W Średniowieczu było w zwyczaju gromadzić krople krwi zmarłych, którzy wsławili się swoją świętością. Ten zwyczaj był rozpowszechniony zwłaszcza w Italii. Krew przechowywano we fiolkach, gdzie wysychała i przemieniała się w skorupę. Ale czasami, wyjmowana z grobowców klasztornych i kościelnych, stawa się na powrót cieczą. Bywało, że tracąc stałą konsystencję krew pieniła się – nawet taka, która była zebrana i stwardniała wiele wieków temu.
Taki właśnie cud zdarza się kilka razy do roku w Neapolu, gdzie w miejscowym kościele przechowywane są dwie fiolki z krwią świętego Januarego.
ŚWIĘTY JANUARY – MĘCZENNIK
Święty January urodził się około roku 270. Był biskupem Benewentu. Podróżował po całej Italii, bez przerwy głosząc Słowo Boże, czym naraził się na gniew cesarza Dioklecjana, prześladowcy chrześcijan. Kiedy zaprotestował przeciwko aresztowaniu swojego diakona Sozjusza, namiestnik Drakoncjusz skazał na śmierć biskupa Januarego oraz cztery inne osoby.
Jeśli wierzyć legendom, wykonanie tego wyroku nie było proste. Najpierw kazano wrzucić biskupa do ognia, który palił się przez trzy dni, ale January wyszedł z niego cały i zdrów. Wtedy wydano go na pastwę lwów na miejskim amfiteatrze, te jednak zamiast go rozszarpać, zaczęły lizać jego stopy. Wtedy, 19 września 305 roku, Januarego i dwóch jego towarzyszy ścięto w Benewencie. Tego dnia jedna z kobiet-chrześcijanek zebrała do flakoników krew biskupa, która obecnie przechowywana jest w kościele katedralnym w Neapolu, w kaplicy zbudowanej na cześć cudownego uchronienia miasta od dżumy w 1526 r.
W relikwiarzu znajdują się dwie ampułki z IV wieku. Jedna jest wypełniona krwią w dwóch trzecich, natomiast w drugiej, mniejszej, jest tylko kilka kropel. Oba naczynia są zapieczętowane żywicą, która przez wieki zupełnie skamieniała i bez rozbicia szkła nie da się ich już otworzyć.
Była podjęta tylko jedna próba wyjęcia fiolek z relikwiarza. W 1956 roku władze kościelne postanowiły oczyścić wnętrze pojemnika z fiolkami, ale zrezygnowano z tego, kiedy okazało się, że może to doprowadzić do uszkodzenia samej relikwii.
CUDOWNE WŁAŚCIWOŚCI KRWI ŚW. JANUAREGO
Tajemnicze zachowanie krwi świętego polega na tym, że trzy razy do roku zmienia ona swój stan skupienia ze stałego w ciekły i na odwrót. Zdarza się to bezpośrednio w rocznicę śmierci biskupa 19 września, w pierwszą niedzielę maja oraz 16 grudnia. To zjawisko przeczy podstawowym zasadom fizyki i fizjologii człowieka. Uczeni stanęli przed trudną zagadką, próbując cokolwiek wyjaśnić. Wyschnięta przez kilkanaście wieków krew nagle przechodzi w stan płynny. Na oczach licznych świadków zmienia kolor, objętość, gęstość. A wszystko to zachodzi w określone dni, z roku na rok, niezależnie od warunków pogodowych. Krew „ożywa” czasem zaraz po otwarciu metalowego relikwiarza. Taka przemiana krwi odbywa się samoczynnie, niezależnie od próśb i modłów wiernych. Na przykład w 1976 roku, po 8 dniach modłów w świątyni setek wiernych, krew świętego Januarego pozostała nadal w stanie stałym.
Fenomen św. Januarego, który Włosi nazywają „Il miracolo di San Gennaro”, jest obserwowany już od ponad 600 lat. Jeśli krew pozostaje sucha, zwykle zdarza się tragedia. Tak było, kiedy w 1527 roku nadeszła dżuma, która zabrała 40 tysięcy istnień ludzkich, a w 1976 r. – ostatnim razem, kiedy cud się nie zdarzył – 3 tysiące ludzi zginęło w wyniku silnego trzęsienia ziemi na południu kraju.
Fizycy są zgodni, że pozostawanie krwi w niezmienionym stanie od 305 roku, a także nagłe zmiany objętości i gęstości, przechodzenie w ciecz i powrót do stanu stałego, wszystko to nie daje się ocenić z naukowego punktu widzenia. Współczesna nauka nie może dać ani jednego bardziej lub mniej rozsądnego wyjaśnienia.
Czasem skrzep rozpuszcza się, nieznacznie tylko zmieniając objętość. Bywa też, że krew podnosi swój poziom i wypełnia prawie całe naczynie, a bywa, że zajmuje zaledwie niewielką przestrzeń. Kolor może wahać się od jasnoczerwonego do ciemnoczerwonego albo rdzawego. Osobliwie przedstawia się też sam proces przechodzenia od skrzepu do cieczy. Czasem zachodzi błyskawicznie, a czasem trwa kilka minut albo i cały dzień. Te fakty przeczą elementarnym prawom fizjologii i fizyki. Każdy doskonale wie, że w cieple krew szybko krzepnie i wysycha.
Analiza spektograficzna wykazała, że jest to prawdziwa krew tętnicza ludzka bez żadnych domieszek chemicznych i innych. Włoski uczony Gastone Lambertini, nie znajdując racjonalnego wyjaśnienia zjawiska stwierdził, że „krew św. Januarego to jest skrzep, który żyje i który oddycha: nie jest więc jakąś «alienującą» pobożnością, lecz znakiem życia wiecznego i zmartwychwstania”.
A MOŻE JEDNAK FIZYKA I CHEMIA?
W przypadku tego rodzaju zjawisk, do których zwykle nie da się przyłożyć obiektywnego „szkiełka i oka”, istnieją zawsze dwie prawdy (znany z dowcipnych wypowiedzi profesor Tischner doliczył się nawet trzech prawd).
Pierwszą prawdą jest przedstawiony powyżej opis zjawiska oraz jego analizy. Wierzą w tę prawdę całe rzesze katolików i chociaż kościół nigdy nie ustosunkował się do cudu oficjalnie, to do relikwii św. Januarego pielgrzymują nawet papieże (1979 – Jan Paweł II, 2007 – Benedykt XVI, 2015 – Franciszek).
Drugą prawdę prezentują uczeni sceptycznie nastawieni do cudów. Twierdzą oni, że nie ma przekonujących danych na temat niezwykłych własności cieczy z fiolki relikwiarza (zmiany jego masy, objętości czy koloru). Podważają wiarygodność analiz spektroskopowych z 1902 i 1989 roku, które miały wykazać obecność hemoglobiny w szklanym naczyniu. Wykonano mianowicie analizę z użyciem pryzmatu, zamiast dokładniejszej spektroskopii elektronowej, wyniki opublikowano jedynie w prywatnych drukach kurii, a nie w periodyku naukowym, popełniono też inne błędy metodyczne.
Margherita Hack i jej współpracownicy ogłosili, że zdołali powtórzyć zjawisko „cudu” w warunkach laboratoryjnych. Proces przekształcania się proszku albo stwardniałej pasty w ciecz w wyniku działań mechanicznych uczeni znają od dawna – jest to tzw. tiksotropia. Tiksotropową substancję przypominającą kolorem i gęstością krew, i przechodzącą w stan płynny pod wpływem potrząsania, udało się uczonym stworzyć już w 1991 roku. Wykorzystali oni jednak składniki, które nie mogły być dostępne w XIV wieku – pierwszy cud krwi św. Januarego miał miejsce w 1389 roku.
W skład pierwszej laboratoryjnej „krwi św. Januarego” wchodziły: chlorek sodu, węglan wapnia, jeden z chlorków żelaza oraz woda. Dwa pierwsze składniki są łatwo dostępne; pierwszy to zwykła sól, a drugi – kreda, albo tłuczone morskie muszle. Natomiast chlorek żelaza w przyrodzie nie występuje i na pewno nie ma go we Włoszech. Zamienić tej substancji czymś innym też się nie da. W ten sposób uczeni-sceptycy musieli zamilknąć na dziesięć lat – do czasu, kiedy ukazał się artykuł geologiczny z informacją o odkryciu w zastygłej lawie Wezuwiusza minerału o nazwie molisit (ang.: molysite) – Fe3+Cl3, składającego się akurat z poszukiwanego związku chemicznego!
Wezuwiusz znajduje się około 12 km od Neapolu. Wulkan dotychczas uważany jest za czynny i przez ostatnie 2000 lat wybuchał ok. 60 razy. Pośrednim dowodem na prawdziwość teorii uczonych-sceptyków jest osobliwa koncentracja wokół Neapolu wszelkiego rodzaju religijnych artefaktów związanych z krwią. Zachowały się świadectwa o istnieniu w Średniowieczu kilku naczyń z „ożywającą krwią” różnych świętych, które w XX wieku gdzieś zaginęły. Możliwe, że podstawą tego rodzaju cudów była ta sama technologia z wykorzystaniem lawy z Wezuwiusza.
Najprościej byłoby przeprowadzić obiektywne i wyczerpujące badania zawartości fiolek w relikwiarzu. Ale kto wytłumaczyłby pielgrzymom zasady tiksotropii? Cudu tłumaczyć nie trzeba. (S)
tekst i foto olabloga.pl
Ostatni cud wydarzył się we wrześniu 2017 roku.