Może gdybym tu dorastał
Zdał do klasy maturalnej, kiedy wyjechał do Irlandii. Był czerwiec, wakacje. Chciał popracować za granicą, zobaczyć, jak się tam sprawdzi. Miał 18 lat, był już pełnoletni.
- Pierwsze wrażenie, to że niczego nie rozumiem, że mój angielski jest na nic – śmieje się Patryk. - Potem przywykłem do ich wymowy. Ale początki nie były łatwe.
Szybko znalazł pracę w fish and chips, sprzedawał ryby z frytkami, sztandarowe danie. Później przez agencję pracy znalazł miejsce w dobrej, amerykańskiej firmie. Przeciągnął wakacje do końca października, wrócił do szkoły, zdał maturę.
- I pojechałem z powrotem do Irlandii – mówi Patryk. - Wróciłem do tej amerykańskiej firmy, ale już bez pośredników. Robili podzespoły do dysków.
Irlandia go zauroczyła. Ludzie przede wszystkim. Pracowici, życzliwi, gościnni.
- Tam się czuje empatię, ludzie trzymają się w grupach, wychodzą wspólnie do pubów – opowiada Patryk. - I są otwarci na innych. To jest kompletnie inna atmosfera, niż u nas. Może dlatego teraz mi w Polsce trudno.
Spędził tam trzy lata. Wrócił do Polski, zrobił licencjat z turystyki i rekreacji. Ale już go ciągnęło na wyspy.
Londynu trudno nie kochać
Tym razem zdecydował się na Anglię, bo wyjeżdżał z kolegami. Wiedział, że w Londynie będzie łatwiej o pracę dla wszystkich. Po kilku dorywczych pracach, znalazł zajęcie w najbardziej znanej piekarni – Warburtens.
- Odchodził lider, nauczył mnie wszystkiego w miesiąc, byłem tam kierownikiem przez 5 lat – opowiada Patryk.
Wynajmował wtedy dom z kolegami, ale tylko on miał oficjalny kontrakt, więc się z tego wycofał. Kumple nie zawsze płacili na czas, on nie chciał mieć na głowie kłopotu. Uznał, że wystarczy mu zwykły pokój. Żył na luzie, dużo podróżował.
- Cóż, ja oszczędny nie jestem, wydawałem, co zarobiłem – nie ukrywa Patryk. - Ale tam też nie masz spiny, wiesz, że jak masz pracę to wystarcza na wszystko.
On sam zarabiał około 2 tysięcy funtów (około 10 tys. zł). 1000 szło na mieszkanie, 250 na dojazdy, reszta zostawała na życie. Patryk dorabiał w weekendy. Lubił mieć dodatkową gotówkę.
- Przyzwyczaiłem się do Londynu, to super miasto – mówi .- Możesz mieć zielone włosy i nikt na ciebie nie patrzy. Każdy żyje jak chce, a jednak jest życzliwość. Nie widzę takiej życzliwości w Polsce.
Kocham prace na powietrzu
Popracował jeszcze w największej wytworni ciastek Macvitis, ale męczyła go praca zmianowa. Wie, że noce nie są dla niego, bardzo się wtedy męczył. Przez przypadek trafił do firmy, która robi ogrody. Okazało się, że to jego żywioł, kocha pracę na świeżym powietrzu.
- W Anglii ogrody robi się cały rok z przerwą od połowy grudnia do połowy stycznia mniej więcej – opowiada Patryk. - To była moja pasja, choć trafiłem do tej firmy przez czysty przypadek. Pracując na dworze to masz wrażenie, że jesteś na wakacjach. Może trochę gorzej w zimie, ale jak był śnieg czy deszcz, to żeśmy nie pracowali a i tak dostawalismy dniówkę.
Trzy lata urządzał ogrody przy zamożnych domach. Potem miał inne plany na życie, ale nie do końca się ziściły. Stąd też teraz jego pobyt w Polsce. Jest w Lublinie, bo tu mieszkają jego rodzice. I przez moment zastanawiał się, czy nie zostać. Ma 36 lat. Całe życie jeszcze przed nim.
Nie ma takiej opcji
Wyleczył się szybko. Jest singlem, nie ma zobowiązań. Rozesłał 140 aplikacji po całym kraju. Ani jedna odpowiedź nie przyszła. Czego szukał? Pracy, gdzie wymagany jest biegły angielski. Ma doświadczenie w ogrodnictwie, 10 lat zarządzał produkcją. Ale w Polsce najwyraźniej nikt go nie potrzebuje.
- Byłem tylko na jednej rozmowie o pracę, po znajomości – podkreśla. - Chyba moją karierę przekreśliły też tatuaże. W Anglii to jest bez znaczenia. Nikt nie patrzy na to, jak wyglądasz, ale jakim jesteś człowiekiem i co naprawdę umiesz. Tam też nikt cię nie lekceważy. Jak wysyłasz aplikację, to zawsze odpisują, nawet, jak cię nie chcą.
Patryk obliczył też, że żeby się utrzymać w obcym mieście, musiałby zarabiać około 10 tys. zł, czyli tyle co zarabiał w Anglii. Bo przy cenie wynajmu mieszkań tyle potrzeba, żeby żyć na luzie. Ma świadomość, że to raczej mrzonki, a z pensji 3 – 4 tys. zł to singlowi w wynajętym mieszkaniu wyżyć raczej byłoby trudno.
- Gdybym dostał naprawdę dobrą ofertę, to może bym się zastanowił – mówi Patryk. - Ale w tej sytuacji to nie ma opcji. Będę wracał do Anglii.
Bo nie ukrywa, że w Polsce już się trochę męczy, drażni go, kiedy wchodzi do sklepu, a sprzedawczyni nawet o nic nie zapyta, tylko siedzi wpatrzona w komórkę.
- Przywykłem już do tamtej mentalności, do życzliwości, takiej autentycznej chęci pomocy czy rozmowy – mówi Patryk. - Tu ludzie są inni. Mam wrażenie, że często zawistni, że interesuje ich cudze życie. Tam możesz iść rano w szlafroku do sklepu i nikt z tego sensacji nie robi. A i pracę znajdę bez żadnego problemu.
Magdalena Gorostiza