W roku 2020 postanowiliśmy się przeprowadzić się z jednego końca Polski na drugi, ze względu na męża, który mieszkał już w innym mieście od 2 lat. Mąż przeniósł się tam z powodu pracy. W czerwcu wiedzieliśmy że musimy się przeprowadzić do końca sierpnia. Zaczęłam szukać mieszkania do wynajęcia. Minimum 3 pokoje. Szukałam mieszkania przez internet. W lipcu przyjechałam osobiście na miejsce, aby coś znaleźć. Nic mi nie odpowiadało. Wróciłam do domu, szukałam dalej i w sierpniu znalazłam mieszkanie w serwisie ogłoszeniowym.
Było bardzo mało zdjęć i informacji. Lecz było jedno zdjęcie salonu z widokiem za oknem i wiedziałam, że to jest to. Wysłałam męża na rozmowę i żeby zobaczył mieszkanie. Okazało się, że wstępnie jest już zarezerwowane dla innej osoby. Mieszkanie nie spełniło naszych oczekiwań w stu procentach, było sporo rzeczy do zmiany, ale czułam, że jednak je chcę. I kiedy czekaliśmy na wiadomość, czy ta osoba na pewno wynajmie mieszkanie, miałam o nim sen. Śniły mi się w nim robaki, według sennika znaczyło to, że spełnia się moje oczekiwania. Sama po tym śnie czułam, że to mieszkanie będzie nasze. I faktycznie, po kilku dniach przyszła informacja, że możemy je wynająć.
Wprowadzaliśmy się w ostatnich dniach sierpnia. Za nim tam się przenieśliśmy, czułam, że wszystko dokładnie posprzątać. Myłam wszystko, nawet ściany. Pod wszystkimi ścianami w mieszkaniu, w każdym pomieszczeniu, znaleźliśmy gwoździe i widoczne ślady ich wbić. W każdej ścianie mieszkania, na wysokości ok 150cm, oprócz łazienki są ślady po wbitych gwoździach. Dowiedziałam się potem, że mogły to być rytuały okultystyczne.
Mieszkanie było 3 letnie, od roku stało puste. Właściciel po poprzednich lokatorach był zniechęcony do wynajmu. Byli to studenci, którzy podobno robili imprezy i lekko zdemolowali mieszkanie.
Mieszkanie zostało zakupione przez umierającą na raka kobietę. Kupiła je dla córki, aby zostawić jej coś po sobie. Urządzała je z wielką starannością i zaangażowaniem. Podobno była już bardzo chora w tym okresie. Zanim umarła, zdążyli je wynająć owym studentom. Z opowiadań partnera tej pani, była to dobra, ciepła kobieta.
Czułam jej obecność w mieszkaniu, czasem do niej mówiłam. Uważałam ją za pozytywną kobietę, więc jako duch, krzywdy nam nie powinna zrobić. Jej parter często do nas przychodzi, opowiada o niej, jej ostatnich dniach i jak szykowała mieszkanie.
Po niespełna roku mieszkania tam, mój najmłodszy syn, który wtedy miał 2 lata zaczął dziwnie chorować. Miał temperaturę, choć badania były dobre. Lekarze rozkładali ręce. W lipcu był naprawdę chory, przez 10 dni wymioty i biegunka nie do zatrzymania. Skończyło się to skrętem jądra. Miał je mieć amputowane, gdyż w badaniach wyszło, że jest martwe. Pogodziłam się z tym, że nie będzie mieć jednego jądra. Gdy go brali na zabieg mówiłam cały czas różaniec, aby zabieg skończył się pomyślnie. Po zabiegu okazało się, że jądro jednak jest żywe i zostało na swoim miejscu. Myślałam, że to koniec problemów zdrowotnych. Po tej historii czułam, że muszę iść do szeptuchy, która moje, siostry i mamy życie kiedyś zmieniła. Po wizycie u niej nagle zaczęło się nam coś ukazywać. Gdy poszłam do niej drugi raz, spojrzała na zdjęcie mojego najmłodszego syna i powiedziała, że w jego oczach widzi dwa duchy, które są z nami w tym mieszkaniu i to one powodują problemy zdrowotne. Według niej ta zmarła kobieta przez to, że umierała w chorobie, ściąga na nas chorobę. Drugiego ducha nie umiałam dopasować do nikogo związanego z tym mieszkaniem. Powiedziałam jej o gwoździach i to właśnie ona zasugerował, że w mieszkaniu poprzedni lokatorzy musieli robić rytuały okultystyczne. Ja osobiście, nigdy nie znalazłam informacji o gwoździach wbijanych w ścianę.
Kazała mi oczyścić mieszkanie białą szałwią, którą sama mi sprzedała. Zrobiłam jak kazała. Po tym okadzaniu, kilka dni później, syn znowu miał problemy. Rano został użądlony przez pszczołę w szyję, a po południu w to same miejsce na szyi nadział się na ostry kant blatu w kuchni. Po tym zdarzeniu zadzwoniłam przerażona do szeptuchy. Kazała mi wypalić w intencji zmarłych grubą białą świece, a pod nią nasypać soli. Potem wrzucić ja do rzeki. Tak uczyniłam. Ale od zeszłego roku ja, mąż i dwaj synowie co najmniej raz w miesiącu chorujemy i to wszyscy razem. W maju najmłodszy syn wylądował w szpitalu. Lekarze nie wiedzą skąd są te choroby. Straszy syn dostał anemii. Lekarze nie znają przyczyny. Również był w szpitalu z powodu nieokreślonych temperatur.
Mąż chciał już zmienić mieszkanie. Ja nie chcę, bo mi się mieszkanie podoba. Próbowałam sobie tłumaczyć, że już tam nic nie ma, lecz ciągle czuję jak coś na nas patrzy z korytarza kiedy śpimy w sypialni i na pewno jak wstaję w nocy, to to coś idzie za mną.
Za jakieś 2 lata będziemy na swoim. Zaczynamy budowę. Ja lubię ludzi, którzy koło nas mieszkają. Syn ma w okolicy. Zawzięłam się i nie dam się. Będę tam mieszkać do końca. Szukam jednocześnie pomocy, jak uwolnić się od złych mocy. Może ktoś ma jakieś sugestie?
(nazwisko czytelniczki do wiadomości redakcji)
Jeśli macie jakieś porady, co nasza czytelniczka powinna zrobić, piszcie na dres redakcja@kobietaxl.pl