- I kiedy przeczytałem o tych sygnałach wysyłanych przez zmarłych, postanowiłem się odezwać. Dla mnie jest już za późno, ale może moja historia powstrzyma kogoś przed zrobieniem głupstwa – mówi Piotr.
Tu możecie przeczytać tekst o sygnałach, wysyłanych przez zmarłych
Opowiada, że jego ojciec, choć syna kochał, był zawsze surowy. Miał też zasady, których się trzymał. Nie uznawał chodzenia na łatwiznę, nie wierzył w szybki zarobek, bez wysiłku i pracy.
- Zawsze mówił, że jak „łatwo przyjdzie, to i łatwo pójdzie” oraz, żeby nie wierzyć w cudowne okazje. Bo może raz czy drugi się uda, a potem straci się wszystko – opowiada Piotr. - Ale ja go miałem za człowieka starej daty, takiego, co nie rozumie zasad nowoczesnego rynku. Za to ja je szybko „zrozumiałem” i upadek był bardzo bolesny.
To było wiele lat temu, właśnie zmarł ojciec Piotra. Mama odeszła wcześniej i Piotr jako jedyny spadkobierca odziedziczył nie tylko duży dom, ale i dobrze prosperujący zakład.
- Ojciec chciał, żebym go przejął po nim, ale ja nie chciałem działać w tej branży – mówi Piotr. - Pracowałem zwyczajnie na etacie, było mi tak dobrze. Nagle jednak stałem się zamożnym człowiekiem. Sprzedałem dom po rodzicach i fabryczkę ojca, w dodatku za naprawdę duże pieniądze. Wiedziałem, że ojciec nie byłby z tego zadowolony, ale ja miałem swoje plany na życie.
Co zrobić z takimi pieniędzmi? Trzymanie w banku nie było za bardzo opłacalne. Piotr chciał nawet zainwestować w jakieś nieruchomości, ale nagle odezwał się do niego dawno niewidziany kolega.
- Zadzwonił i powiedział, że ma dla mnie super ofertę. Że to propozycja tylko dla wybranych. Musiał wiedzieć, że sprzedałem majątek po rodzicach i dziś wiem, że szukał podobnych do mnie „jeleni”. Łatwowiernych, liczących na szybki zysk bez pracy – mówi Piotr. - Ale wtedy bardzo mnie ta propozycja zaintrygowała i postanowiłem się z nim spotkać.
Umówili się na kawę. Kolega przyniósł piękne foldery, wykresy szybujące do nieba, które pokazywały ogromne zyski. Opowiadał, że ludzie inwestują w różne rzeczy, w tym w alkohole, które sprzedawane są potem w Chinach i ma się na nich ogromne przebicie.
- Omamił mnie tymi opowieściami, okazało się, że w dość szybkim czasie, bez kiwnięcia palcem w bucie, prawie podwoiłbym swój majątek – mówi Piotr. - Strasznie byłem tym zafascynowany. Ale kolega był tylko pionkiem w tej grze. Miałem się spotkać bezpośrednio z przedstawicielami firmy inwestycyjnej.
Kolega umówił termin spotkania, Piotr miał dojechać na nie ponad 200 kilometrów. Na miejscu miał być z samego rana, wstał więc bardzo wcześnie.
- Na dworze było jeszcze ciemno – mówi. - Miałem w łazience taką dogorywającą żarówkę, czasami mrugała i bzyczała, ciągle nie było czasu, żeby ją zmienić. I wtedy, nad ranem, też nagle żarówka zaczęła mrugać, a ja nagle zobaczyłem w lustrze obok swojej twarzy, twarz mojego ojca. Patrzył na mnie z grymasem niezadowolenia, widziałem złość w jego oczach. Ale to była chwila. Żarówka znowu zaczęła świecić, a ja zastanawiałem się, czy coś mi się nie przywidziało. Nie chciałem nawet o tym rozmyślać.
Spotkanie przebiegło w miłej atmosferze. Piotr wysłuchał entuzjastycznych prognoz. Dostał znowu pięknie wydrukowane foldery i czas do namysłu. Z zastrzeżeniem, że alkoholu już dużo nie zostało, jest bardzo wielu chętnych, a tylko wybrańcy mają szansę na skorzystanie z tej oferty.
- Dałem się podejść, jak dziecko. Ale ci eleganccy panowie, świetnie ubrani, piękne słowa, obietnice, to wszystko mnie skusiło – mówi Piotr. - I zachowałem się jak idiota, postanowiłem zainwestować całe pieniądze. Już liczyłem potencjalne zyski.
Niestety, zysków nie było. Podobno ten rocznik alkoholu się nie przebił, a Piotr dopłacał co roku do jego przechowywania krocie. Stracił prawie cały zainwestowany kapitał, w końcu zmęczony dopłatami, pozbył się kłopotu.
- Mogę powiedzieć, że straciłem wszystko, bo przez te lata, gdybym zainwestował w bezpieczne fundusze, to miałbym z samych odsetek taką kwotę – mówi Piotr. - Zgubiła mnie naiwność i pazerność. Ale potem przypomniałem sobie lustro i twarz ojca. I już wiedziałem, po co przyszedł. Nie tylko ostrzec mnie, ale przypomnieć mi życiowe prawdy.
Odebrał to, co zostało, wpłacił na konto w banku. Od przedstawiciela firmy usłyszał, że mu przykro, ale tak bywa w takich biznesach. Piotr może jeszcze w coś zainwestować, może tym razem pójdzie lepiej.
- Az mnie zatkało na taką bezczelność, odwróciłem się na pięcie i wyszedłem. No ale majątek przepadł bezpowrotnie – mówi Piotr. - Człowiek, który kupił zakład ojca znacznie go rozbudował, świetnie prosperuje na rynku. Ja dalej żyje z pensji. I tylko mi żal, że nie posłuchałem ojca, że nie zastanowiło mnie to ani przez chwilę, dlaczego był wtedy taki zły, kiedy go zobaczyłem w tym lustrze.
Magdalena Gorostiza
Imię zostało zmienione.