Skąd się biorą antyszczepionkowcy? Jak to się dzieje, że ludzie zamiast ufać nauce, ufają bezgranicznie w niczym nie potwierdzone fake newsy?
Sama się nad tym zastanawiałam. Prawdziwych antyszczepionkowców jest bardzo mało. Nierzetelne informacje na temat szczepionek rozpowszechnia grupa kilkunastu osób na świecie. Niestety, padają one na podatny grunt, szczególnie u osób, które mają niski poziom wiedzy, małą albo żadną styczność z nauką. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że wśród antyszczepionkowców są również naukowcy, jest nawet laureat nagrody Nobla, to trudno się dziwić, że część osób daje się przekonać takim informacjom. Szczególnie, że grają one na ludzkich emocjach, głównie na strachu. A badania pokazują, że przekonania oparte na strachu jest bardzo trudno później odwrócić. Teorie antyszczepionkowe głosi choćby Konfederacja, którą popierają ludzie słabo wykształceni. Oni łatwo padają ofiarą takich niedorzecznych teorii. Jeszcze gorzej jest, gdy na scenę wkraczają z podobnymi poglądami lekarze. Mamy w Polsce takie Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców, które głosi podobne poglądy. Z lekarzami naprawdę walczy się bardzo trudno, choć oczywiście tu jest pole do działania dla izb lekarskich i są już wyroki odbierające czy zawieszające prawo wykonywania zawodu za głoszenie teorii niezgodnych z nauką.
Są ludzie, którzy w ogóle nie wierzą w pandemię, uważają, że COVID-19 to zwykła grypa, nic więcej.
Niestety, mamy i taką grupę, przekonaną o spiskowej teorii dziejów, wydumanej pandemii, która ma na celu zwiększenie wpływów finansowych firm farmaceutycznych. Oglądałam niejednokrotnie w internecie fragmenty spotkań takich ludzi i jestem przerażona ich przekazem. To brak elementarnej wiedzy połączony z agresją. Stwierdzenia typu „wara od naszych dzieci” pokazują emocje, które towarzyszą osobom wierzącym w fake newsy. Tymczasem zarówno ja, jak i moi koledzy, naukowcy czy lekarze, dostajemy sporo prywatnych pytań od osób, które się wahają, nie wiedzą komu wierzyć. I jeśli rzetelnie przedstawi się stan faktyczny, odpowie na wątpliwości, to można ludzi przekonać i do istnienia epidemii, i do potrzeby szczepień.
Wiele osób nadal jednak żyje w przekonaniu, że szczepienia są szkodliwe, zmienią nam kod genetyczny, czy spowodują niepłodność. Znam osoby wykształcone, które też wierzą w takie bzdury.
I to jest dla mnie zagadka. O ile jestem w stanie zrozumieć, że osoby mające niski poziom wykształcenia przyjmują bezkrytycznie takie informacje, o tyle nie rozumiem, jak można w nie wierzyć, mając możliwości poszukania rzetelnej wiedzy, szczególnie, gdy się zna języki obce. Sama tego nie rozumiem i często czuję się bezradna, kiedy te fakowe teorie głoszą ludzie wykształceni, niekiedy nawet w naukach medycznych.
Oczywiście wiadomo, że szczepienia, zarówno jak i przyjmowanie leków, może doprowadzić do niepożądanych skutków ubocznych. Zabić może nawet zwykła aspiryna. Jednak leków nasze społeczeństwo się nie boi, w przeciwieństwie do szczepionki…
Pewnie wynika to z faktu, że skoro się już choruje, to warto się leczyć. A zarówno na leki jak i szczepionki każdy może zareagować w rożny sposób i nie da się nikomu zagwarantować, że nic się nie stanie. Jednak badania kliniczne prowadzone przez firmy farmaceutyczne na szczepionkach przeciwko COVID-19, prowadzone w dodatku na znacznie większych próbach, bo tylko jedna z nich przeprowadziła je na 40 tysiącach osób, gdy standardowo jest to 10 tysięcy, wyraźnie pokazują, że NOP, czyli niepożądane odczyny poszczepienne, występują bardzo rzadko. Ale i to nie przekonuje zatwardziałych przeciwników szczepień i myślę, że drugiej stronie brakuje już argumentów.
Szczególnie, gdy do skrzynek trafiają ulotki takie jak ta, która opublikowała pani na swoim Facebooku. Odmawianie koronki ma uzdrowić od niekorzystnych skutków szczepień.
Ulotkę dostałam od kolegów. Nie wiem, kto to rozdaje, treść jest anonimowa. Mam jednak wrażenie, że jeśli trafi do osób wierzących może wywołać obawy i skutecznie do szczepień zniechęcić.
A jak ocenia pani działania naszego państwa, jeśli chodzi o zwalczanie antyszczepionkowców?
Myślę, że jest nadmiernie tolerancyjne, rządzący puszczają w ten sposób oko do swojego elektoratu. Znana jest przecież historia o przyznaniu dofinansowania dla organizacji głoszącej treści antyszczepionkowe przez ministra Glińskiego. To też nie buduje zaufania do szczepień.
Wiele krajów zaczyna wprowadzać restrykcje dla osób nieszczepionych. Mają nie być dopuszczanie do pracy, nie dostaną pensji, albo wręcz stracą pracę. Uważa pani, że to dobra droga?
Na początku myślałam, że nie powinno być restrykcji, skoro szczepienia są dobrowolne, teraz jednak coraz bardziej się ku temu skłaniam. Studentom podaję przykład Australii, gdzie prawo do bezpłatnych przedszkoli odebrano rodzicom nieszczepionych dzieci. Jeśli państwo coś daje, to państwo wymaga. Jesteśmy w trakcie czwartej fali, rośnie ilość zachorowań. Z poprzednich fal wiemy, ile kosztuje leczenie ludzi i jak pandemia ogranicza dostęp do świadczeń medycznych innym potrzebującym, choćby osobom zaszczepionym. To są konkretne, obliczalne koszty. Dlatego jestem zdania, że restrykcje jednak być powinny.
Byłam ostatnio w kinie. Kilka osób nie miało maseczki, nikt nie zwracał im uwagi. Byłam jedyną osoba, która zareagowała. Jesteśmy kompletnie obojętni?
Cóż, nie ma solidarności społecznej, bo o to w tym przypadku chodzi. Skoro jest przepis, by w zamkniętych pomieszczeniach nosić maseczki, to należy to robić, dla siebie i dla dobra innych. Ja też zwracam uwagę, ale wiele osób boi się agresywnej reakcji w takim przypadku. Moim zdaniem najlepiej zgłaszać takie sprawy do sanepidu. Wówczas właściciel sklepu czy zarządzający daną placówką sami będą pilnować porządku, kiedy zapłacą raz czy drugi karę. Chyba nie mamy innego wyjścia.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza