Ustaliliśmy podczas naszej rozmowy, że jednak nie wystąpicie z twarzą, nie pokażecie swoich zdjęć, choć nie kryjecie się ze swoją orientacją. Zmieniłam więc wam nawet imiona. Wyjaśnimy, skąd taka decyzja?
Wojtek: Ja nie miałbym z tym żadnego problemu i nie o mnie tu chodzi. Ale wiem, jakie nastawienie jest w Polsce do homoseksualistów i chcę oszczędzić rodzicom nieprzychylnych komentarzy. Nie chcę hejtu, nie chce też, by rodzice czytali, co o nas myślą inni, bo to nie jest wcale przyjemne.
Igor: Ja wiem, jak moja matka jest wyczulona. Nie chcę, żeby czytała w Internecie komentarze na mój temat. Bo ja, podobnie jak Wojtek, nie przejmuję się opiniami innych. Jesteśmy parą od kilkunastu lat, większość ludzi z naszego środowiska doskonale o tym wie, akceptuje ten fakt. Na naszych kontach społecznościowych publikujemy wspólne zdjęcia z podróży. Nie kryjemy się z tym, że jesteśmy razem. Ale odbiór tej sytuacji przez naszych bliskich z wielu powodów jest inny. I tak nie jest im często łatwo.
Myślcie, że to jest dla waszych rodziców problem?
Igor: Tak uważam. Wiem, że moja matka nie rozmawia z nikim na ten temat. Mój ojciec, kiedy dowiedział się, że jestem gejem, zaakceptował ten fakt, ale wiem, że było mu z tym bardzo trudno. Matka zawiozła mnie nawet do psychologa do Warszawy, który miał mnie „naprawić”. Dla moich rodziców był to zdecydowanie większy szok, bo ja jestem biseksualny i miałem nawet narzeczoną. Zdałem sobie jednak sprawę, że jeśli się z nią ożenię, będę ją zdradzał z mężczyznami. A ja zawsze chciałem żyć w zgodzie ze sobą. Wybrałem więc swoją drogę i jestem szczęśliwy. Ale dla mojej matki bolesne jest na przykład to, że nie będzie miała wnuków. Unika więc rozmów na mój temat z koleżankami.
Wojtek: Ja mam w domu pełną akceptację, choć o moim homoseksualizmie się głośno nie mówi. Temat nie istnieje oficjalnie, choć przyjeżdżamy razem z Igorem, śpimy w jednym pokoju. Ale też nie mówi się o tym, że brat jest heteroseksualny. Nigdy nie zrobiłem oficjalnego coming outu w domu, nie było to chyba potrzebne. Wiem, że jestem bardzo kochany. Ale nigdy też nie rozmawiałem z rodzicami na temat ich odczuć czy komentarzy w rodzinie czy wśród znajomych. Myślę jednak, że nie zawsze jest im łatwo.
Wracamy więc do kwestii tolerancji. Polska jest nadal zaściankowa, choć i tak wiele się zmieniło.
Igor: Gejów nie lubią ludzie, którzy ich nie znają, nigdy nie mieli z żadnym styczności. A my mamy wielu znajomych, nawet takich, którzy byli kiedyś homofobiami, bo i tak się zdarzyło. Nie afiszujemy się ze swoją orientacja seksualną, zachowujemy się, jak każdy zwyczajny człowiek. Ale kiedy ktoś zapyta, nie ukrywamy, że jesteśmy parą.
Wojtek: Ja miałem nawet taki epizod, jak byłem znacznie młodszy, że chciałem nie być gejem, uwierało mnie to. Znalazłem nawet kościelną organizację, która „leczyła” homoseksualistów. Warunek był taki, że trzeba było tam spać w weekendy. Nie zgodziłem się na to, bo nie widziałem w tym sensu i podejrzewałem, co tam może się dziać. Znam wielu księży gejów, to moi koledzy.
Igor: I słusznie podejrzewałeś, bo mój poprzedni partner tam się „leczył” i sypiał potem z zarządzającym tą organizacją księdzem.
Ciągnie was jednak do osób o podobnej orientacji. Stąd te rejsy dla LGBTQ+? Ten ostatni był największy na świecie, bierzecie jednak udział również w tych mniejszych, organizowanych w Europie.
Igor: Rejsy są dla całej społeczności LGBTQ+. Zdecydowana większość uczestników to geje, ale są też osoby queerowe, transseksualiści, lesbijki, ale raczej rzadko. To co nas pociąga, to przede wszystkim kwestia atmosfery, jaka tam panuje. Rejsy odbywają się na luksusowych statkach, jest tam kilkanaście restauracji, bogate i piękne programy artystyczne, sportowe, co kto chce.
Są spotkania tematyczne. Taki statek, to pływające miasto - jest spa, salon fryzjerski, sklepy, kasyno, siłownia z trenerami, nauka tańca, ściana wspinaczkowa, surfing na sztucznej fali, co kto chce.
Ludzie przyjeżdżają na taki rejs z całego świata. Również z krajów, w których homoseksualizm jest karany. Tu wreszcie mogą czuć się w pełni wolni. Jeśli pytasz, po co ja płynę, to powiem krótko – żeby poznać ciekawych ludzi, żeby czuć się w pełni akceptowany. Na statku są fantastyczne osoby, jest świetna zabawa.
Wojtek: Jest cały przekrój społeczny, niektórzy oszczędzają cały rok na taki rejs, są tacy, którzy wykupują najdroższe kabiny. Cena waha się od 1700 dolarów od osoby do kilkunastu tysięcy dolarów za suitę. Za osiem dni. A jeszcze trzeba dolecieć. Więc to nie jest tani wyjazd, ale my zawsze świetnie spędzamy na rejsach czas.
Dzieją się rzeczy, które mogą gorszyć?
Igor: My nie jedziemy tam szukać przygód. Jeśli się dzieją różne rzeczy, to takie same są na innych wakacjach wśród osób heteroseksualnych. Są rejsy dla swingersów, a białe, starsze kobiety jeżdżą na seks do Afryki. Na pewno jest na statku grupa osób, która chce takich doznań. Ale to dorośli ludzie, nas to nie obchodzi, co oni robią. Na pewno zjawia się grupa singli, która szuka dla siebie partnerów.
Ale, jak mówiłem, nas to nie dotyczy. Nas interesuje poczucie wspólnoty, ten szczególny rodzaj wolności, który tam czujemy. To jest dla nas w tych wyprawach pociągające.
Wojtek: Narkotyki są zabronione, przechodzi się odprawę, jak na lotnisku, są psy. Jeśli ktoś przemyci inne substancje i ich używa, to już jego sprawa. Nas to nie ekscytuje. Mnie podoba się to, że jest pełna akceptacja, nie ważne, czy jesteś gruby, chudy, czarny, biały. Nieważne, jak wyglądasz, w co się ubierasz. Są mężczyźni, którzy przez cały rejs chodzą w kobiecych strojach. Jak lubią, to dlaczego nie? I często są to naprawdę wysoko postawieni ludzie, piastujący ważne funkcje w swoim kraju. W domu muszą jednak trzymać fason. Przez te osiem dni mogą być sobą. Myślę, że to jest bardzo smutne, jak często bardzo musimy ukrywać swoje prawdziwe oblicze. I dotyczy to każdego z nas. Myślę, że popularność tych rejsów pokazuje też, jak mało jest w społeczeństwach tolerancji dla wszelkiej inności. Jak bardzo lubimy szufladkować ludzi, przykładamy do wszystkich jedną miarkę. A te osiem dni to czas całkowitej swobody, nikt cię nie ocenia, nikogo nic nie dziwi. Robisz, co chcesz.
Jest też pewien element edukacyjny. Zwiedzacie różne miejsca i nagle w małych portach schodzi na ląd ponad 5 tysięcy gejów…
Igor: Tak, to jest też świetny kawałek rejsu. Wiele miejsc wita nas wieszając tęczowe flagi, organizując dla nas różne fiesty. Ludzie widzą grupę facetów, roześmianych, kochających życie. Mam nadzieję, że to daje im do myślenia i zmienia ocenę homoseksualizmu, jeśli była nieprzychylna. Chodź są porty, które czasami odmawiają naszego przyjęcia. Tak było na przykład kiedyś w Turcji.
Wojtek: My kochamy podróże i zwiedzanie świata, a rejsy dają nam taką możliwość i to w dodatku w gronie osób, wśród których czujemy się świetnie. Polaków jest tam zawsze zaledwie garstka. Ale zawsze jakiś spotykamy.
Pływają z tych samych powodów, co wy?
Igor: Dokładnie. Też chcą poczuć się wolni, być sobą. Ja myślę, że nam z Wojtkiem i tak jest w życiu łatwiej, bo mamy określoną pozycję społeczną, wykształcenie, mamy pieniądze. I żyjemy, tak jak chcemy.
Wiele osób jednak, szczególnie tych ze świecznika, nadal boi się ujawnić. Przecież w naszym środowisku doskonale wiadomo, który aktor, polityk, czy dziennikarz jest gejem, a jednak skrzętnie to ukrywa. Mogę tylko powiedzieć, że współczuję tym ludziom, bo takie życie musi być koszmarne. Strach przed zdemaskowaniem musi być ogromny. Ale z drugiej strony, gdyby mieli odwagę się ujawnić, może wzrastałby poziom tolerancji. Ludzie wykształceni, dobroczynni, znani, powinni „wychodzić z szafy” – to to zmieniłoby podejście do osób LGBTQ+. Nie bylibyśmy kojarzeni tylko z jakimiś zwyrodnialcami, ludźmi nadużywającymi różnych używek itp. Bo tak widzi gejów pewna część społeczeństwa. Ciekawe, czy gdyby ludzie wiedzieli, że pan z banku obsługujący ich konto, jest gejem, czy zmieniliby bank? Albo w szpitalu, będąc u najlepszego lekarza specjalisty, czy zrezygnowali by z konsultacji, leczenia, bo lekarz jest gejem czy lesbijką? A w każdym środowisku są osoby LGBTQ+, żyją obok nas, choć często o tym nie wiemy. Wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, czarni, żółci, biali, sprawni, niepełnosprawni, wykształceni, niewykształceni – nie ma znaczenia. Rozumiem jednak, dlaczego ludzie boją się ujawniać.
Wojtek: Dlatego te osiem dni pełnej wolności na statku jest jak świeży oddech. My nie mamy problemów ze swoją orientacją seksualną, ale jak mówiliśmy, jest gdzieś z tyłu głowy ten lęk o bliskich. O to, żeby nie musieli z naszego powodu cierpieć. Tak naprawdę to też jest przecież bardzo przykre.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza
Tu możecie zobaczyć film z podobnego rejsu w Europie: