Łatwo być dziś księdzem?
Księdzem nigdy nie jest łatwo być. I nie chodzi mi tu o narastający antyklerykalizm, choć rzecz jasna atmosfera wokół Kościoła była inna, kiedy ja wstępowałem do seminarium i rozpoczynałem studia. Myślę raczej o roli duchownego, o tym, jaka powinna być jego misja. I to nigdy nie było łatwe ani proste. Szczególnie gdy brak jest dyskusji na ten temat z wiernymi. Bo dla mnie Kościół to wspólnota - duchownych i świeckich, a zwłaszcza świeckich. A ci nie są zbyt zaangażowani ani wymagający. Przyjdą na mszę i wyjdą. To samo z niektórymi sakramentami. Nie podejmują dyskusji na temat roli odpowiedzialności za Kościół, zostawiają wszystko duchownym, ponarzekają za to za plecami. Brakuje komunikacji w tym względzie. Tyle tylko, że aby to robić trzeba mieć wiedzę, należałoby czytać, podróżować, słuchać innych. I nie bać się, że osoby o odmiennym światopoglądzie zagrożą naszej tożsamości.
Ale może wierni się nie angażują, bo w Polsce ksiądz jest półbogiem. Jak można mu sugerować cokolwiek?
Nigdy półbogiem nie byłem, nie oczekuję takiego traktowania. Nie mam potrzeby, aby mi ktoś się kłaniał z daleka czy ustępował miejsca w kolejce. Chciałbym być za to traktowany jak każdy inny człowiek. Bez uprzedzeń. Większość księży, jakich znam, też półbogami być wcale nie chce. Zajmujemy się mozolną robotą – jedni sprawują sakramenty, towarzyszą chorym, inni prowadzą katechezę, realizują społeczne działania. Często przy tym sami jesteśmy bardzo samotni. Bez wsparcia ze strony wiernych, którzy mają swoje życie. To jest codzienność przeciętnego księdza. Bez fajerwerków. Czesław Miłosz napisał, słusznie zresztą, w jednym z wierszy, że ksiądz jest potrzebny ludziom tylko na chwilę.
Dziś jednak nie o tym się raczej mówi. Kościół, w tym również polski, stanął w obliczu kryzysu. Myślę tu o pedofilii, o ukrywaniu tej zbrodni. Nawet papież Franciszek zwołał na luty spotkanie przewodniczących episkopatów w tej sprawie.
Moje zdanie jest jasne i czytelne – zło musi zostać nazwane po imieniu i naprawione, a Kościół musi się z tym zmierzyć. Episkopat Polski zapowiedział już powstanie raportu na temat nadużyć seksualnych duchownych wobec dzieci i młodzieży. W listopadzie tego roku zostanie ogłoszony również list pasterski na ten temat. Pamiętaj, że nie to jest zjawisko powszechne, w Niemczech obliczono, że dotyka ponad 4 procent księży. Nie jest to oczywiście usprawiedliwienie i chęć wybielenia kogokolwiek. Chciałbym jednak, żeby na ten temat mówić rzetelnie, przeprowadzić badania we wszystkich głównych instytucjach w kraju, aby nikt nie tłumaczył pedofilii w absurdalny i powierzchowny sposób. Należy zacząć o tym mówić podczas szkoleń na ten temat. Oczywiście jest to dla Kościoła duży problem, ale też nie jedyny. Jest ich znacznie więcej.
Na przykład celibat i księżowskie dzieci? Ostatnio Marta Abramowicz napisała o tym książkę. Ja sama chodzę grać na kort, gdzie przychodzi ksiądz z synem. Bez żadnych zahamowań. I ten mały woła na księdza „tata”. Uważasz, że to normalne?
Nie. Ja uważam, że w takiej sytuacji ksiądz powinien opuścić kościół i zająć się swoim dzieckiem. Książki jeszcze nie przeczytałem. Uważam ponadto, że należy się poważnie zastanowić nad licznymi kwestiami dotyczącymi przyszłości Kościoła i wiary. Ludzie coraz częściej żyją według własnych wyborów, mam wrażenie, że wielu się pogubiło, że wszechobecna konsumpcja sprawiła, że wiele osób żyje bezrefleksyjnie. Pieniądz zastąpił Boga, relacje z innymi, i to jest główny problem. Nie myślimy o eschatologii, kogo dziś obchodzi życie wieczne? Albo solidarność z najsłabszymi? Myślę, że dojdzie do radykalnej zmiany w Kościele, bo już kilka dekad temu J. Ratzinger pisał o tym, że zostanie tylko mała trzoda wiernych. Powierzchowny katolicyzm nie przetrwa próby czasu.
Bo może ludziom coraz trudniej wierzyć w Boga? Na świecie jest tyle nieszczęść, chorób, wojen. Można zapytać, czemu Bóg się na to godzi, czemu nie reaguje?
Bóg dał człowiekowi wolność, to wszytko co się dzieje bezpośrednio z niej wynika. Trudno to wielu ludziom zrozumieć, ale to wynik tej powierzchowności wiary, o której mówiłem wcześniej. Dla katolika nie 10 przykazań powinno być najważniejsze, ale Kazanie na Górze czy przykazanie miłości bliźniego oraz miłości nieprzyjaciół. Tam Jezus przekazał najważniejsze założenia wiary. Mało kto o tym dziś pamięta.
Ale Kościół to też potężna instytucja, z wiarą czy bez niej. To co mnie irytuje to chęć narzucenia wszystkim waszego światopoglądu i wymuszanie aktów prawnych, które są z nim zgodne. Myślę choćby o aborcji czy in vitro.
Kościół ma prawo do głoszenia swoich poglądów.
Ja mu tego prawa nie odbieram. Ja mówię o chęci narzucania swojego punktu widzenia choćby niewierzącym.
Cóż, skoro spora grupa polityków deklaruje się jako katolicy, to Kościół tylko przypomina im swoje stanowisko. Ale nie jest dobrze, gdy na ten temat stale wypowiadają się albo politycy właśnie, albo księża, bez podstawowego aparatu metodologicznego. Wolałbym dyskusję etyków, biologów, genetyków. Generalnie za mało rozmawiamy. Linia podziału przebiega wedle określonego światopoglądu, obie strony okopały się i nie chcą dialogu. To swego rodzaju plemienność, o której napisał Bauman w „Retropii”. To nie pomaga w tym, aby uzyskać kompromis. Bez rozmowy, dialogu nie zbudujemy przyszłości. Dzisiaj nie da się narzucić komukolwiek swojego stanowiska.
Na ekrany wszedł „Kler”. Byłam, widziałam. A ty?
Widziałem „Kler”. Film cieszy się ogromnym zainteresowaniem widzów. Sala była wypełniona po brzegi. Jednak niektórzy spodziewali się chyba czegoś innego, słychać było bowiem głosy, że film jest „przereklamowany”. Osobiście doceniam to, że Smarzowski dobrze uchwycił warstwę języka. Myślę, że nie on jeden dostrzega problem komunikacji duchowieństwa z wiernymi czy z mediami. Nawet słowa w tle odgrywają w tej produkcji dużą rolę i mówią więcej niż się może wydawać. Zamiast się oburzać powinniśmy nad językiem i sposobem komunikacji popracować. Tak myślę. Po drugie reżyser pokazał spiralę zła i grzechu, szczególnie w kwestii pedofilii. Ukazał też dramat wielu osób, ich nieszczęście poprzez fakt wykorzystania seksualnego w dzieciństwie. Dostrzegam też, że Smarzowski pokazał, z dystansu przecież, co się dzieje, gdy w Kościele zabraknie Chrystusa. Poruszające są też sceny ukazujące brak wrażliwości na codzienne ludzkie dramaty. Smarzowski, w mojej opinii, pokazał też w jakimś wymiarze wiarę ludzi w Kościół, potrzebę tego Kościoła w ich życiu, zwłaszcza w obliczu dramatów. Pokazał jednak i to, jak niektórzy zostają zawiedzeni. A nawet skrzywdzeni w kontakcie z przedstawicielami instytucji. Film krytykuje także to, co wybrzmiało już w Pradze podczas sympozjum organizowanego przez ks. prof. T. Halika, z udziałem przedstawicieli Kościoła z Czech, Polski, Słowacji i Węgier oraz Holandii. Wszystkie delegacje jednogłośnie krytykowały powiązanie ludzi Kościoła z politykami, upatrując w tym negatywnego oddziaływania na wiarę ludzi.
Natomiast wbrew końcówce filmu – uważam, że dzisiaj dysponujemy licznymi narzędziami by domagać się sprawiedliwości, nie trzeba dokonywać samospalenia. Ale to szerszy problem dotyczący braku solidarności między ludźmi. Oczywiście nie każdy musi w ten sposób ten film odebrać. Nie chcę krytykować reżysera za rzeczy, które mi się nie podobały, bo to jego dzieło. Uważam też, że nikt nie odejdzie z Kościoła po obejrzeniu filmu „Kler”, a jeśli już, to z powodu braku wrażliwości i kultury u księdza, którego spotka. Bez znaczenia czy to w kościele, szkole czy w szpitalu. O wierze decyduje nasza codzienność, stosunek do osób i zwierząt, do pracy, a nie same hasła, czy transparenty. Dotyczy to też ludzi świeckich. Ksiądz potrzebuje świadectwa wiary tych, którzy przychodzą na nabożeństwa. Po wyjściu z Kościoła trzeba wcielić w życie to, w czym się uczestniczyło.
Niebawem obchody 20 lecia Lubelskiego „Gościa Niedzielnego”, gala jubileuszowa, recital fortepianowy w CSK i konferencja na KUL: Kościół, Media, Społeczeństwo.
Myślę, że to dobry czas na taką rozmowę. Staram się aby Lubelski „Gość” poruszał ważne tematy, żeby nakłaniał czytelników do refleksji. Niestety w wielu mediach tematyka kościelna występuje wyłącznie przy okazji rożnych afer. A nikt nie dyskutuje choćby o encyklikach Franciszka, dotyczących ochrony Ziemi. Nie mówiąc już o innych kwestiach społecznych.
Cóż, trochę sam Kościół jest temu winny…
Mam świadomość pewnych zaniedbań. Chyba wszyscy zapominamy o naukach Chrystusa, jednocześnie to dowód na to, że są one tak aktualne. Trzeba do nich wrócić i pamiętać, kim był Jezus – prostym cieślą i najemnikiem rolnym, walczącym przeciw wykluczeniu osób. Pokazał, że każdy jest ważny dla Ojca, który jest w niebie. Musimy przestać się bać trudnych tematów, rozmawiać o tym, co jest ważne. Że w życiu nie chodzi o nowego iPhona, o ten zewnętrzny blichtr. Że istotne jest to, co mamy w środku.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza