Żadnych dżinsów i mini po czterdziestce! - grzmi znana projektantka. Uważa też, że w tym wieku nie jest wskazane bikini. Artykuł na ten temat wywołał falę dyskusji. Możecie przeczytać go tu https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/carolina-herrera-masz-40-lat-zapomnij-o-mini-i-dzinsach/vxw32c4,30bc1058
Czy kobiety po pięćdziesiątce mogą nosić co chcą?
Tuszowanie defektów
Większość moich rozmówczyń słów Herrery nie przyjmuje do siebie.
- Mentalnie nie czuję się ograniczona, ale ogranicza mnie poczucie estetyki, nie widzę powodów do odkrywania tego, co już sflaczałe – mówi Ola.
Wtóruje jej Agnieszka. Nie chodzi o modę, co wypada, czego nie, ale o estetykę właśnie. Lubi siebie w dżinsach i będzie w nich chodziła. Dba o niepokazywanie mankamentów, a nie o konwenanse, bo wiek jej w niczym nie ogranicza.
Ewelina ma inne zdanie. Uważa, że wszystko zależy od sytuacji, bo wiadomo, że na pogrzeb nie pójdzie w szortach. Ale ona uważa, że w sytuacjach, kiedy jest na luzie, nie musi wstydzić się cellulitu czy pelikanów na ramionach.
- Nie będę udawać, że ich nie mam, bo są i to kwestia wieku. Jeśli same będziemy sobie wszystko przykrywać to dalej utrwalamy kult idealnego ciała i młodości. Każdy się starzeje i jest to naturalne, nienaturalne jest chowanie pomarszczonego ciała – podkreśla.
Krystyna mówi, że zawsze ma wątpliwości. Bo z jednej strony popiera Ewelinę, z drugiej Olę czy Agnieszkę.
- Sama toczę ze sobą wewnętrzną dyskusję. Czy powinnam zakrywać swoje mankamenty i czy to świadczy o kompleksach? Czy raczej nosić to, w czym mi wygodnie. Bo o to znaczy estetycznie? Czy ludzie na przykład oszpeceni przez wypadek nie powinni się pokazywać? Bo też nie są ładni, tak jak mój nieco obwisły brzuch czy pomarszczone uda? - pyta Krystyna retorycznie.
Jestem bardziej siebie świadoma
Beata uważa, że po pięćdziesiątce wie znacznie lepiej, w co ma się ubrać.
- Wiem już co mi pasuje co nie, w czym się dobrze czuję. Mam większą świadomość własnego ciała i mniej zwracam uwagę, czy mój ubiór się komuś podoba czy nie. Wręcz zauważyłam, że jestem odważniejsza i bardziej kolorowa niż wcześniej – mówi.
Małgorzata zmieniła kolorystykę, wraz z upływem lat ubiera się zupełnie inaczej.
- Kiedyś uwielbiałam czarny kolor w ubiorze. Czułam się w nim elegancko, atrakcyjnie ale i bezpiecznie. Z czasem odkryłam, ze wyglądam w czerni na zmęczoną, mam szarą twarz i podkreślone zmarszczki i sińce pod oczami. Zmieniłam paletę barw na jasną, pastelową, kolorową. Nie jestem już niewolnicą trendów, wybieram rzeczy, które mi się podobają i w których dobrze się czuję. Jestem w wieku kiedy nic nie muszę, wszystko mogę! Ale dobieram ciuchy z dużą dozą samokrytycyzmu, chociaż obecnie mam więcej samoakceptacji – podkreśla.
Są jednak kobiety, które preferują klasykę.
- Jest ponadczasowa i zawsze w modzie. Niewiele dodatków też jest eleganckie dla mnie. Zadbane buty to podstawa. Też kiedyś nosiłam dużo czerni a teraz granat zdominował moją szafę. Poza tym biel, czerwony i fuksja – mówi Maria.
Chodzi o samopoczucie
Co do jednego moje rozmówczynie są zgodne, nikt im niczego nie będzie narzucał. Nawet Carolina Herrera.
- Ja mam 56 lat i będę się ubierać, jak chce, jak mi wygodnie, jak mi się podoba. Nie obchodzą mnie komentarze, że źle wyglądam w bikini, że powinnam schudnąć, schować swoje nogi czy co tam jeszcze. Nie ma obowiązku na mnie patrzeć, starzeję się naturalnie, nie będę się wygłupiać. I tyle w temacie – mówi Krystyna.
Z jednym zgadza się w stu procentach ze znaną projektantką; "Nic nie postarza kobiety bardziej, niż udawanie, że jest wiecznie młoda".
Magdalena Gorostiza
A co Wy sądzicie na ten temat? Czekamy na wasze listy: redakcja@kobietaxl.pl