Beata prosi, żeby nie ujawniać nazwiska rodziny. O sprawie pogrzebu mamy i zamiany ciał rozpisywały się już media w całej Polsce. Każdy mógł przeczytać, że to rodzina nie rozpoznała najbliższej osoby.
- Nie rozpoznaliśmy, bo nie mogliśmy – podkreśla Beata. - Tata pojechał na miejsce wypadku. Tata był przepędzany - jak sam twierdził, jak intruz . Mimo wszystko został, jednak nie przeprowadzana była identyfikacja, wręcz nie dopuszczano go do zwłok.
Tragiczny wypadek w drodze na pogrzeb
14 sierpnia na obwodnicy Chodla doszło do wypadku. Kierujący oplem, który wiózł trzy koleżanki na pogrzeb, wymusił pierwszeństwo. Doszło do zderzenia z bmw. Trzy kobiety, siedzące z tyłu, nie przeżyły. Dla społeczności niedużej Poniatowej, gdzie ludzie dobrze się znają, to był szok. Szczególnie, że kobiety były tam znane i bardzo lubiane. Wszystkie uczestniczyły w życiu kulturalnym swojej miejscowości. Miały różne projekty dotyczące teatru "Fajna Ferajna", do którego należały. Były również studentkami poniatowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Swojego smutku nie ukrywał również burmistrz.
- Ja mieszkam za granicą, ale akurat był czas wakacji i byłam niedługo wcześniej u rodziców – mówi Beata. - Wracaliśmy właśnie do domu, kiedy nadeszła tragiczna wiadomość. Następnego dnia przylecieliśmy z powrotem do Polski.
To nie jest moja mama
Rodziny przygotowywały się do pochówku bliskich. Pogrzeb pani Wandy miał odbyć się w poniedziałek 21 sierpnia. 19 sierpnia została pochowana pierwsza z kobiet.
- W przeddzień pogrzebu było pożegnanie mamy w zakładzie pogrzebowym, trumna miała być otwarta – opowiada Beata. - Już w pierwszej chwili zauważyłam, że mama zupełnie inaczej wygląda. Wyszliśmy z zakładu, ale nie dawało mi to spokoju. Wróciłam. Zobaczyłam, że to nie jest moja mama, ale jedna z koleżanek, nasza sąsiadka. Ta, która już właśnie miała zostać pochowana.
Prokuratura: To rodzina nie rozpoznała ciała
Beata zawiadomiła prokuraturę. Pogrzeb jej mamy odwoływano w ostatniej chwili. Ruszyła prawnicza machina. Prokuratura zarządziła ekshumację pochowanej w sobotę kobiety. Pochówek trzeba było wstrzymać do czasu wyjaśnienia sprawy.
- Ale nie to było najgorsze, choć to był szok – mówi Beata. - Prokuratura to nas oskarżyła o pomyłkę, umywając ręce od całej sprawy. Historia poszła w świat i przetoczyła się medialnie przez całą Polskę, że nie potrafiliśmy rozpoznać najbliższej osoby.
O sprawie pisały i lokalne i krajowe media. Cytowały wypowiedź rzeczniczki lubelskiej prokuratury:
Prok. Magdalena Naczas z Prokuratury Okręgowej w Lublinie powiedziała PAP, że w trakcie poniedziałkowej ceremonii pogrzebowej — jeszcze przed udaniem się do kościoła — członkowie rodziny zakwestionowali, że jest to ich matka i babcia. „Rodzina miała wątpliwości co do tożsamości osoby i w dniu pochówku zakwestionowała, że to jest członek rodziny" — wskazała prokurator. Jak dodała, wcześniej rodzina rozpoznała zwłoki 75-latki i nie kwestionowała jej tożsamości.
Prok. Naczas potwierdziła, że doszło do zamiany ciał dwóch kobiet.
"Osoba, która została pochowana w sobotę, to miała być ta pani, której pochówek miał być organizowany w poniedziałek" — wskazała. "Ponownie przesłuchano świadków, okazano im zdjęcia i zwłoki, które są w dyspozycji zakładu pogrzebowego. Sprawa na tym etapie została wyjaśniona" — powiedziała prokurator dodając, że doszło do "nieprawidłowości związanych z organizacją pochówku". "Faktycznie doszło do pomyłki przy wydaniu tych ciał rodzinie" — dodała. - czytamy na onet.pl.
Beata dodaje, że były też inne wypowiedzi cytowane przez media. Kurier Lubelski napisał: - Osoba, która została pochowana w sobotę to miała być ta pani, której pochówek miał być organizowany w poniedziałek - mówi Magdalena Naczas z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Sekcje zwłok zostały przeprowadzone w piątek 18 sierpnia. Każde z ciał było okazywane rodzinie, która rozpoznawała je jako członków swojej rodziny.
- To się mija z prawdą. Mój tata wysłał prośbę o wyjaśnienie tych wypowiedzi, dostał odpowiedź od pani Naczas – mówi Beata. - Ale ona w swoim piśmie nie odniosła się do tych konkretnych słów, do próby zrzucenia winy na nas i/lub zakład pogrzebowy, który w niczym też nie zawinił.
Chcemy sprawę wyjaśnić do końca
Beata mówi, że doniesienia medialne i oskarżenia prokuratury jeszcze bardziej przybiły całą rodzinę. Szczególnie, że jak podkreśla – nikt z jej członków nie miał szans na to, by zidentyfikować mamę.
- Postanowiliśmy więc skorzystać z pomocy prawnej – mówi. - Bo uznaliśmy, że tak nie może być.
Pełnomocnik rodziny, adwokat Grzegorz Gozdór podkreśla, że rodzina posiada dokumentację urzędową potwierdzającą prawdziwą wersję zdarzeń.
- To nieprawda, iż członkowie rodziny pani Wandy błędnie dokonali identyfikacji zwłok. Osoby najbliższe, w szczególności mąż pani Wandy był obecny na miejscu zdarzenia, kiedy trwały jeszcze czynności procesowe. Chciał dokonać identyfikacji zwłok. Nie został dopuszczony do udziału w czynności, co już stanowi naruszenie przepisów prawa, gdyż oględziny są czynnością tzw. niepowtarzalną i osoba wykonująca prawa pokrzywdzonego ma prawo do udziału w takiej czynności – mówi G. Gozdór. - Z fotokopii protokołów oględzin, którymi dysponują najbliżsi pani Wandy wynika, że nikt nie ustalał tożsamości zwłok trzech ofiar wypadku, a jest to fundamentalna kwestia. Rubryka dotycząca ustalenia tożsamości zwłok gdzie należy wpisać, na jakiej podstawie ustalono tożsamość i kto dokonał ustaleń nie została wypełniona żadną treścią.
Mama leżała w cudzym grobie
- Wystarczającą traumą były już dotychczasowe wydarzenia, a musieliśmy z pochówkiem czekać na ekshumację ciała mamy, pochowanego jako koleżanka mamy – opowiada Beata.
Beacie mówić o tym ciężko. Wróciła już do swojego domu. Uroczystego pogrzebu nie było. 31 sierpnia rodzina złożyła zwłoki do grobu, w ceremonii brali udział tylko najbliżsi. 2 września odbyła się uroczysta msza za panią Wandę, ale już bez ciała.
- Ale to nadal siedzi w człowieku, że mama została pochowana w cudzym grobie, w cudzych ubraniach że nie wystarczyło tragicznego wypadku, że musimy przeżywać taki koszmar – mówi Beata.
Grzegorz Gozdór uważa, że miały miejsce rażące zaniedbania osób przeprowadzających czynności procesowe.
- Nie ustalono bowiem tożsamości zwłok ani na miejsca zdarzenia (co było obligatoryjne), ani w toku innych czynności – mówi. - Trudno też zaakceptować próbę przeniesienia odpowiedzialności na bliskich pani Wandy, co jest dla nich nieusprawiedliwione, krzywdzące i przykre w tak trudnym czasie w którym się znajdują. Mąż pani Wandy złożył zawiadomienie o niedopełnieniu obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych do Prokuratury Rejonowej w Opolu Lubelskim.
Czuję się, jakbym opowiadała film
Wyjaśnianiem tragicznej pomyłki zajmuje się obecnie prokuratura w Zwoleniu, bo tam przeniesiono sprawę z Opola. Jest jednak za wcześnie, by już oczekiwać rozstrzygnięcia, kto zawinił w tej sytuacji. Trwają czynności. Mąż pani Wandy był przesłuchiwany przez pięć godzin. Było to w przeddzień mszy żałobnej.
- Spędziliśmy cały dzień w prokuraturze, nie mając pojęcia, że to będzie trwało tak długo. Ja zeznawałam półtorej godziny. Najpierw siedziałam w poczekalni i czekałam na tatę, nie wiedząc, ile to jeszcze potrwa. Kolejna, niepotrzebna przecież trauma – mówi Beata. - Dlatego chcemy sprawę wyjaśnić do końca. A jak ja się czuję? Jakbym film jakiś opowiadała, bo to przecież jest nie do zrozumienia, nie do uwierzenia i nie do wytrzymania.
Za chwilę jednak dodaje: Podczas naszych wakacji w Poniatowej, trochę ponad tydzień przed tym wypadkiem rozmawiałam z mamą na temat rodzinnego grobu, w którym już był pochowany mój najstarszy brat, który zmarł 40 lat temu, w wieku 10 lat. Moja mama zajęła się ekshumacją kilka lat temu, bo chciała, żeby spoczął w Poniatowej (pochowany był w Kraczewicach), w grobie było też zrobione miejsce dla mamy i taty. Ona wspomniała, ze to przeniesienie to było jej największe marzenie i ona je spełniła. Ta rozmowa miała miejsce tak krótko przed jej niespodziewana śmiercią, wciąż ją mam w głowie i myślę, że dała mi siłę do działania przez te parę tygodni.
Magdalena Gorostiza