Martyna mówi, że w weekendy nie wyściubia nosa z domu. Przerażają ja tłumy ludzi, ale najbardziej rodziny z dziećmi. Niestety, nawet w dzień powszedni nie znalazła miejsca na spokojny odpoczynek. - Wszędzie wrzaski i piski.
Może zrobić plaże dla dorosłych?
Martyna pojechała w powszedni dzień nad niedaleki zalew. Liczyła na to, że może uda się odpocząć w ciszy, popływać, podelektować spokojem.
- Specjalnie wzięłam wolne w czwartek, żeby trochę odetchnąć, bo w weekend się nie daje – opowiada. - Niestety, bardzo się rozczarowałam.
Zalew był oblegany przez rodziny z dziećmi. I jak mówi Martyna, wszędzie wrzask i pisk. Ona nie rozumie, że nikt dzieciom nie zwraca uwagi, że nie ma potrzeby tak krzyczeć. Że dobra zabawa nie musi polegać na zdzieraniu gardła.
- Te dzieci to jedno, drugie to „gdaczące” matki – opowiada Martyna. - Buzia im się nie zamyka. Koło mnie siadły dwie z trójką dzieci. Ciągle słyszałam: „nie rusz”, „nie dotykaj”, „chcesz ciasteczko?”, „może pić?”. Ludzie naprawdę nie rozumieją, że w takim hałasie trudno jest wypocząć?
Do wody też nie weszła, bo tam pisk jeszcze większy. Krzyk, gwar, dzieci drą się, choć matka stoi obok.
Martyna w końcu pojechała do lasu. Rozłożyła leżak na polanie i delektowała się ciszą. Marzy o tym, żeby były plaże dla dorosłych.
Marzę o knajpie, do której nie wpuszcza się dzieci
Iwona dla odmiany wybrała na weekendowy wypad turystyczne miasteczko. Wszędzie tłumy, ale wiadomo, po to są wakacje. Zdecydowali się z mężem zjeść gdzieś dobry obiad, był kłopot ze znalezieniem wolnego stolika, ale w końcu się udało.
- Oczywiście pełno rodzin z dziećmi – wzdycha Iwona. - I te dzieci nie mówią, tylko krzyczą. W dodatku większość z telefonami, na których na full włączona bajka. Kakofonia dźwięków, czyste wariactwo.
Iwona się dziwi, że personel nie reaguje. Bo inni goście chcieliby zjeść spokojnie. Nie słuchać cudzych bajek, nie być potrącanymi przez biegające dzieciaki, nie być otoczonymi krzykami i głośnymi uwagami rodziców.
- Czytałam gdzieś niedawno, że jakaś matka zmieniała w restauracji pieluchę dziecku, rozsiewając smród wokół – mówi Iwona. - Uważam, że jest za duże przyzwolenie społeczne na takie zachowania. A to nie ma związku z wychowaniem, to tylko zwykłe chamstwo wielu rodziców. Więc ja najchętniej chodziłabym do knajp, gdzie nie wpuszcza się dzieci. No cóż, mogę być hejtowana, ale te wrzaski to koszmar.
Tylko hotele dla dorosłych
Bożena od lat wybiera hotele dla dorosłych. Nikt jej nie zmusi, by pojechać do hotelu, w którym są dzieci.
- Jak widzę w katalogu opis „hotel przyjazny rodzinom”, a na zdjęciu zjeżdżalnie, to od razu rezygnuję – mówi. - Żeby był za darmo, ja tam nie pojadę.
Bożenę cieszy, że przybywa takich cichych miejsc w Polsce. Można hejtować właścicieli, że nie chcą u siebie dzieci, pisać co się chce pod ich adresem, ale jej zdaniem, oni wiedzą, co robią. Bo nawet gdy jest drożej, znajdą klientów.
- Znany hotel w Krynicy przestał wpuszczać dzieci, to o czymś świadczy. Jest coraz więcej miejsc, gdzie dzieci nie są mile widziane – podkreśla Bożena. - To znak naszych czasów. Rodzice dzieci nie wychowują, a te nie wiedzą jak się zachować. Bo przecież do dzieci jako takich, trudno mieć pretensje.
Dlaczego nie reagujemy?
Martyna mówi, że kiedyś zwracała uwagę. Ale dziś raczej ucieka, bo jest w zdecydowanej mniejszości. Nawet jeśli inni w głębi duszy myślą to samo, to nikt się nie odezwie.
- I po co mi to? - mówi. - Te matki zaraz chcą cię rozerwać na strzępy.
Bożena mówi głośno, jak już nie może zdzierżyć. Zawsze odpowiada tak samo agresywnym matkom.
- Mówię im, że nie pierwsze i nie ostatnie urodziły, że też mam dzieci. I moje nie darły się wszędzie jak opętane, bo je wychowywałam, w przeciwieństwie do nich – mówi. - Trzeba wtedy widzieć ich miny.
Ale Iwona też machnęła ręką. Nie chce jej się kłócić. Tyle tylko, że często ma do siebie pretensje.
- Bo gdybyśmy wszyscy reagowali, byłoby inaczej – wyjaśnia. - A tak to przyzwalamy i na te wrzaski i na te reakcje dotkniętych matek, którym mówi się, by uspokoiły dziecko.
Janusz Koczberski, psycholog i terapeuta ma swoją teorię na ten temat.
- Żyjemy w epoce pajdokracji, dziecko stawiane jest na piedestał, jest dobrem najwyższym, każdy powinien się nim zachwycać. Nawet tym obcym, które jest mu przecież obojętne. I jest grupa matek, które się tym karmią, czerpią jak mogą, bo dziecko to ich jedyne osiągnięcie. Oczywiście są też matki normalne, które wiedzą, na czym wychowanie dzieci polega, ale ich nie widać, bo ich dzieci zwyczajnie znają granice. Widać i słychać te „cuda” matek nadymanych do granic wytrzymałości z samego faktu posiadania dziecka. I właśnie te dzieci, a często i same matki, trafiają do mnie na terapię. Jak nie wcześniej, to później – mówił w wywiadzie dla portalu Kobieta XL. - Niestety, te matki nie rozumieją, że ja czy pani mamy prawo do spokoju i ciszy, że nie musimy wysłuchiwać tych krzyków na obiedzie w restauracji czy na spacerze w parku. I dlatego trzeba zwracać na to uwagę i o tym pisać. Niech ludzie się nie boją bronić swoich praw, dzieci nie mogą żyć cudzym kosztem. Oczywiście, dzieci muszą się wyszaleć, wybiegać, takie jest ich prawo. Ale są do tego stosowne miejsca, trzeba iść na plac zabaw, na łąkę, zorganizować zabawę, zabrać do parku rozrywki. Trzeba im rozsądnie czas zagospodarować, a nie siedzieć na Facebooku z nosem w komórce. I uczyć, gdzie można bawić się do upojenia, a kiedy należy zachować się cicho i nie przeszkadzać innym.
Magdalena Gorostiza
Tu możecie przeczytać cały wywiad „Czy musimy słuchać wrzasku cudzych dzieci” - https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/czy-musimy-sluchac-wrzasku-cudzych-dzieci/5p5vn25,30bc1058
Zapraszamy do dyskusji na ten temat. Opublikujemy wasze wypowiedzi: redakcja@kobietaxl.pl