Matka – miłość prawdziwa, co lęki wszelkie obmyje – nie żyje.
Macocha – to co pozostało z miłości kiedy kobieta innej zazdrości.
Córki macochy – siostry, które miast kochać spór na noże toczą ostry.
Kopciuszek słyszy od umierającej matki: ‘Bądź dobra, cokolwiek by się nie działo.’ Jest dobra, cokolwiek się nie dzieje. A dzieje się wiele. Kobiety które kochają się i wspierają wzajemnie, są złe, dla tych dobrych. A dobre? Są dobre dla mężczyzn.
Podstawowy postulat feminizmu – siostrzeństwo. Pewien doktor socjologii, podał mi ostatnio jakieś wyniki badań według których kobiety w 80% twierdzą, że wolą pracować z mężczyznami niż z kobietami. Hmmm… Oczywiście, że tak twierdzą, dostały bowiem w prezencie od kultury patriarchalnej jasny przekaz: kobiety, które trzymają się razem są złe, głupie, brzydkie, wredne, próżne, kłótliwe i nierozgarnięte. Żadna z nas nie chce być przecież o podobne ‘cechy’ posądzona… żadna z nas nie chce być siostrą Kopciuszka! Co więcej sama kopciuszkowa siostra nie chce nią być. Śpiewa w głos zapożyczony od Jana Brzechwy:
‘gdybym wyładniała wszystko bym oddała i suknię z koronek i złoty pierścionek, oj mamo, oj mamo’ – a mama (która wcześniej czuła to samo) mówi: ‘zawsze w kółko to samo’.
Kobiecie nie przystoi mówić głośno o jej miłości do innych kobiet. Bo to znaczy, że – jak wyżej – jest: zła, głupia, wredna, próżna, kłótliwa i nierozgarnięta, plecie głośno trzy po trzy ozorem, albo to po prostu stara brzydka lesba.
Nie mam matki i nie mam sióstr. Jestem Kopciuszek: skromna, potulna, cicha, introwertyczna. Pracowita. Nie mówię za wiele – nie plotę jęzorem. Nie wykłócam się o swoje. Nie żądam. Nie wrzeszczę. Nie wyję. Siedzę cichutko przy ogniu i czekam….Nie mam również ojca.
Zła kobieta zabrała mi ojca. Zła kobieta dobrego mężczyznę pod pantofel bierze. Moja matka-macocha dobrego czułego tatę mego, swoim wyrachowanym pantofelkiem mi odebrała. I tak mu z głowy obcasem prawdę wybiła, że oślepł na cierpienia córki rodzonej. To jej wina, nie jego.. Ona jego przepoczwarzyła. Kobieta silna – to kobieta kosztem mężczyzny.
(A może on głupi, ślepy i zajęty sobą, po prostu?)
Nie mam matki ani sióstr ani nawet ojca. Nie mam zatem rodziny. Jestem znikąd. Jak kobiety w wielu kulturach zabierane czasem już w wieku lat nastu od mamy i oddawane mężowi. Nie mam rodziny, nie mam przeszłości. Przeszłość umarła razem z moją matką rodzoną. Reszta to ludzie obcy. W każdej chwili jakiś książę może mnie od nich wywieźć na swym rumaku (koniecznie białym).
Jest wróżka (u Grimmów leszczyna z mamusinowego grobu), która mnie przystroi, bo w trampkach i powyciąganym swetrze nie zasłużę na niczyją miłość. Kiedy stanę się wróżkowym (zaczarowanym, ale ulotnym i nieprawdziwym) pięknem piękna – pójdę po swoje. Wkroczę do pałacu. Tam spotkam to, co jest mi przeznaczone. Spotkam miłość.
Ale wróżka krzyczy: hola hola! Nie może cię przecież zobaczyć naprawdę! Uciekaj przed północą, bo wtedy czar pryśnie. Zasłaniamy zasłony przed okrutnym światłem dziennym. Bo kto chciałby być zobaczonym bez blichtru, bez makijażu, rano po przetańczonej nocy?
Ale na razie wszystko przede mną. Idę na spotkanie z przeznaczeniem. Spóźniona, wypracowanym wróżkowym sposobem, wkraczam na bal. Moja suknia, ponieważ nieprawdziwa, mieni się wyjątkowym światłem. Wszystkie reflektory skierowane na mnie. Mam swoje warholowskie pięć (czy piętnaście) minut. Widzi mnie on.
On!
Umiem go uwieść. Nauczyła mnie wróżka wszystkich sposobów. Tańczę, oczkami mrugam, nie powiem nigdy głośno: ‘chcę od ciebie seksu’ – na przykład. Będę udawała, że niczego od ciebie nie chcę. I, że jestem tu zupełnie przypadkiem. I zupełnie przypadkiem się jak głupia wystroiłam. Dasz się nabrać książę… taka i twoja rola. Nie nauczono cię szukania prawdy, nauczono cię przebierać w błyskotkach.
Na schodach zostawiam przynętę, zaintryguje i nie pozwoli ci o mnie zapomnieć.
Szukasz. Wpadasz w obsesję. Gdzie jest gdzie ona jest? Przychodzisz do domu matki-macochy mojej i szukasz. Ale nie widzisz mnie. One (siostry (złe siostry)) tną sobie palce i pięty a ty dajesz się nabrać. Ach, to właśnie ta twoja miłość… Tańczyłeś ze mną 3 godziny, nie zauważyłeś że mam oczy zielone? A siostry moje obie niebieskookie? Złapałeś się na tani chwyt. I poszedłeś z siostrami. Przeleciałeś obie. Po kolei. Teraz wracasz.
To nie ta! – pada wyrok wydany na odrąbaną piętę. One tyle z siebie dały, by stać ci się interesujące…
Ja – kryształ dziewczyna – teraz nie muszę już nic. Wstaję z popiołów jak Feniks i obdarzam cię swoją chińska stópką… tupu tupu, patrz jak drepczę do ciebie, o ukochany.
Nadal główkę mam skromnie przekrzywioną i spoglądam spode łba. Ach jakam niewinna, ach jak wciąż nie wiem o co ci mogłoby chodzić książę.
Siostry moje głupie i złe. Bo chcą cię zdobyć. Godząc się na wiele wyrzeczeń, jednak działają. Żywiołowo, bez sensu, okaleczając swe ciała. Ale uczciwie mówią, o co im chodzi. Ja – nie. Ja patrzę zza zamglonych powieczek. Jestem kwiatem niewinności, mój książę. Nawet nie wiem o co właściwie chodzi z tym bucikiem.
Książę wyzwolił Kopciuszka z jej kopciuszego życia wśród złych kobiet a potem żyli długo i szczęśliwie.
Bez księcia nic wam się nie uda. Niczego nie osiągniecie. Nic nie znaczycie. Matka was nienawidzi, siostry was zwalczają. Jesteście głupimi brudnymi kopciuchami. Tylko książę może odmienić wasze życie, dziewczynki.
artykuł z portalu www.czarownice. com