Najpewniej u nas to efekt wymazywania II RP w każdym jej aspekcie przez dziesięciolecia PRL-u, ale to nie jedyna przyczyna. Od kilku już pokoleń cywilizacja Zachodu odwraca się od tego, czego rozum i wiedza nie potrafią nazwać ani zmierzyć. To, co tajemnicze, niewytłumaczalne czy niepoliczalne często wkłada się do przepastnego zbioru z napisem „sensacja”, gdzie sąsiaduje z tandetnymi wróżbami i samozwańczymi prorokami.
Stefan Ossowiecki z wykształcenia inżynier chemik po petersburskim instytucie, gdzie poszedł w ślady ojca, a z naznaczenia Ducha Jedynego – jak sam określał siłę sprawczą swego powołania – jasnowidz. Swobodnie przenikał czas i przestrzeń, odkrywał historie sprzed wieków i wydarzenia, które dopiero nastąpią. Uwierzył w swoje możliwości po spotkaniu kabalisty, Żyda Worobieja, który stał się jego pierwszym mistrzem.
Ossowiecki miał także inne zdolności: telepatii, telekinezy, bilokacji. Poświadczają je uczestnicy doświadczeń z jego udziałem, wśród nich autorytety nauki, jak Charles Richet, francuski lekarz i fizjolog, laureat Nagrody Nobla z 1913 roku czy profesorowie Politechniki Warszawskiej.
Czasy sprzyjały Ossowieckiemu. Panowała moda na penetrowanie nadświadomości. Podziwiali go dosłownie wszyscy, nie tylko uczeni, ale także artyści, ludzie władzy i pieniądza, politycy i wojskowi, przedsiębiorcy i bankierzy, ale i zwykli robotnicy. Bywał na salonach i w gabinetach. Bliskie relacje łączyły go z Marszałkiem Józefem Piłsudskim i jego świtą, z arcybiskupem Edwardem von Ropp, mieszkańcami willi przy alei Róż w Warszawie, gwiazdami filmu i estrady.
Przyjmował tysiące interesantów. Od nikogo nie brał pieniędzy, nawet od przedstawiciela rodu Rothschildów, który skorzystał z jego wskazówek. Mówił, że „daru się nie sprzedaje”. Zarabiał inaczej, między innymi jako wspólnik firmy produkującej preparaty do dezynfekcji telefonów. Choć cieszyła go własna popularność, to nie chciał, by zdominowała jego życie. Starał się o dystans do siebie i o zachowanie tak zwanej normalności. Dlatego, choć mógł permanentnie wygrywać w karty, najczęściej przegrywał.
W czasie drugiej wojny ciągnęły do niego procesje zbolałych kobiet, żon, matek, córek, narzeczonych polskich oficerów i żołnierzy. U Ossowieckiego szukały o nich wiadomości. Czy żyje? Czy w niewoli? W jakim lesie pochowany? Rzadko, niestety, mógł je pocieszyć. Przeczuwał, że i on tej wojny nie przetrwa. Rozstrzelany, potem spalony w masowej egzekucji na początku powstania warszawskiego, podobno do końca trzymał w rękach walizeczkę, a w niej między innymi swe nieskończone dzieło – przesłanie dla ludzkości. Nadał mu tytuł „Nieśmiertelność”.
Karolina Prewęcka w książce „Mag. Stefan Ossowiecki” przedstawia swego bohatera w wielu krótkich odsłonach. Niektóre oparła na faktach, inne na wspomnieniach, jeszcze inne na anegdotach, w co wplotła też nieco swojej wyobraźni. Tworzy portret postaci tak nadzwyczajnej, że trudno nam, współczesnym, być pewnym jego dokonań, ale możemy dać im wiarę, a przynajmniej naszą ciekawość. Autorka podkreśla, że pomocą była dla niej książka Krzysztofa Borunia i Katarzyny Boruń-Jagodzińskiej „Ossowiecki. Zagadki jasnowidzenia” z 1990 roku, w której opisali fenomen Ossowieckiego na tle zdobyczy parapsychologii oraz książka Pauliny Sołowianiuk „Jasnowidz w salonie, czyli spirytyzm i paranormalność w Polsce międzywojennej” z 2014 roku, oddająca klimat dwudziestolecia. Główne źródło inspiracji znalazła w jedynym zachowanym dziele Stefana Ossowieckiego „Świat mego ducha i wizje przyszłości”.
Przed 1 września 1939 roku Amerykanie podobno chcieli nakręcić film w oparciu o zamówioną już u Ossowieckiego autobiografię. Jego historia bogata i barwna, niejednoznaczna, wpisana w epokę, połączona z losami wielu ciekawych osób, rzeczywiście zasługuje na szeroki ekran w kinie. A tymczasem oto książka „Mag”. Ukazuje się z nadzieją, że wpłynie na powrót zainteresowania Stefanem Ossowieckim, obecnym już w innym wymiarze, w którym z pewnością ma zaszczytne miejsce.
„Mag. Stefan Ossowiecki”
Autorka: Karolina Prewęcka
Wydawca: Fabuła Fraza
Premiera: 20 kwietnia 2018