Z jednej strony jesteśmy pewni tego, że zależy nam na tej osobie i chcemy jej pomóc - niekiedy za wszelką cenę. Z drugiej nierzadko czujemy się kompletnie bezradni, kiedy wszystkie nasze metody zawodzą. Nie chcemy porzucać tej osoby, ale z drugiej strony rośnie w nas poczucie beznadziei, żal i gorycz. Czasami poczucie winy za to, co się dzieje, branie odpowiedzialności za chorobę bliskiego na siebie.
Przeżywanie choroby bliskiego jak proces żałoby
Nasz bliski zaczyna niszczyć siebie tym, co robi z jedzeniem. Nie je, je i wymiotuje, objada się i tyje... Widząc to reagujesz tak, jak Ci podpowiada intuicja. Wspominasz o tym, zwracasz uwagę, życzliwie podsuwasz proste rady, jak zapanować nad jedzeniem, pytasz, czy i jak możesz pomóc.
Jednak tam, gdzie nie widać rezultatu tych działań da się zauważyć proces zbliżony do procesu żałoby. Wiele osób kojarzy go dosłownie z reakcją na śmierć bliskiej osoby. Ale "pomniejsze żałoby" zdarzają nam się wielokrotnie także w życiu codziennym. W dość podobny sposób przeżywamy utratę pracy, odejście męża/żony czy utratę znacznej sumy pieniędzy. Utrata stabilności w życiu rodziny, jaką jest fakt choroby bliskiej osoby na którą nie znajdujemy rady, także może przebiegać podobnie.
Analiza porównawcza
1.Zaprzeczanie - niekiedy długo nie dopuszczamy do siebie myśli, że może dziać się coś złego. Trzymamy nadziei, że bliski nam człowiek "przesadził nieco z dietą", "ma gorszy czas" lub wręcz odpychamy od siebie prawdę zaprzeczając słowom lekarzy ("Moja córka nie ma anoreksji, to jakaś bzdura", "On jest silnym człowiekiem, ten problem na pewno go nie dotyczy, mylicie się"). Są osoby, które w ten sposób reagują na sytuacje zbyt trudne, by je udźwignąć i na tym etapie już pozostają.
Jednak większość rozpoczyna poszukiwanie dowodów na to, że najgorsze nie może być prawdą. Zachęcają lub zmuszają bliskiego do diagnozy, badań, kontrolują jego życie, by upewnić się w swoich wnioskach.
Diagnoza zaburzeń odżywiania może prowadzić do mobilizacji sił i nadziei na to, że problem można rozwiązać szybko i bez większych problemów. Jednak by to się udało potrzeba jest choćby odrobina motywacji samego chorującego, mobilizacji bliskich (zwłaszcza w przypadku osoby niepełnoletniej), dużo wsparcia, zrozumienia i życzliwości rodziny i przyjaciół (zawsze) a także konsekwentne realizowanie terapii i wcielanie jej w życie. Wymaga ona także udziału rodziców lub opiekunów, jeśli jest to osoba nieletnia, oraz ich zgodnej i konsekwentnej pracy nad poprawą stanu zdrowia dziecka.Gdy jednak coś pójdzie nie tak - bliskiemu brak motywacji, terapia nie jest realizowana lub brakuje nam merytorycznej wiedzy o tym, co się dzieje i co robić, wówczas nieodmiennie zapał zaczyna opadać a jego miejsce zajmuje niezrozumienie i gniew.
2.Gniew - zaczynamy reagować gwałtownie. Ciężko jest nam dostrzec efekty leczenia lub uważamy, że są za małe. Ogarnia nas bezradność wobec kolejnych pogorszeń stanu zdrowia bliskiego, odmowy pomocy lub przerwania leczenia. Mogą pojawić się myśli i przekonania, że "skoro dobroć nie zadziałała, to nie będziemy nic robić po dobroci". Jesteśmy źli na ludzi, media, terapeutów, lekarzy. Ważne, by wsłuchiwać się w samego siebie i odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie: co tak naprawdę wyprowadza mnie z równowagi? Czy na pewno niekompetencja lekarza? Czy "ośli upór" dziecka? Czy może jednak własna bezradność? Warto dobrze znać źródło swoich emocji, by nie spowodować większych strat, gdy ktoś "oberwie rykoszetem". Na przykład chorujący, który nierzadko ma już tak niską samoocenę, że przejawia zachowania autodestrukcyjne (próby samobójcze, samookaleczenia itp).
Etap ten może przyjść także od razu po diagnozie, bez fazy zaprzeczania. Zwłaszcza, jeśli nasze relacje z chorym nie są najlepsze. Wówczas diagnoza zaburzeń odżywiania może być czynnikiem spustowym uwalniającym wszystkie przemilczane problemy i buzujące emocje. O ile po pierwszym szoku opadną one, wówczas jest szansa na pomoc. Jeśli nie - najlepiej samemu zgłosić się do psychologa. Krzyki, przemoc i ubliżanie nie pomogą chorującemu, podobnie jak zastraszanie. Jest więcej niż pewne, że jego stan pogorszy się lub zacznie się lepiej ukrywać z chorobą.
3.Targowanie się - czasami idzie w parze z gniewem lub jest próbą wyjścia z niego. Obiecujemy choremu wiele, byleby tylko zaprzestał swoich zachowań. Jest to dalece ryzykowne. Jeśli chory widzi, że dzięki jego chorobie, przykładowo, ustały kłótnie między rodzicami, mąż nie odchodzi lub jest traktowany ulgowo, wówczas zaprzestanie chorowania zaczyna tracić sens. Jeśli zauważyliście taki proces w swoich relacjach warto się zastanowić, czy rzeczywiście jesteśmy w stanie dać to samo tej osobie, gdy przestanie chorować. Czy może mamy nadzieję, że "będzie to tylko na chwilę, póki choruje". Nie powinniśmy składać obietnic z któryc nie możemy się wywiązać lub szkodzących nam lub innym (np. o nie zrywaniu relacji, której nie chcemy już kontynuować).
Wszelkie próby przekupienia dziecka ("Pojedziesz na obóz, tylko jedz" , "Kupię ci samochód, tylko przestań wymiotować") pokazują dwie rzeczy. Pierwszą - ile można osiągnąć chorobą. Drugą - że dla bliskich widoczna jest tylko powierzchnia problemu. Dla zaburzonej osoby spadek wagi lub możliwość objedzenia się warunkuje jej "być lub nie być". Żadna materialna rzecz w jej odczuciu nie wynagrodzi tego co będzie czuła, gdy porzuci odchudzanie lub zostanie wydana na pastwę emocji bez możliwości ich "zajedzenia".
4.Depresja - mamy dość. Mamy poczucie, że coś poszło nie tak a najbardziej, że to z nami jest coś nie tak, skoro nie umiemy pomóc komuś, na kim nam zależy. Zarzucamy sobie to, co powiedzieliśmy i to, czego nie powiedzieliśmy. Wyliczamy co zrobiliśmy a czego nie i zawsze wychodzi to nam na minus. Z rezygnacją patrzymy na chorobę bliskiego i przestajemy na nią reagować. Czasem mówimy wprost: "nie mam już siły", "poddaję się". Niekiedy sami możemy już potrzebować pomocy psychologa lub psychiatry. Nie bójmy się z niej skorzystać! By pomóc innym musimy mieć siłę i nadzieję na to, że się uda.
Czasami chorzy mówią, że widzą, iż niszczą rodzinę. Określają siebie strasznymi epitetami, jednak nierzadko czują, że choroba jest mimo to silniejsza i z jednej strony chcą przestać, z drugiej jednak nie mogą się powstrzymać.
Innym razem stanowi to punkt kulminacyjny, gdzie chory przestaje widzieć prośby, groźby i targowanie się bliskich, jako "wojnę między nami" a zaczyna dostrzegać realną, destrukcyjną moc swojej choroby, przez co angażuje się w leczenie ("Przez moje zaburzenie tracę bliskich, odsuwają się ode mnie").
5.Akceptacja - może pojawiać się po etapie żalu i przygnębienia, jako godzenie się z zaistniałą sytuacją. Przykra, ale jednak akceptacja choroby bliskiego i swojej bezradności. To czas, kiedy bliscy rezygnują z pomocy, czasem odsuwają się od niego lub przestają już angażować się w takim stopniu w jego problemy z jedzeniem i życiem. Bywa to wstrząs dla chorującego. Mówi niekiedy, że "już nikt nie wierzy w to, że wyzdrowieję, ani ja, ani rodzina, ani bliscy". Czasem jednak bywa to symboliczne "dotarcie do dna, z którego można już tylko się odbić". Czasem dopiero wtedy chory bierze za siebie pełną odpowiedzialność i zaczyna poważnie podchodzić do swojego leczenia.
Jeśli jako bliski jesteś na tym etapie, nie masz siły pomagać dalej, ale chciałbyś, aby coś zmieniło się na lepsze - zakomunikuj to. Daj znać bliskiemu, że wciąż wierzysz, że może z tego wyjść i nadal mu tego życzysz. Jeśli chcesz mu pomóc, gdy sam Cię o to poprosi a Ty będziesz wstanie - także o tym powiedz.
Gdzie szukać pomocy?
Jak widzisz - wszystkie emocje, jakie możesz odczuwać są absolutnie normalne i zbieżne z tym, co czują inni ludzie zaangażowani w pomoc swoim bliskim. Jeśli jednak czujesz, że jesteś na skraju wytrzymałości, brakuje Ci sił lub wiedzy, jak pomóc drugiej osobie, wówczas skontaktuj się z:
a)terapeutą. Może być to terapeuta, który zajmuje się Twoim bliskim, jednak nie oczekuj, iż będzie Ci przekazywał informacje z jego terapii. Zgłaszasz się po pomoc dla siebie, dlatego "na tapecie" będziesz głównie Ty, Twoje emocje i jak możesz najpierw pomóc sobie, by móc później pomóc innym. Jeśli jesteś rodzicem, wówczas rozsądnym jest wzięcie udziału w terapii rodzinnej, gdzie nauczysz się jak możesz pomóc swojemu dziecku i jak chronić się przed stresem, jaki wywołuje jego choroba. Jeśli chorującym jest Twój partner/partnerka - możecie rozważyć terapię par. Pomaga ona doagadać się i wesprzeć zarówno parom, których związek niszczy zaburzenie, jak również dostrzec jak ja, jako partner/partnerka mogę wesprzeć bliską mi osobę w jej procesie zdrowienia.
b)grupą wsparcia. Poszukaj w okolicy grup wsparcia dla rodzin i bliskich osób z zaburzeniami odżywiania. Jeśli nie ma takich - możesz także spróbować uczestniczyć w grupach wsparcia dla osób, których bliscy przejawiają problemy z uzależnieniami. Często przeżywają podobne emocje i rozterki, co Twoje. Niekiedy taka grupa pozwala też złapać dystans do choroby bliskiego, zobaczyć ją w innym świetle.
c)życzliwymi Ci osobami. Po prostu. Jeśli czujesz, że są w stanie podnieść Cię na duchu, dać dobrą radę - nie obawiaj się do nich zwrócić. Jeśli poczujesz "merytoryczny niedosyt" (brak wiedzy bliskich o tym, czym jest ta choroba), zawsze możecie razem poszukać o tym informacji lub możesz wciąż udać się po pomoc do psychologa, który oprócz wsparcia objaśni Ci także podłoże choroby i to, czego możesz się po niej spodziewać.
Każdy ma prawo być wyczerpany pomocą, mieć chwile słabości, upadku ducha czy po prostu czuć się bezradnym, pozbawionym wiedzy i wsparcia innych. To nie porażka! Jeśli dotarłeś do tego miejsca, nie bój się poprosić innych o wsparcie!
Artykuł ze strony Centrum Terapii Zaburzeń Odżywiania
Zobaczcie historię nastoletniej anorektyczki: