Cieszymy się z promieni coraz śmielej przebijającego się przez chmury słońca. Niestety, jest coś, co może nam tę radość zmącić. Piegi, plamki, przebarwienia są coraz częstszym wyzwaniem, z jakim mierzą się w swojej pracy kosmetyczki i lekarze dermatolodzy. Nie w każdym przypadku warto z nimi walczyć, szczególnie kiedy uwarunkowane są genetycznie, jak piegi. Ale co zrobić, gdy jest inaczej? O tym dzisiaj Magdalena Matyga-Kruk, kosmetolog, ekspert marki Resibo.
Rodzaje i przyczyny powstawania przebarwień
Oprócz wspomnianych genów, przyczyn powstawania przebarwień jest dużo, choć prawie zawsze stoi za tym ekspozycja na promieniowanie UV. To pod jego wpływem w nadmiernych ilościach wytwarza się melanina – barwnik zawarty w skórze. Chroni nas ona przed wnikaniem promieniowania w głąb organizmu, przed oparzeniami i poważniejszymi konsekwencjami.
Opalenizna jest więc reakcją obronną. Kiedy jednak występują dodatkowe czynniki, barwnik zbryla się, grupuje, tworząc nieestetyczne przebarwienia.
I tak przypadku piegów jest to genetyczne schorzenie skóry, choć oprócz przebarwień nie daje żadnych innych objawów, więc trudno traktować to kategorii schorzenia. Nasłonecznienie potęguje ich „wysyp”. Jak dzisiaj pamiętam uwagi mojego wujaszka po lecie, że chyba opalałam się przez sitko… Złośliwiec.
Jedynym sposobem na zmniejszenie ich widoczności, oprócz zabiegów rozjaśniających, jak peelingi chemiczne czy dermabrazja, jest całkowita rezygnacja z opalania i pełna protekcja przeciwsłoneczna. To trudne, ale możliwe. Tym bardziej że wystarczy chronić twarz i dekolt, żeby nie ograniczać syntezy witaminy D, a jednocześnie zapobiegniecie przedwczesnemu starzeniu się skóry. Pocieszeniem może być też fakt, że z wiekiem często problem się zmniejsza i jednocześnie zmniejsza się widoczność piegów. A już najlepszym rozwiązaniem byłoby je poprostu pokochać! Albo chociaż polubić.
Polubić za to nie da się przebarwień nazywanych ostudą, chloazmą, melasmą – to tylko zamienne nazewnictwo. Dotyczy ono przebarwień powstałych na skutek zwiększonej aktywności hormonalnej, w okresie ciąży, menopauzy czy w czasie stosowania doustnej antykoncepcji. One również znacznie nasilają się w kontakcie ze słońcem i oczywiście z solarium. Umiejscawiają się w charakterystyczny sposób, symetrycznie na obu policzkach bliżej nosa, na czole oraz górną wargą. W wielu przypadkach, np. po porodzie, znikają samoistnie. Jeśli jednak poddaje się skórę w tym okresie działaniu promieni UV, mogą pozostać na stałe i są bardzo trudne do usunięcia, nawet najlepszymi środkami.
Plamy soczewicowate
To również wrodzona skłonność do hiperpigmentacji. Mają różną wielkość i stopień nasilenia, mogą umiejscawiać się na grzbietach dłoni, twarzy, dekolcie, plecach. Nie świadczą o procesie chorobowym, są po prostu wadą w równomiernym rozmieszczeniu melaniny, która z kolei może nasilać się z wiekiem. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli są bardzo nasilone czy nieregularne, nie wolno ich lekceważyć. Warto od czasu do czasu pokazać je lekarzowi, żeby wyeliminować ewentualne problemy z wątrobą czy nerkami, albo chociażby tarczycą, której zaburzenia powodują burzę hormonalną, a ta z kolei predysponuje do nadmiernej produkcji melaniny. W przypadku zwykłych plam soczewicowatych najskuteczniejszą metodą jest profilaktyka, czyli ochrona przeciwsłoneczna.
Pozostałe przyczyny
Mamy już wpływ genów, hormonów, a wszystko to oblane promieniami UV.
Zmiany pigmentacyjne mogą nasilać również niektóre kosmetyki, nawet te przeciwsłoneczne, zwłaszcza filtry chemiczne, które mogą wywołać reakcje fototoksyczne. Dlatego do ochrony skóry twarzy najlepiej wybierać kosmetyki z filtrem mineralnym.
Poza tym przyczyną są niektóre zioła, np. ziele dziurawca, wykorzystywane w wielu preparatach na uspokojenie, a w związku z tym również leki, szczególnie te na depresje, antybiotyki czy sterydy. Wynika z tego, że przeciwwskazań do bezpiecznego opalania jest naprawdę sporo. Kto jednak przejmuje się mówiącymi o nich etykietami? A przecież nie od dziś wiadomo, że łatwiej jest zapobiegać, niż leczyć.
I jak się tego pozbyć?
Niestety, przykra prawda jest taka, że przebarwienia wciąż stanowią ogromne wyzwanie dla nowoczesnej kosmetologii i dermatologii. I nie ma jednego, superskutecznego sposobu na pozbycie się ich raz na zawsze, niezależnie od ich pochodzenia. Metod jest wiele: kwasy, lasery, fale radiowe.
Te wszystkie metody nic, podkreślam NIC nie zdziałają, jeśli opalenizna będzie priorytetem niezależnie od przeciwwskazań.
Bo opalanie jest przyjemne i zgadzam się, że delikatnie opalona skóra wygląda pięknie i zdrowo, ale nie każdy może z tego korzystać, bo wygląd salamandry plamistej jest zdecydowanie mniej estetyczny niż blada cera muśnięta pudrem brązującym. Bo dużo łatwiej jest ją przybrązowić niż ukryć ciemne, odgraniczone plamy. Ale wybór, jak zwykle, należy do każdej z nas!