Magia jest tak stara, jak ludzkość. Odkąd tylko człowiek stał się człowiekiem, czyli zaczął myśleć, próbował jakoś zrozumieć niewytłumaczalne zjawiska zachodzące w środowisku. Wówczas powstała hipoteza o istnieniu tajemniczych sił nadprzyrodzonych, które rządzą światem, i którymi, jak sądzono, można rządzić. Trzeba tylko posiąść specyficzną wiedzę (opartą na tajemnych rytuałach, zaklęciach i gestach), by posiąść moc zmiany rzeczywistości.
Dążenie do podporządkowania sobie natury, tak charakterystyczne dla gatunku ludzkiego, rozpoczęło się od magii. Innymi słowy: magia jest prapoczątkiem postępu naukowego opartego na stawianiu hipotez, które są próbą wyjaśnienia niezrozumiałych zjawisk, ale nie są dogmatem, ponieważ obowiązują tylko do czasu, aż pojawi się lepsza hipoteza, albo zostanie odkryte prawo natury, które obali wszystkie dotychczasowe hipotezy. Bezpośrednio z magii wywodzi się wiele dyscyplin naukowych, między innymi astronomia, która swe podstawy bierze z astrologii, rozwinięta z alchemii chemia, czy mająca korzenie w numerologii matematyka.
Spektakularnym przykładem rozwoju magii jest medycyna, która swe początki bierze od plemiennych szamanów i świątynnych kapłanów. Hipokrates wsławił się tym, że wywiódł medycynę z magii świątynnej i przekazał ją w ręce świeckiej grupy zawodowej, zwanej medykami, później konsyliarzami, zaś obecnie lekarzami, doktorami tudzież konowałami. Nie znaczy to bynajmniej, że Hipokrates odciął się od magii. „Przysięga Hipokratesa” przepełniona jest inwokacjami do boskich patronów medycyny. Znany i często cytowany jest aforyzm Hipokratesa: „Lekarz nieznający astrologii nie ma prawa nazywać siebie lekarzem.” Wprawdzie dzisiejsi lekarze nie mają bladego pojęcia o astrologii, za to magię mają opanowaną do perfekcji. Biały kitel, stetoskop zawieszony na szyi to nic innego, jak atrybuty magiczne. Jest oczywiście o wiele więcej przykładów wykorzystania magii przez medycynę, tyle tylko, że są nazywane bardziej „naukowo”, mianowicie efektem placebo.
Placebo może występować pod różną postacią, ale najczęściej jest to tabletka. Z wyglądu tabletki placebo niczym od oryginalnych się nie różnią, jedynie składem, ponieważ nie zawierają żadnego leku, tylko masę tabletkową, skrobię, cukier, barwniki oraz substancje zapachowe i smakowe. Inaczej mówiąc: placebo wygląda, smakuje i pachnie dokładnie tak, jak prawdziwy lek, mimo że z czysto medycznego punktu widzenia lekiem nie jest. Niemniej jednak u niektórych taka podróbka wywołuje efekty terapeutyczne takie same, jak tabletka oryginalna, a więc zawierająca substancję leczącą. Ten magiczny fenomen przez medycynę zwany jest efektem placebo. W rzeczywistości efekt placebo to pseudonaukowa nazwa starodawnej magii, mająca na celu pozorne odżegnanie się medycyny od znachorów, szamanów, magów, czarownic, wiedźm, wróżek, owczarzy, guślarzy, zamawiaczy, szeptuch po to tylko... by móc do woli korzystać z ich metod, ale pod inną nazwą, bardziej „naukową”, niekojarzącą się w sposób jednoznaczny ze znachorami, szamanami, magami, czarownicami, wiedźmami, wróżami, owczarzami, guślarzami, zamawiaczami, szeptuchami. Co by jednak propaganda medyczna nie głosiła, jednego ukryć się nie da, mianowicie faktu, że efekt placebo jest typowym plagiatem.
Placebo jest tak stare, jak medycyna. Pradawni szamani przywdziewali specjalne stroje, przyozdobione magicznymi atrybutami, by wywrzeć na chorym wrażenie, że ma do czynienia nie ze zwykłym człowiekiem, lecz kimś obdarzonym nadnaturalną mocą. Obecnie lekarze w tym samym celu przywdziewają białe kitle, mimo że praktycznie do niczego nie są im one potrzebne. Wszak nie sprzedają lodów. Standardowy kitel lekarski musi być przyozdobiony uwieszonym na szyi stetoskopem, nie tylko po to, by nie być wziętym za lodziarza. Stetoskop uwieszony na szyi jest atrybutem mającym dać do zrozumienia, że nosząca go osoba ma bezpośredni wgląd do ciała pacjenta, a to znaczy, że zwyczajnym człowiekiem on nie jest. Kim? Tego akurat pacjent nie wie, więc na wszelki wypadek oddaje tej osobie cześć boską. Nie może zatem dziwić, że już sam kontakt z lekarzem nierzadko poprawia stan zdrowia pacjenta.
Stan zdrowia pacjenta poprawia także mieszkanie w pobliżu apteki, najlepiej czynnej całą dobę (co nawet wpływa na wartość nieruchomości), czy też dobrze zaopatrzona domowa apteczka.
W średniowieczu lekarze powszechnie stosowali zasadę ante patientum latina lingua est (w obecności pacjentów używaj tylko łaciny), co miało przekonać delikwenta, że lekarz posiada jakąś tajemną wiedzę, a więc – co za tym idzie – nadnaturalną moc.
Bez wątpienia najsilniejszy efekt placebo występuje w terapii zabiegowej. Nie tak dawno powszechne było usuwanie migdałków, które rzekomo stanowią źródło zakażenia paciorkowcami. O dziwo, zabieg ten przynosi wyraźną poprawę stanu zdrowia pacjenta, mimo pozbawienia go prawidłowo funkcjonującego organu.
Na wystąpienie efektu placebo wpływa także forma podania leku, bowiem zastrzyki wody fizjologicznej wywołują silniejszy efekt placebo, aniżeli tabletki czy krople. Silniejszy od zastrzyku efekt placebo wywołuje kroplówka. Firmy farmaceutyczne dostosowują kolor tabletek kierując się badaniami efektu placebo, bowiem, jak się okazuje, od koloru tabletki zależy przebieg terapii, także tej, w której używa się rzeczywistych leków.
Efekt placebo został przebadany na wszelkie sposoby, zaś wyniki tych badań dają wiele do myślenia. Okazuje się bowiem, iż efekt placebo dotyczy około 30% badanych, czyli że jeśli stu osobom zaserwujemy kurację nieaktywnymi chemicznie tabletkami i powiemy, że jest to świetnie działające lekarstwo, to około 30 osób nie tylko poczuje się lepiej, ale także ich organizmy zareagują tak samo, jak organizmy leczonych prawdziwymi lekami.
U około 25% osób, którym podano placebo, występują niepożądane objawy negatywne, jak wymienione w ulotce leku, na przykład nudności, wymioty, bóle głowy, senność lub bezsenność, drętwienie kończyn, sztywnienie mięśni, świąd skóry, wysypka, tachykardia, biegunka, obrzęki, stany zapalne, a czasami także zmiany morfologiczne krwi. To stricte magiczne zjawisko „naukowo” nazwane zostało efektem nocebo.
Niektórzy podczas pobierania krwi do badania mdleją. Obiektywnych powodów takiej reakcji organizmu nie ma, bowiem podczas tego zabiegu niczego do krwiobiegu się nie wstrzykuje, zaś ilość pobranej krwi jest znikoma, niemogąca spowodować omdlenia. Wywiad z osobą mdlejącą w trakcie pobierania krwi ujawnia, że podatność ta utrzymuje się od jakiegoś incydentu w dzieciństwie, kiedy to albo sama omdlała po zastrzyku z wapna (po którym wielu omdlewa), albo przypadkiem widziała taki incydent, albo o nim słyszała, a potem to już oczekuje omdlenia po każdym wbiciu igły w ciało, no i tak się dzieje.
Chirurdzy niechętnie operują pacjentów przeświadczonych, że po operacji już się nie obudzą, gdyż – jak wykazuje praktyka – taka przepowiednia lubi się spełniać.
Pacjenci „lubią” umierać w terminie wyznaczonym przez lekarza stawiającego diagnozę o nieuchronnej śmierci z powodu nieuleczalnej choroby, mimo iż późniejsza sekcja zwłok wykazuje, że diagnoza była błędna i obiektywnego zagrożenia życia nie było. Przytoczone przypadki wcale nie należą do rzadkości, lecz są skrzętnie ukrywane, by pacjenci nie stracili zaufania do lekarzy i ich diagnoz.
Coraz powszechniej spotykanym przykładem wykorzystania efektu placebo do wzrostu zysków farmaceutyczno-medycznego kartelu jest przypisywanie ludzi do tak zwanych grup podwyższonego ryzyka, rzekomo zdeterminowanego obciążeniem genetycznym. (Taka współczesna wersja klątwy pokoleń.) Jak się okazuje, osoby poinformowane, że są obciążone klątwą pokoleń, czyli mają (rzekomo genetyczną) podwyższoną skłonność do zachorowania na daną chorobę, zapadają na tę chorobę czterokrotnie(!) częściej od osób należących do tej samej grupy podwyższonego ryzyka zachorowania na tę samą chorobę, tylko że nie są tego „faktu” świadome.
Efekty placebo i nocebo mają istotny wpływ na działanie leków (odpowiednio 30 i 25%), toteż muszą być brane pod uwagę w fazie badań na ludziach nowo wprowadzanych na rynek leków. Są to tak zwane eksperymenty kliniczne, w których magia odgrywa rolę tak istotną, że aż połowie badanych podaje się nic, czyli placebo. By ocenić, czy efekt terapeutyczny został osiągnięty rzeczywiście przez testowany lek, a więc nie jest on czysto magiczny, stosuje się pseudonaukową ściemę, zwaną podwójnie ślepą próbą*, w której jednej połowie chorych na tę samą chorobę podaje się testowany lek, a drugiej połowie placebo. Testowany lek ocenia się jako skuteczny, jeśli w grupie leczonej lekiem testowanym odsetek osób wyleczonych lub z poprawą będzie większy, aniżeli w grupie leczonej magią, bo nie można powiedzieć, że nieleczonych w ogóle. Według tych samych kryteriów ocenia się efekt nocebo, czyli wpływ magii na wystąpienie działań niepożądanych testowanego leku. Wpływu placebo i nocebo na efekty obserwowane w grupie osób leczonych testowanym lekiem się nie ocenia, co znacząco ułatwia wprowadzanie nowych leków do powszechnego obrotu.
* Podwójność zaślepienia polega na utajnieniu przed obiema stronami – badanymi oraz personelem medycznym. W przypadku badań działania nowych leków, podwójnie ślepa próba polega na tym, że grupę pacjentów uczestniczących w testowaniu leku losowo dzieli się na dwie połowy. Następnie jednej połowie podaje się testowany lek, drugiej zaś placebo. Pacjenci nie są informowani, do której z grup należą. Nie wie tego również personel medyczny, bezpośrednio zajmujący się pacjentami (pielęgniarki podające lek, lekarz analizujący stan zdrowia pacjentów).
Józef Słonecki http://portal.bioslone.pl/magia/Praktyczne_zastosowanie_magii