Chcieliście urzędnika to z nim mieszkajcie
Jacek pracuje w budżetówce, zarabia 3,8 tysiąca złotych na rękę. I jak mówi Renata, dokłada się do życia sumiennie. Co miesiąc przelewa na jej konto 1,5 tysiąca złotych, na jedzenie, na opłaty.
- Stara się też co miesiąc odłożyć tysiąc złotych, no to przecież i tak zbyt wiele mu nie dostaje. Odkłada na wakacje, na naprawę samochodu czy inne niespodziewane wydatki – tłumaczy syna Renata.
Gdyby może poszedł za ciosem i ożenił się zaraz po studiach, byłoby inaczej. Ale związek Jacka nie przetrwał próby czasu. Rozstanie było dla chłopaka bolesne, długo nie mógł dojść do siebie. Potem nie szukał już stałego związku.
- Owszem ma dziewczyny, wychodzi z nimi, czasami wyjeżdża, ale do domu nie przyprowadza – opowiada Renata. - Czyli to tylko jakieś przelotne znajomości. Kiedy pytam, czy doczekam się jakiś wnuków, Jacek wzrusza ramionami i mówi, że skoro chcieliśmy urzędnika, to teraz z nim mieszkajmy.
To prawda, że namawiali syna na administracje, uważali, że praca na „państwowym” jest zawsze pewna. Jacek ma 37 lat i jest jednym z najmniej zarabiających urzędników. Ma też krótki staż, zanim do urzędu się dostał, pracował w różnych firmach.
- Zawsze na najniższych pensjach, nie jest zbyt przebojowy, to też fakt – mówi Renata. - Ale to dobry chłopak, nie ma z nim problemów i pomaga nam bardzo.
Tak więc z drugiej strony miło jej, że syna ma w domu. Pojedzie z matką na zakupy, pomoże groby rodziców posprzątać. Przecież z domu go nie wygonią. To nie jego wina, że pensje są kiepskie, a inflacja stale rośnie.
Zżarła nas inflacja
Krystyna sama córkę wychowywała i były szczęśliwe, kiedy Alicja przeniosła się do wymarzonego swojego mieszkania. Była już dorosła, pracowała, wzięła kredyt, w pierwszej wpłacie pomogła matka.
- Kredyt był wzięty na 300 tysięcy złotych, Alicja spłacała 1,4 tysiąca miesięcznie. Dawała rade bez problemu – mówi Krystyna. - Ale potem zmienili te stopy i rata urosła do 2,5 tysiąca złotych. Wspólnota podwyższyła czynsz, przyszły podwyżki za prąd, jedzenie jest koszmarnie drogie.
Alicja starała się jeszcze być na swoim, zaciskać pasa, ale wytrwać. Na początku roku stwierdziły jednak razem z matka, że to zwyczajnie nie ma najmniejszego sensu.
- Wynajęła swoje mieszkanie, kredyt „sam się spłaca”. Wróciła do domu – opowiada Krystyna. - Cóż, łatwo czasami nie jest, bo każda ma swoje nawyki.
Krystyna córkę kocha, ale nie lubi tego, jak rządzi się w jej kuchni. Córka jest wegetarianką, jedzenie trzyma osobno, osobno gotuje, wyciągając wówczas chyba wszystkie garnki.
- Ja nie ukrywam, że lubię jeść mięso no i czasami wykładów słucham. O nieludzkich warunkach w hodowlach, o tym, że nie szanuję zwierzęcego prawa do życia – wzdycha Krystyna.
Chciałaby, aby Alicja znalazła sobie chłopaka. We dwoje mieszkanie już by utrzymali, łącznie z ratą kredytu. Ale na razie na się na zięcia nie zanosi. Więc mieszkają razem, nie wiadomo, jak długo.
- Nie chciałabym być źle zrozumiana, bo córkę bardzo kocham – mówi Krystyna. - Ale tęsknię do czasów, kiedy byłam w domu sama. Dwie dorosłe kobiety w niezbyt dużym mieszkaniu to czasami nieuchronna awantura.
Będzie razem bardzo ciężko
Beata z mężem mają przed sobą bardzo ciężką próbę. Córka z zięciem zapowiedzieli, że się do niej na kilka miesięcy przeniosą. Mąż Beaty z zięciem się nie kocha, córka też bywa konfliktowa i Beata już widzi gehennę, jaka ją czeka.
- Niech szlag trafi inflację, to wszystko, co się dzieje w naszej gospodarce – wzdycha Beata ciężko. - Młodzi nie są już w stanie spłacać kredytu na swoje mieszkanie, chcą się go jak najszybciej pozbyć, żeby się uwolnić. Szczególnie, że mają wyjście awaryjne.
Leciwa babcia zięcia mieszka sama w dużym mieszkaniu sama. Wiadomo, że niedługo będzie potrzebować opieki. Zięć ustalił z rodzicami, że zamieszkają u babci z córką Beaty. Babcia mieszkanie ma na niego przepisać, rozliczą się z drugim wnukiem.
- Dlatego trzeba jak najszybciej to ich mieszkanie sprzedać, a że jest ładne i w dobrej dzielnicy, już przychodzą potencjalni kupcy – mówi Beata. - Młodzi będą mieli pieniądze na remont i na spłatę. Mieszkanie jest w opłakanym stanie, wymaga sporych nakładów no i odpowiedniego czasu na remont. Babcia na czas remontu zamieszka z teściami córki.
Beata mówi, że w tej sytuacji to jedyne wyjście. Ma świadomość, że opieka nad starszą osobą może być męcząca, ale czasy są takie, że córka nie ma na razie lepszej opcji.
- Ale normalne to nie jest, żeby młodych było na kredyt nie stać. Pracują obydwoje, zarabiają przyzwoicie – mówi Beata. - I choć ja wiem, że mnie łatwo z nimi nie będzie, żal mi ich z powodu tej tułaczki.
Ma zamiar jakoś ciężki czas przetrwać. Oczywiście wolałaby, żeby młodzi wynajęli na ten czas jakieś lokum, ale ma świadomość, że z finansowego punktu widzenia to kompletnie bez sensu.
Młodzi żyją z rodzicami
W 2018 roku ponad 2 mln Polaków w wieku od 25 do 34 lat mieszkało przynajmniej z jednym ze swoich rodziców, tym samym zaliczając się do populacji tzw. gniazdowników – wynika z badań GUS. Gniazdownicy to osoby, które nigdy rodzinnego domu nie opuściły. Ale z powodu inflacji i coraz wyższych kosztów utrzymania, pojawia się też nowy trend. To powroty młodych ludzi do rodzinnego domu, z powodu braku możliwości samodzielnego utrzymania się poza nim. Ilu osób dotyka, tego nie wiadomo.
Magdalena Gorostiza
źródło https://stat.gov.pl/files/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/6330/6/1/1/pokolenie_gniazdownikow_w_polsce.pdf