Mandragora jest bardzo ciekawą rośliną i posiada niezwykłe właściwości zarówno medyczne, jak i magiczne. Tylko czy słusznie umieszczamy ją w świecie roślin?
Legenda mówi, że pierwsze mandragory wyrastały pod szubienicami – konkretnie w miejscach, gdzie skapywało nasienie wisielców. Brzmi to pewnie niezbyt estetycznie, ale faktem jest, że duszenie ma specyficzne działanie na ciało człowieka i przynajmniej ta część legendy jest prawdą, a białawe kwiaty rośliny mogły ją tylko potwierdzać.
Mandragory rodziły się więc, jako pół-rośliny i pół-ludzie. Były często atrybutami demonów lub czarnoksiężników. Powodem tego może być kolejna legenda, mówiąca, że te dziwne rośliny były pierwowzorem człowieka (ulepione z gliny tak, jak my, tylko trochę wcześniej), ale zostały odrzucone przez Boga, jako coś niegodnego i nieudanego. Od tego czasu przebywają pod ziemią i potrafią zaatakować, kiedy ktoś próbuje je wykopać. Ich główną bronią jest krzyk.
Każdy kto go usłyszy umiera, dlatego do pozyskiwania korzeni w średniowieczu wykorzystywano zwykle zwierzęta. Przywiązywano je do roślin i czekano aż odejdą, wyrywając alraunę (nazwa pochodzi od słowa „tajemnica”) z ziemi.
Czasem ludzie zajmowali się tym sami, ale w takim przypadku stosowali najróżniejsze zaklęcia ochronne, oblewali roślinę krwią menstruacyjną lub rysowali wokół magiczne kręgi ochronne. Potem ostrożnie obkopywali korzeń i zabierali się do pracy, starając się nie sprowokować krzyku.
Kształt mandragory tak bardzo przypominał ludziom postać dziecka, że wielu z nich zarzekało się, iż widziało, jak rośliny się ruszały. Wróżbici używali korzeni, zadając im pytania, na które dało się odpowiedzieć „tak” lub „nie”. W przypadku odpowiedzi twierdzącej, mandragora miała kiwać „główką”.
Oczywiście było to tylko jedno z wielu zastosowań rośliny. Korzeń miał ich tyle, że pomimo ryzyka, ludzie chętnie zajmowali się pozyskiwaniem go, ponieważ było to bardzo opłacalne.
MEDYCYNA
W Biblii znajdujemy wzmiankę o tym, że mandragory używano jako leku na bezpłodność (Księga Rodzaju) i środka przeciwbólowego. Hipokrates polecał stosowanie nalewki podczas stanów depresyjnych i lękowych, a Teofrast z Eresos (grecki uczony i filozof) docenił mieszankę korzenia i mąki jako środka zasklepiającego rany.
Mandragora jako lek była doceniana przez specjalistów z wielu dziedzin. W starożytności używano jej nawet przy bólach chronicznych, więc pacjent korzystał z rośliny wielokrotnie. Później, kiedy medycyna trochę się rozwinęła, okazało się, że nadmiar tego leku może się okazać szkodliwy, ponieważ mandragora jest rośliną trującą i jej nadużywanie może nawet doprowadzić do śmierci. Nie przeszkadzało to medykom nadal polecać korzenia, jako panaceum na wszelkie dolegliwości. Im mniej popularny stawał się korzeń się, tym więcej dolegliwości nim leczono. Tylko w ten sposób tradycyjna medycyna mogła „dogonić” tą nowoczesną…
W naszym kraju mandragory zastępowano raczej wilczą jagodą i przestępem, ponieważ naturalnie nie rosła ona na naszych terenach, a sprowadzanie było dość powolnym procesem. Wciąż rośnie raczej na terenach śródziemnomorskich, czy w Himalajach.
Trzeba jednak przyznać, że roślina faktycznie posiada sporo ciekawych właściwości – chociażby te pochodzące od atropiny, którą zawiera. Jest to substancja o tak wielu zastosowaniach, że ciężko je wyliczyć, ale w dawnych czasach nieświadomie wykorzystywano ją jako afrodyzjak. W jaki sposób?
MAGIA
Magia miłosna tego korzenia, to zwykła chemia. Trująca mandragora po spożyciu powodowała reakcje podobne do tych występujących po zastosowaniu zwykłych narkotyków, czyli ogólnie mówiąc – zatrucie. Kilka wieków temu kobiety zauważyły, że mężczyznom podobają się tzw. „sarnie oczy”. Efekt ten uzyskiwano stosując atropinę lub podobne środki, rozszerzające źrenice. Trzeba powiedzieć, że nie była to tylko chwilowa moda, ponieważ nawet w obecnych czasach zdarza się, że niektórzy korzystają z podobnych wspomagaczy (niestety używamy głównie narkotyków, co zaczyna się obiecująco, ale kończy już kiepsko), więc wygląda na to, że duże źrenice podobają się nam bez względu na okres w historii.
Poza magią miłosną mandragora miała również praktycznie tak szerokie zastosowanie, jak w medycynie, ale kilka jej zdolności zasługuje na szczególną uwagę:
Roślina była wręcz idealna dla złodziei. Potrafiła wskazywać miejsce ukrycia skarbów, otwierać zamki w drzwiach, a przy okazji leczyć rany, jeśli właściciel został zaatakowany podczas pracy.
Kościół bardzo potępiał posiadanie korzenia – czy to z racji jego pochodzenia, czy może przez zbytnie ułatwianie życia ludziom, którzy mieli przecież być bogobojni, posłuszni i pracowici. Wszystkie rytuały związane z mandragorą musiały być praktykowane potajemnie.
Wymagały one sporo zachodu i przygotowań. Najpierw ostrożnie usuwano liście, później układano korzeń w specjalnie przygotowanym „łożu” – czymś, co miało je symbolizować, a było np. dołkiem z ziemi – a następnie na nim kładziono trzy jagody tak, żeby wyobrażały usta i oczy. Całość musiała leżeć przez trzy dni w nasłonecznionym miejscu i być przemywana ludzką krwią (na Podolu używano zamiast tego wina). Jeżeli wszystko poszło dobrze, mandragora miała ożywać, a po czterech dniach mówić i przepowiadać przyszłość.
O ile korzeń był dobrze traktowany i ubierany lub zawijany w piękne materiały, gwarantował właścicielowi szczęście zarówno w życiu prywatnym, jak i w finansach. Często przekazywano go z pokolenia na pokolenie, oczywiście wszystko odbywało się bardzo dyskretnie.
LITERATURA
Z mandragory korzystała m.in. Kirke. Według Homera, za jej pomocą, bogini przemieniała ludzi w zwierzęta, więc spotykamy się czasem z nazwą Kirkaia, czyli roślina czarodziejskiej Kirke.
Inne pozycje, w których znajdziemy ten szczególny korzeń, to „Romeo i Julia”, czy bardziej współczesna literatura, jak „Harry Potter” lub „Chrzest Ognia” Sapkowskiego.
Wizje autorów są różne, więc nie powinno się stuprocentowo ufać w ich wiarygodność, ale magia korzenia jest bardzo ciekawym tematem i warto zapoznać się z jak największą ilością dotyczących go teorii. Fascynowały nawet alchemików, którzy niejednokrotnie próbowali tworzyć z mandragory homunkulusy, czyli stworzenia przypominające ludzi i dążące do zostania nimi. Mandragora jest niestety skazana na nieszczęście.
Odrzucona przez Boga i tęskniąca za Rajem, ciągle była wykorzystywana przez gatunek, którego częścią pragnęła być. Fascynuje nas, chociaż niewiele osób widzi w niej coś więcej, niż trującą roślinę. A jeżeli legendy mówią prawdę? W końcu nasze pochodzenie również jest oparte na nie do końca pewnym micie. Równie dobrze to nasz gatunek mógł się „nie udać” i ukrywać się pod ziemią. Czy wtedy również uznawalibyśmy go za zwykłą roślinę?
tekst i foto olabloga.pl