Przypomnijmy – 9 marca trafił z Niedrzwicy do szpitala w Bełżycach pacjent z podejrzeniem zakażeniem koronawirusa. Badania potwierdziły wstępną diagnozę. Był to pierwszy chory w woj. lubelskim. Okazało się, że zakażona jest cała rodzina, zona i trójka dzieci, najstarszy syn był w lutym we Włoszech i na rodzinę spadła fala hejtu. Że ukrywali wyjazd syna, że są nieodpowiedzialni, że sprowadzili na Niedrzwicę nieszczęście.
Tymczasem wyjazd do Mediolanu trwał zaledwie 2,5 doby. Była to nagroda za wygrane mistrzostwa dla miejscowego klubu piłkarskiego – bilety na mecz piłkarski. Mecz odbywał się już przy zamkniętych trybunach. 11 mężczyzn wróciło do Polski bez żadnych objawów choroby 24 lutego. Pomimo ich próśb, sanepid odmówił wykonania badań, tylko trener został zawieszony na dwa tygodnie.
Kiedy okazało się, że koronawirusem zakażona jest 5- osobowa rodzina, w tym jeden z synów, uczestnik wyjazdu, w sieci zawrzało. Lały się wiadra pomyj, głównie właśnie na najstarszego syna, którego wskazywano jako winnego przywiezienia choroby. Dopiero 13 marca zbadano resztę drużyny. Wyniki są negatywne. Jest więc bardzo mało prawdopodobne, a w zasadzie wręcz niemożliwe, by podczas wspólnego przebywania, spania w jednym pokoju, picia piwa z jednej butelki itp. zakaziła się tylko jedna osoba.
Tu przeczytacie pierwszą część historii -
Lublin - rozmawiamy z kobietą zarażoną koronawirusem. Epidemia od środka
Ojciec nadal jest w ciężkim stanie, on też miał kontakty biznesowe z ludźmi, którzy przyjechali z Włoch. Pozostali członkowie rodziny nie mieli i nie mają żadnych objawów choroby. Po spędzeniu kilku dni w szpitalu, 16 marca wrócili na kwarantannę do domu.
Baliście się tego powrotu po tym wszystkim, co was spotkało?
Nie ukrywam, że tak. Rozmawiałam o tym z psychologiem, uprzedzał mnie, że może być różnie. Na szczęście okazało się, że jesteśmy otoczeni wspaniałymi ludźmi. Dostaliśmy wiele wsparcia od sąsiadów, od przyjaciół, znajomych, a także od obcych zupełnie ludzi. Piszą do mnie osoby, których nie znam,nawet z innych miejscowości. Chcą coś ugotować, dostarczyć, wesprzeć na duchu. Jesteśmy wzruszeni, bo przecież nie wiedzieliśmy, co nas może po powrocie spotkać.
Jesteście zamknięci w domu. Ale nawet w pani głosie słychać już wielką ulgę. Jak długo pozostaniecie na kwarantannie?
Tyle, ile będzie trzeba. Mamy mieć robione ponowne badania. Jeśli wyjdą dwa minusy, badanie zostanie powtórzone i dopiero taki podwójny wynik będzie oznaczał, że jesteśmy od wirusa wolni. Dom to jednak dom, jesteśmy razem, w szpitalu ja byłam z córka, starszy syn oddzielnie, młodszy w innym szpitalu. Mogę się teraz bez problemu dowiadywać o stan zdrowia męża, bo to jest w tej chwili najważniejsze. Nadal jest ciężki, ale dziś dostałam od lekarzy odrobinę nadziei i modlę się nieustająco o jego powrót do zdrowia.
Synowi spadł kamień z serca, że to raczej nie on przywiózł do domu wirusa?
Kto go przyniósł do domu, tego się już nie dowiemy. Ale nasza sytuacja pokazuje, że tak naprawdę to bez znaczenia. Nie szukajmy winnych, nie wskazujmy nikogo palcem. Ja rozumiem, że Niedrzwica to mała miejscowość, że nikt się akurat tutaj pacjenta 0 nie spodziewał, wyszło, jak wyszło. Nasza historia pokazuje też, jak podstępna jest ta choroba. Nasza czwórka nie ma i nie miała żadnych objawów. Zachorował pełnoobjawowo mąż, bo od połowy stycznia nie mógł się wyleczyć z infekcji, był słaby. Rozumiem, że ludzie się boją i pewnie stąd ten hejt, to obrzucanie błotem. Nie chcemy już o tym myśleć. Dostajemy tak dużo życzliwości teraz, że chcemy zapomnieć o tamtych historiach. Syna wspierają koledzy z drużyny. Dostaje wiadomości z przeprosinami. Nawet ci, którzy najpierw byli jego przeciwnikami, dziś do niego piszą. To nas bardzo cieszy. Syn ma wsparcie ze swojej uczelni, z UMCS, dzwonił do niego sam rektor. To bardzo miłe, podtrzymuje na duchu. Dzwoni do syna jego dawny wychowawca. Szkoda, że UM nie daje takiego wsparcia córce. Tam już 4 dziewczyny są zarażone. Nikt się do tej pory z uczelni do nich nie odezwał. Smutne.
Pewnie byłoby łatwiej, gdyby sanepid zadział szybciej. Tymczasem chłopcy bardzo długo czekali na badania.
To prawda. Gdy zrobiono im je wcześniej, byłoby nam wszystkim lżej. Ale cóż poradzić, tak działają nasze służby. Wiem, że przebadano uczniów z klasy młodszego syna, wszystkie wyniki są ujemne. Na badanie nadal czeka jednak moja siostra mieszkająca naprzeciwko. Też mają kwarantannę. Chyba nas wszystkich to przerosło. My,jako pierwsi, staliśmy się poniekąd podwójnymi ofiarami epidemii. Trudno, widocznie tak miało być. Ja zachęcona pozytywnymi reakcjami ludzi, wysłałam SMS-y do rodziców dzieci, które uczę. Nie było to łatwe, ale uznałam, że trzeba to zrobić. Dostałam masę wzruszających odpowiedzi. Naprawdę dużo dobra do mnie przyszło, to podtrzymuje nas na duchu.
To ósmy dzień ścisłej kwarantanny. Jak wam idzie? Jest trudno?
Mam wspaniałe dzieci, rozmawiamy, jesteśmy razem to najważniejsze. Boimy się o męża. Ja piszę dziennik, bo przecież on tam jest nieprzytomny i nie ma o niczym pojęcia. Jak wyzdrowieje, w co głęboko wierzę, przeczytam mu o tym, co tu się działo. I pójdziemy do Częstochowy na pielgrzymkę. A teraz proszę w moim imieniu gorąco podziękować wszystkim za wsparcie. To dla nas w tym trudnym momencie jest bardzo ważne i pokazuje, że potrafimy jednak być razem,być solidarni. Dziękuję wszystkim z całego serca.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza