W dawnych państwach skandynawskich i jeszcze na długo przed ich utworzeniem ludność tych terenów wierzyła, że istoty z legend i mitów żyją w bliskiej okolicy siedzib ludzkich, a nieostrożne wędrówki mogą się zakończyć spotkaniem z niebezpiecznym stworzeniem, lub całą ich grupą.
Przeciętny człowiek nie miał oczywiście pojęcia, jak obchodzić się z tym, co nie należało do jego świata zamkniętego w osadzie, czy mieście. Zabudowania były skupione i zamknięte. Ze światem zewnętrznym kontaktowano się głównie podczas wypraw handlowych i wojennych – na nich opierała się gospodarka skandynawskich miast. Sprawy duchowe to zupełnie inna historia. Tu potrzeba było kapłana lub czarownika. Tę rolę pełniły zazwyczaj kobiety (nazywane „Völva”). Być może były bardziej utalentowane w tym kierunku, ale wiadomo również, że mężczyźni wchodzący do „zawodu” zwykle byli uważani za zniewieściałych, co przecież nie przystoi dzielnym i nieustraszonym wojownikom…
Wieszczki plemienne były zazwyczaj bardzo szanowane i nikt nie próbował nawet kwestionować powagi ich urzędu. Właściwie był to szacunek w sporej części oparty na strachu. Kobiety te zamieszkiwały głównie poza obszarem osad. Jako jedyne nie bały się nadnaturalnych istot i mocy. Potrafiły się przed nimi obronić. Poza tym, zdecydowanie nie chciały zbyt częstych odwiedzin przeciętnych mieszczan w swoich siedzibach. Nie da się ukryć, że taki układ dawał wieszczkom spore możliwości. Nie wolno było ich nachodzić, a to gwarantowało prywatność. Wiążąc się z magią, kobiety zyskiwały możliwości niedostępne mieszczanom i mogły żyć na własnych zasadach, o ile trzymały pozory. Oczywiście w przypadku zaniedbywania obowiązków, kłamstwo nie uchodziło na sucho, ale o tym później.
Kobiety zajmujące się magią było łatwo poznać. Ubierały się bardzo charakterystycznie – nieodzownymi częściami stroju była peleryna, kaptur i rękawice. Całość wykonywano głównie ze skór zwierzęcych. Ma to swoje uzasadnienie nie tylko w chłodnym skandynawskim klimacie, ale też w symbolice – bogowie często mieli swoje zwierzęce symbole. Wierzono, że nosząc futro takiego zwierzęcia, człowiek zyskiwał względy u danego boga, lub nawet dostęp do jego mocy.
ZAKLĘCIA I WRÓŻBY
Nie ma tu jednej, konkretnej drogi. Wikingowie znani są głównie z magii runicznej, ale praktykowali też wiele innych rodzajów. Magia służyła walce i dobrobytowi, więc skupiano się na nadaniu klientom siły, odporności i przychylności bogów za jej pomocą.
Żeby uwolnić magię lub przywołać wizje, zazwyczaj trzeba było wprowadzić się w trans (tzw. „Vardlokur”) co wskazuje na spore podobieństwo magii Wikingów do nieco lepiej nam znanych praktyk szamańskich.
Kobiety uprawiające magię musiały posiadać bardzo silną osobowość. Reprezentowały ludzi w świecie duchów (przekazując prośby) i duchy w świecie ludzi (podczas wróżenia czy przekazywania wizji). Były narażone na opętanie lub gniew istot nadprzyrodzonych. Najczęściej zdarzało się to leniwym wieszczkom, ponieważ ich praca wymagała podporządkowania jej całego życia. Jeżeli kobieta chciała tylko czerpać korzyści ze swoich zdolności, zazwyczaj szybko przekonywała się, że wyższe byty potrafią być bardzo mściwe. Człowiek – nawet ten posiadający niezwykłe talenty – ma raczej niewielkie szanse w starciu ze światem nadprzyrodzonym. Stąd zresztą wziął się nasz szacunek wobec należących do tego świata bytów.
WIKIŃSKIE MOJRY
Magia Wikingów ma sporo wspólnego z tym mitem. Kobiety, które dobrze przędły, miały być bardzo lubiane przez bogów odpowiedzialnych za powodzenie i szczęście. Kojarzy nam się to przede wszystkim z Mojrami, które znamy z mitologii greckiej. Wikingowie posiadali swój odpowiednik takich bogiń. Nazywano je Nornami. Mogły one pochodzić od różnych magicznych ras i posiadały szczególne moce – potrafiły zsyłać na śpiących ludzi koszmary oraz tworzyły runy.
Skandynawskie kobiety co prawda nie zajmowały się nicią życia, ale ich zadanie również miało spory wpływ na ludzi, dla których działały. Żony Wikingów mogły nie tylko zapewnić swoim rodzinom przychylność bogów, ale również tworząc tkaniny, zamykały w nich magię. Zależnie od użytych kolorów, wykonane z materiału ubranie mogło nabrać różnych właściwości. Może dlatego Wikingowie dysponowali tak wieloma barwnikami? Jeśli przyjrzymy się pracom rekonstruktorów historycznych, zobaczymy, że Skandynawowie tworzyli materiały o sporej gamie kolorystycznej.
Tkaniny służyły ludziom jeszcze przed ich narodzeniem. Ciężarne kobiety rysowały na nich własną krwią magiczne znaki (wystarczyło nakłuć palec, więc nie był to żaden makabryczny rytuał), po czym paliły tkaninę i mieszały popiół z napojami (głównie z ulubionym przez Skandynawów miodem pitnym). W ten sposób magia ochronna mogła dostać się do dziecka i zapewnić mu bezpieczną drogę na świat.
Po porodzie młodemu człowiekowi wiązano na ręku czerwoną nitkę. Dla ochrony przed urokami. Ten motyw spotykamy między innymi w Kabale. Kilka, czy kilkanaście lat temu zabieg stał się modny na całym świecie za sprawą gwiazd muzyki, a później również aktorów, którzy zaczęli pokazywać się publicznie z takim amuletem. Oczywiście spora część fanów tylko naśladowała idoli, niekoniecznie zapoznając się z symboliką, z kolei Wikingowie bardzo poważnie traktowali swoją wiarę.
MAGICZNE KAMIENIE
Wierzenia Wikingów nie zostały jeszcze zbyt dobrze poznane, więc opieramy się tu głównie na historycznych źródłach pisanych i podaniach.
Według wielu legend, żeglarze skandynawscy podczas podróży korzystali z magicznych kamieni, które pozwalały im na odnalezienie drogi pośród wysokich i niebezpiecznych fal. W jaki sposób?
Podobno kamienie te świeciły, pokazując pozycję słońca nawet wtedy, kiedy niebo przesłaniały gęste chmury, lub nawet wieczorem, kiedy słońce chowało się już za horyzontem.
Brzmi to dość niesamowicie i było powodem wielu naukowych sporów. Przynajmniej do momentu, kiedy na XVI-wiecznym wraku łodzi odkryto tzw. kamień słoneczny. Tego rodzaju przyrząd nawigacyjny został już kiedyś opisany w islandzkiej sadze o żeglarzu Sigurdzie. Według duńskiego archeologa Thorkilda Ramskou, chodziło tu o pewien gatunek przezroczystego kalcytu, który na Islandii występuje bardzo powszechnie, a posiada ciekawą właściwość: zależnie od kąta padania światła, może się wydać ciemny, lub jasny. Dzieje się tak, ponieważ jego struktura składa się z romboedrów, czyli szczególnych równoległościanów, które dzięki swojemu kształtowi i (w tym wypadku) przejrzystości, rozdwajają promienie światła.
Żeglarz mógł więc „łapać” promienie słońca w kamień, kiedy niebo było jeszcze przejrzyste, a później przy złej pogodzie odtwarzać z pamięci jego pozycję zależnie od wskazówek danych przez kalcyt.
Być może nie brzmi to tak magicznie w obecnych czasach, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę z tych właściwości minerału, a dla Wikingów (przynajmniej tych wczesnych) musiało to być coś zupełnie niepojętego. Co więcej, ta technika potrafi być bardziej precyzyjna od wynalezionego później kompasu. Jego odczyty oparte na magnetyzmie mogła podobno wypaczyć nawet jedna armata znajdująca się na tym samym okręcie, a błąd dochodził do 90 stopni, co na wielkim morzu może mieć tragiczne skutki.
Nic dziwnego, że Wikingowie i ich życie tak nas fascynują. Pomimo swojej wielkiej siły i budzących szacunek umiejętności w walce, posiadali tak niesamowite życie duchowe. Są przez to bardzo ludzcy, ale też tajemniczy, ponieważ wydają się dysponować jakąś niedostępną wiedzą, która wiązała ich z bogami i była przyczyną narastania ich legendy.
Skandynawskie wierzenia są też jednymi z najczęściej wybieranych przez starowierców. Wygląda na to, że magia Wikingów przetrwa jeszcze wiele stuleci, praktykowana i czczonaprzez następców wielkich wojowników…
https://www.olabloga.eu/magia-wikingow