Zabójcze kwiatki
To był 23 marca 1944 roku w sennym miasteczku Alcolu w Południowej Karolinie. W czarnej dzielnicy za torami stał dom Stinneyów, na werandzie bawiło się rodzeństwo George i jego siostra. Wtedy podeszły do nich dwie białe dziewczynki, zapytały gdzie mogą zerwać fioletowe kwiaty. Dzieci wskazały im polanę i to był ostatni raz kiedy, ośmioletnia Mary Emmę Thames i jej starsza o trzy lata kuzynka, June Binnecker z tak zwanych dobrych białych domów – były widziane żywe. Obie bardzo lubiły szukać nowych roślin, często wybierały się poza zabudowania miasta, na tereny porośnięte łąkami i lasem. Tam szukały swoich okazów na bukiety. Ich zmasakrowane ciała znalazł dzień później syn pastora, piętnastoletni Francis Batson. Jasnowłose dziewczynki były rozebrane, zgwałcone, zakatowane na śmierć drewnianym kijem -belką, zwłoki leżały porzucone w pobliżu torów. Zbrodnia wstrząsnęła całą społecznością miasta. Ludzie domagali się natychmiastowego ukarania potwora, a to były czasy segregacji rasowej. Rozpoczęło się gorączkowe polowanie na mordercę – czarnego, bo to była dzielnica biedoty o afroamerykańskich korzeniach. W poszukiwaniach sprawcy, brali udział także ciemnoskórzy mieszkańcy tego obszaru, wśród nich ojciec Georga Stinneya. Chwilę potem podejrzenie padło na jego synów, zabrano ich na przesłuchanie. Starszego zaraz wypuszczono. Młodszy znalazł się w prawdziwych tarapatach.
Dziecko wskazało Georga
Przyjaciółka zamordowanych, siedmioletnia Sadie Duke, opowiedziała, że kiedyś Stinney przerwał im zabawę, gdy wybrały się na wycieczkę do dzielnicy zamieszkałej przez czarną społeczność. Ponoć chłopak kopał rower jednej z nich i wykrzykiwał, że mają się wynosić. Groził i ostrzegał, że jeśli znowu się tu pojawią to je pozabija. To zeznanie było jak paliwo do ognia. Nikt z dorosłych już nie sprawdzał, czy dziewczynka mówi prawdę. Wcześniej o tym incydencie, żadna z nich nie wspominała swoim najbliższym. Samo pomówienie wystarczyło, „czarny” był idealnym kandydatem na zabójcę. Mimo, że 14-letni George Stinney syn młynarza, był bardzo drobny i chudy jak na swój wiek. Miał 1,60 metra, ponoć koło 40 kilogramów wagi. Sąsiedzi opisywali go jako małomównego, spokojnego i pomocnego. Gdy opowieść Sadi rozeszła się po mieście, ruszyła lawina kolejnych doniesień o diabolicznej naturze Stinneya. Jeden z białych chłopców zaczął rozpowiadać, że gdy spotykał na ulicach chłopaka ten zawsze prowokował do bójki. Syn pastora – ten od znalezienia zwłok, też dodał kolejne oskarżenie, jakoby w sklepie w którym dorabiał, Stinney kręcił się podejrzanie jakby chciał ukraść rower. Histeria rosła, razem z mnożącymi się oskarżeniami. Na nic zdały się zeznania siostry domniemanego mordercy, Amie. Dziewczyna poświadczyła, że istotnie, Mary Emma i June pojawiły się na rowerach, koło ich werandy, podczas gdy razem z bratem bawili się. Miały zapytać miejsce gdzie rosną fioletowe kwiatki. Rodzeństwo wskazało kierunek i wtedy ostatni raz je widzieli. Siostra dała bratu alibi.
Wyrok pod publikę
Odrażająca zbrodnia, oskarżony czarny nastolatek, wściekła biała społeczność, to była woda na młyn w targanej konfliktem rasowym - Ameryce. Lokalny szeryf po uzyskaniu zeznania, przewiózł całą rodzinę Georga do innego miasta, obawiał się linczu. Chłopca wieziono w klatce, jak niebezpieczne zwierzę. Nogi miał spięte ciężkimi łańcuchami. Wściekły tłum krzyczał i złorzeczył, klatka chroniła więźnia przed samosądem. Rodzina natychmiast poniosła konsekwencję, ojciec natychmiast stracił pracę, musieli uciekać z Południowej Karoliny. Chłopak dopiero po miesiącu aresztu otrzymał urzędowego obrońcę. A ten zamiast na dochodzeniu, skupił się na udowodnieniu na podstawie testów psychiatrycznych, że George jest niebezpiecznym psychopatą. Gazety rozpisywały się o sprawie. Rozprawa miała wymiar symboliczny, dobrzy biali, źli czarni. Sprawa odbyła się błyskawicznie. Ława przysięgłych, w której zasiadło 12 białych mężczyzn, nie miała żadnych wątpliwości co do winy chłopaka. Po 14 minutach wydali wyrok – winny, bez prawa do odwołania się od wyroku. Trzech sędziów prowadzących proces wydało - kara śmierci. Według świadków z sali rozpraw, George Stinny był przerażony i nie do końca świadomy co się właśnie wydarzyło.
Na jakiej podstawie sąd wydał taki wyrok? Wyrok skazujący oparto tylko na jednej przesłance, oskarżony nastolatek miał sam przyznać się do winy. Prokurator w postawieniu zarzutów wykorzystał oświadczenie oficera, który aresztował Stinneya. Niestety w archiwach, takiego zeznania z podpisem oskarżonego nie ma. Nie widomo czy istniało, wtedy to nie był problem. Cały proces 14-latka rozpoczął się 24 kwietnia 1944 r. przed sądem i trwał zaledwie 2,5 godziny. Wykonanie wyroku zaplanowano za dwa miesiące. Wtedy w USA 14-letnie osoby mogły być już skazywane na śmierć jak dorośli.
Nie było krzesła elektrycznego dla dzieci
Według relacji odsiadujących wyroki w więzieniu, gdzie trafił George Stinney, chłopak był przerażony, stale nosił Biblię, jakby wierzył w magiczną moc ochronną świętej księgi. Przed wykonaniem wyroku zjadł batonika, o niego właśnie poprosił w ostatnim życzeniu. Potem poszedł do celi śmierci, był tak małym skazańcem, że na twarz zsuwał mu się hełm elektryczny, który miał go zabić. Gdy siadł na krześle elektrycznym, jego drobne ciało było zbyt małe by można było na nim prawidłowo zamontować pasy, które miały go śmiertelnie porazić. Wtedy właśnie przydała się Biblia, położono ją na krześle, by był wyższy. Gdy zapytano Georga czy chce powiedzieć ostanie słowo – odparł – „No, sir”. Wyrok wykonano. Ale poczucie niesprawiedliwości i spartaczonego śledztwa oraz absurdalnej rozprawy nie dawały ludziom spokoju. W końcu w 2004 roku amerykański historyk George Frierson wszczął śledztwo, trwało 10 lat. W grudniu 2014 r. sąd uznał, iż Stinney został skazany niesłusznie, ponieważ nie zagwarantowano mu podstawowych praw wynikających z konstytucji.
Było wiele wątpliwości
Najpoważniejsze wątpliwości budził fakt, czy tak chudy i drobny George był w stanie zabić dwie dziewczynki i przenieść ich ciała na dużą odległość. Oburzającym nagięciem prawa było również wybranie obrońcę z urzędu miejscowego prawnika, który na tym procesie chciał budować karierę polityczną. Obrońca nie poprosił o zmianę miejsca rozprawy, w czasie procesu mieszkańcy Acolu wypełnili budynek miejscowego sądu po brzegi. W powietrzu wisiała groźba linczu. Wezwani na świadków dwaj policjanci zeznali, że George przyznał się do popełnienia zarzucanej mu zbrodni, miał śledzić dziewczynki gdy oddaliły się od werandy jego domu. Bezskutecznie próbował zgwałcić Betty, a potem wściekły zaczął bić obie z nich. Adwokat nie przepytał świadków wezwanych przez prokuraturę, nie powołał także świadków, którzy mogliby potwierdzić alibi George’a. Nie wspomniał o braku fizycznych dowodów zbrodni. Także gubernator Karoliny Północnej Olin D. Johnston, mimo, setek listów z prośbą o ułaskawienie, tego nie zrobił. Nie chciał ryzykować swojego poparcia wśród białej większości.
Czy George Stinny był winny czy nie, teraz trudno powiedzieć, bo sprawiedliwość zawiodła, a czas zatarł ślady, świadkowie zmarli. Jeśli był ofiarą, a nie katem, prawdziwy morderca dziewczynek nie poniósł kary.
Historia George’a Stinneya została sfilmowana m.in. „Upiory przeszłości” z 1991 roku oraz w 2017 roku krótkometrażowym obrazie „The Current: The Story of George Stinney, Jr”.
Na podstawie:
https://exhibits.stanford.edu/saytheirnames/feature/george-stinney