Feminatywa w polszczyźnie to temat budzący wiele emocji. Wywołuje częste dyskusje nie tylko w środowiskach językoznawczych, lecz także wśród zwykłych użytkowników języka. W sprawie żeńskich nazw wykonawców zawodów co jakiś czas pojawia się medialna polemika. W 2004 roku bardzo głośna była dyskusja o formie „ministra” zapoczątkowana przez Izabelę Jarugę-Nowacką. Kolejne istotne głosy pojawiły się, kiedy Ewa Kopacz zaczęła pełnić funkcję premiera – trudno było odnaleźć kompromis między językowymi przyzwyczajeniami a realną potrzebą stworzenia żeńskiej formy tego słowa.
Aby lepiej zapoznać się z aktualną sytuacją językową w Polsce w kontekście feminatywów, SW Research na zlecenie Babbel przeprowadził badanie na ten temat. Jego celem było określenie, jak często Polacy używają rzeczowników rodzaju żeńskiego w mowie oraz jakie są przyczyny ich nieużywania. Badanie zostało zrealizowane metodą wywiadów online (CAWI) na panelu internetowym SW Panel. Przeprowadzono 1010 ankiet z osobami w wieku 18–65 lat.
Jak według Polaków używamy feminatywów, a jak powinniśmy?
Związek zachodzący pomiędzy płcią i wykonywanym zawodem podlegał niegdyś sile konwencjonalizacji. Dawniej niektóre prace wykonywali tylko mężczyźni, a inne – tylko kobiety. Z tego powodu rodzaj gramatyczny nazw zawodów bardzo często jest śladem przeszłości.
Tylko 38% respondentów w badaniu Babbel twierdzi, że używa żeńskich form każdego dnia. Co istotne, częściej odpowiedź tę wybierały kobiety (ok. 45%) niż mężczyźni (31,5%). W wielu wypadkach oprócz przyzwyczajeń przeszkodą w tworzeniu żeńskiego odpowiednika nazwy okazują się względy fonetyczne – formy „architektka” czy „pedriatrka” trudno jest wymówić.
Jak wykazały badania, wpływ na używanie feminatywów może mieć również wykształcenie. Ponad połowa osób ankietowanych (54%) z podstawowym lub gimnazjalnym wykształceniem przyznaje, że nie używa takich form lub robi to bardzo rzadko.
– Wyniki badania przeprowadzonego na nasze zlecenie jasno wskazują, że wielu Polaków dostrzega potrzebę używania feminatywów. Temat ten wciąż wzbudza kontrowersje. Spójrzmy chociażby na nazwy zawodów: częściej słyszy się o tym, że kobieta jest psychologiem, adwokatem czy pediatrą. Formy „psycholożka”, „adwokatka” czy „pediatrka” wciąż bywają uznawane za nienaturalne – mówi Zofia Sucharska z firmy Babbel.
Co sądzimy o żeńskich odmianach rzeczowników?
Co trzeci badany uważa, że określenia w formie męskiej występują w języku naturalnie i dlatego są używane częściej niż rzeczowniki w formie żeńskiej. Co piąta osoba za przyczynę takiego stanu rzeczy uważa śmieszne lub dwuznaczne brzmienie feminatywów, np. w przypadku takich form, jak „premiera”, „kierownica” czy „pilotka”. Podobny odsetek wskazał na nieznajomość żeńskich określeń zawodów i funkcji. Kobiety albo wstydzą się mówić o sobie w formie żeńskiej, albo środowisko, w którym żyją, nie jest temu przyjazne.
Jednak ponad 60% badanych uważa, że Polacy powinni używać żeńskich form rzeczowników równie często co form męskich. Częściej tę odpowiedź wskazywały kobiety aniżeli mężczyźni (kobiety – 67%, mężczyźni – 55%). Z kolei co piąty ankietowany uważa zupełnie inaczej i wskazuje odpowiedź „raczej nie lub zdecydowanie nie” (częściej mężczyźni – 21% niż kobiety – 15%).
Opory w stosowaniu feminatywów wynikają zarówno z uwarunkowań kulturowych, jak i językowych. A szkoda, ponieważ feminatywa zdecydowanie wzmacniają komunikatywne funkcje języka. Feminatywa, zwłaszcza tworzone za pomocą sufiksu -k(a), odbierane są jako gorsze, mniej prestiżowe, dla wielu brzmią niepoważnie, wręcz ironicznie: np. profesorka, prezeska, prezydentka. Ponieważ jest to sufiks wielofunkcyjny, pojawiają się homonimiczne formy, które oznaczają również zdrobnienia: muzyczka czy polityczka, dla wielu użytkowników języka nieakceptowalne w znaczeniu feminatywów, podobnie jak nazwy żeńskie typu pilotka, szoferka czy stolarka, które mają już ugruntowane inne znaczenie. Również problemy fonetyczne, a więc trudne do wymówienia połączenia głosek w takich formach jak chirurżka czy adiunktka utrudniają rozpowszechnianie się feminatywów. Opory przed tworzeniem i używaniem nazw żeńskich biorą się także stąd, że wiele z nich nie było w przeszłości potrzebnych, a dzisiaj zostały wciągnięte w spór ideologiczny – wyjaśnia dr Agnieszka Dytman-Stasieńko, językoznawczyni z Instytutu Studiów nad Dziennikarstwem, Komunikowaniem i Technologią Mediów z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Feminatywa – czy wejdą na stałe do języka?
Kulturowe uwarunkowania i patriarchalna historia polskiego społeczeństwa znajduje swoje odzwierciedlenie w językowym problemie, czyli braku form żeńskich w nazwach wielu zawodów.
Badania jasno pokazują, że spora liczba Polaków – w tym przede wszystkim kobiety – widzi potrzebę zmiany. W jaki sposób do tego doprowadzić? Można oczywiście walczyć z dyskryminacją językową poprzez organizowanie akcji edukacyjnych czy lansowanie żeńskich form.
Czy sytuacja rzadkiego stosowania feminatywów będzie się zmieniać i język polski podąży w stronę feminizacji? Jeśli tak – ilu lat i jakich działań do tego potrzeba? Kiedy kobiety będą chciały przedstawiać się jako pediatrki, prawniczki, psycholożki czy strateżki?