa się wyczerpała – mówi Joanna Bułas. - Stąd nasz prośba o wsparcie naszej zbiórki. Boimy się, że nie zdążymy pomóc tacie. Jestem w kontakcie z tłumaczem, który pomaga mamie. Jej stan psychiczny i fizyczny jest coraz gorszy. Martwimy się o to, by i ona nie wymagała leczenia.
Tu możecie wpłacać pieniądze na zbiórkę: https://www.siepomaga.pl/jan-bulas?fbclid=IwAR2tlGjd2Nm_hYGGCPijnm3CiBRAQ1RV7X5CMrbB0WHBNRR8r-yIA0HuazM