Kilka lat temu maż Kingi postanowił założyć swój biznes. Jest bardzo uczciwym i sumiennym człowiekiem. Bardzo też pracowitym, ale nie ma siły przebicia. Znalazł sobie wspólnika, dawnego kolegę.
- Nie podobał mi się ten jego kolega od samego początku. Taki typ cwaniaka – mówi Kinga. - Ale mąż twierdził, że to właśnie dobrze, bo facet jest obrotny, zna się na interesach.
Włożyli w ten biznes całe swoje oszczędności. Podział ról była taki, że mąż Kingi był od czarnej roboty, kolega miał być prezesem, załatwiać kontrakty i dbać o finanse.
- To było dla nas spore przedsięwzięcie, choć w branży budowlanej to była niewielka firma - mówi Kinga. - Ale wierzyłam w sukces. Mój mąż naprawdę zna się na rzeczy, ale nigdy nie był przebojowy. Jest za to świetnym fachowcem.
Biznes się rozwijał, ale pieniędzy z niego nie widzieli. Wspólnik cały czas opowiadał, że muszą inwestować. Mąż Kingi tyrał od świtu do nocy, a ona ze swojej pensji miała utrzymywać rodzinę. No ale miało być lepiej, mieli zacząć zarabiać. Zrobili kilka poważnych robót, okazało się, że w spółce brakuje pieniędzy. Kontrahenci nie dostali zapłaty, zaczęły się problemy.
- Wspólnik męża oczywiście mu naopowiadał, że taka koniunktura, że ceny materiałów podskoczyły, że trzeba dofinansować spółkę, sam rzecz jasna nie miał pieniędzy – opowiada Kinga. - Chciał, żeby to mąż dopłacił ładnych parę tysięcy złotych, żeby dziury załatać, a dla nas to wówczas był naprawdę majątek.
Jedyna cenna rzecz jaką mają, a właściwie ma ją Kinga, to stary naszyjnik, naprawdę dużo warty. Kinga dostała go od matki, matka od babci, a babcia od prababci.
- I mąż zaczął mnie namawiać, żebym ratowała firmę i naszyjnik sprzedała – opowiada Kinga. - Ja to mówię w wielkim skrócie, ale sprawa się trochę ciągnęła. Były między nami ciche dni, słyszałam, że jestem egoistką. Mnie jednak było szkoda pamiątki, bo dziedziczy ją zawsze najstarsza córka, a ja też mam córkę.
Nawet dzieci w domu stanęły na dwóch frontach. Syn uważał, że trzeba pomóc ojcu, córka broniła naszyjnika, który miał być jej własnością.
- Mąż groził, że stracimy wszystko, bo firma upadnie, że utopimy nasze oszczędności – mówi Kinga. - Sama miałam coraz więcej rożnych wątpliwości.
Po kilku tygodniach przepychanek, w końcu prawie uległa. W nocy długo myślała, w końcu uznała, że trudno, sprzeda naszyjnik, zgoda w rodzinie i firma męża jest w końcu ważniejsza.
- Zasnęłam wtedy bardzo późno, z nerwów spać nie mogłam – opowiada Kinga. - I przyśniła mi się moja zmarła matka. Nic nie mówiła, ale była wściekła. Patrzyła na mnie z nieukrywaną złością, na poły z pogardą, jak na jakąś idiotkę. Obudziłam się cała spocona.
Nigdy wcześniej matka we śnie do niej nie przyszła, a za życia Kinga nie widziała matki tak rozzłoszczonej. To była raczej spokojna i cicha kobieta, a w tym jej śnie wyglądała naprawdę groźnie. Kinga niby w takie rzeczy nie wierzy, ale uznała, że sen ma związek z naszyjnikiem. Że matce się ten pomysł nie podoba.
- Powiedziałam o tym mężowi, popukał się w głowę – mówi Kinga. - Ale ja zapowiedziałam, że naszyjnika nie sprzedam, bo matka tego nie chce.
Wspólnik męża był wściekły, że pieniędzy nie będzie. Stwierdził, że w tej sytuacji odchodzi ze spółki. Mąż został sam na placu boju. Kiedy oddał dokumenty do księgowego, okazało się, że był zwyczajnie okradany. Żadne nowe wpłaty nie uchroniłyby go przed wspólnikiem złodziejem.
- Spółka padła, mąż założył nową działalność. Już sam, postanowiłam, że mu pomogę. Pojechał do kontrahentów, którym spółka była dłużna pieniądze. Bo on jest uczciwym człowiekiem. Obiecał ich spłacić, bo przecież miał z nimi dalej pracować, wyjaśnił wszystko – opowiada Kinga. - Ma teraz dobrą markę, odzyskał dobre imię. Jakoś się udało z tego wszystkiego wybrnąć. Mój brat pożyczył nam trochę pieniędzy.
Matka nigdy więcej jej się nie przyśniła. Kinga do dziś nie wie, czy to był przypadek, czy naprawdę matka dała jej sygnał z zaświatów. Naszyjnik został w domu, czeka na wielkie wyjścia, bo Kinga zakłada go zaledwie kilka razy do roku.
- Cokolwiek by to nie było, moja matka uratowała moją największą pamiątkę – mówi Kinga. - Nie podarowałabym sobie, że go sprzedałam, a te pieniądze ukradłby ten oszust.
Magdalena Gorostiza
Imię bohaterki i niektóre szczegóły zostały zmienione.
Czekamy na wasze historie: redakcja@kobietaxl.pl