- Sąd w uzasadnieniu napisał, że schematy działania Haliny uprawdopodobniają stosowanie „podstępnych zabiegów”, które doprowadziły do niekorzystnego rozporządzenia mieniem – mówi Ewa. - Ja co do tego nie mam żadnych wątpliwości, wiem, jak ona działa i jaką wywiera na człowieka presję.
Straciła 40 tysięcy złotych, sprzedała działkę, samochód, wzięła kredyt. Ale Prokuratura Rejonowa w Świdniku sprawę Ewy umorzyła. Ewa nie zgodziła się z tą decyzją. Wie, że została oszukana, choć dziś wierzyć jej się nie chce, że mogła być tak naiwna, ale przypomnijmy wszystko od początku.
W złym momencie życia można trafić na dobrych ludzi, ale można się też przejechać. Ewa mówi, że to był czas, kiedy wszystko zwaliło jej się na głowę, kłopoty w firmie, kłopoty w domu. I wtedy nagle na jej drodze pojawił się dawno niewidziany Jacek. Zaproponował spotkanie, czysto biznesowe.
- Chwalił się, jak mu dobrze idzie interes, jak rozwija firmę i szuka nowych kontaktów – mówi. - Miałam mu w tym pomóc, no i pomogłam. Jawił się jako człowiek sukcesu, jako ktoś, kto może mi pomóc zawodowo wyjść na prostą. Ja byłam wtedy tak umęczona, że każda taka obietnica była dla mnie jak manna z nieba. Zaczęłam więc wchodzić w to wszystko jak w masło.
Jacek zaprzyjaźnił się z całą rodzina, bywał gościem w domu, ciągle pisał wiadomości. Po jednym ze spotkań wziął rękę Ewy w swoją dłoń.
- Ty jesteś starą duszą – powiedział. - Dlatego jest ci tak ciężko.
Ewę to oczarowało, że jest inna, że nietypowa, że jej problemy to wynik duchowego dziedzictwa. Jacek mówił dużo o duchowości, o tym, że ma dar pomagania innym, wysyłania dobrej energii, która przełoży się na zawodowy sukces i oczywiście pieniądze.
- Wiem, że ktoś pomyśli, że jestem idiotką – mówi Ewa. - Ale ja byłam wtedy w strasznym dole. Wokół mnie tylko ciemność i brak jakichkolwiek perspektyw. Nie było też mowy o żadnym płaceniu za jakiekolwiek usługi. Żeby energia była przekazywana potrzebne były tylko jakieś dary, wystarczyła herbata czy czekolada. Wszystko płynęło niby z głębi serca. Dziś wiem, że tak powoli omotuje się potencjalną ofiarę.
Ewa dodaje, że to był dopiero początek. Rozmowy z Jackiem bywały ciekawe, ją temat duchowości zawsze wciągał. Dlatego zaintrygowało ją bardzo, kiedy Jacek wyznał, że zna osobę, która jest mistrzem w tej dziedzinie. Ma na imię Halina, ale nie wiadomo, czy będzie się chciała z Ewą spotkać.
- Jak słyszysz coś takiego, to tym bardziej ciekawość rośnie – mówi Ewa. - Mówił, że Halina to osoba mistyczna, nadprzyrodzonych zdolnościach, że jest w stanie tak pokierować energią, żeby biznes szedł dobrze, żeby przynosił dochód. No i że ona uczy innych o duchowości. Mówił też, żebym nie patrzyła jej w oczy, bo ona czyta w myślach innych.
Kto by nie był ciekawy takiej osoby? Ewa była. Kłopoty w firmie sprawiły, że planowała nowe rozdanie, nowy, kompletnie inny biznes. Jacek stwierdził, że to dobry czas na wizytę u Haliny. Że ona pomoże, pokieruje wszystkim tak, żeby Ewa wreszcie wyszła na prostą.
- W końcu do spotkania doszło – mówi Ewa. - Oczywiście nie było mowy o żadnych pieniądzach. Taka sama śpiewka jak u Jacka – wystarczy, że ugotujecie obiad, że kupicie cokolwiek do jedzenia, żeby był przepływ energii. Zaczynasz wierzyć, że spotkałaś anioła, że jest ktoś taki szlachetny i bezinteresowny. No i ona ma faktycznie ogromną wiedzę w manipulowaniu ludźmi. Tylko na początku wydaje ci się, że spotkałaś pierwszy raz w życiu osobę, która naprawdę rozumie ciebie i twoje troski. Pierwsza wizyta to była czysta kurtuazja, pytała o mnie, o biznes, o męża. Byłam zachwycona spotkaniem. I przecież to dokładnie o to jej chodziło.
Nić kabały
Problemy Ewy się nawarstwiały, konflikt w domu narastał. Udręczona pojechała z mężem do Haliny, bo zażyłość między rodzinami rosła.
- W pewnym momencie wyciągnęła mnie do łazienki, powiedziała, że nas z mężem może związać nicią od kabały, żeby problemy się rozwiązały, żeby wszystko było dobrze – mówi Ewa. - Zażądała za to 2,5 tysięcy złotych, byłam w szoku. Ale ona powiedziała, że jak chcę naprawdę zarobić, to muszę zapłacić, inaczej pieniądze nie przyjdą.
Najpierw jednak wezwała człowieka od oczyszczania energii. Kosztował 600 zł.
- Tym sposobem w jeden wieczór popłynęliśmy 3100 zł, będąc bez kasy – mówi Ewa. - Halina jednak przekonywała, że to świetna inwestycja, że bez pieniędzy nie będzie ich przepływu. Wiem, że znowu wychodzę na idiotkę, ale trzeba mieć świadomość jak oni działają, jak sekta, manipulują, osaczają, omamiają. Mąż się nie odzywał, czuł się wobec mnie winny, przystawał na wszystko.
Halina dzwoniła codziennie, Ewa akurat odzyskała pieniądze od dłużnika. Zbieg okoliczności utwierdził ja, że to za sprawą Haliny.
W hipnozie
- A ona mnie coraz bardziej osaczała, codziennie kilka telefonów, wiedziała, że dobrze trafiła – wzdycha. - A potem zaproponowała, że i mnie nauczy pracy z energią. Za trzy miesiąca szkolenia miałam zapłacić po 7 tysięcy złotych miesięcznie. I że tak naprawdę to symboliczna kwota.
Czemu Ewa na to poszła? Czemu się zgodziła?
- Bo byłam zmanipulowana do kwadratu – mówi.- Ciągle kazała do siebie przyjeżdżać. Jak miałam wątpliwości to siadała przede mną i mówiła do mnie. Takim moderowanym głosem, rożne rzeczy. Wstawałam i nagle czułam się szczęśliwa, nie miała żadnych wątpliwości, że robię dobrze. Jak byłam u niej, kazała mi nawet spać w swoim pokoju, nie spuszczała mnie z oka, dawała komputer i kazała robić przelew. Co się ze mną wtedy działo? Nie wiem, myślę, że tu jakiś specjalista od psychologii byłby potrzebny, bo przecież ja niby stąpam twardo po ziemi.
Ewa opowiada, że była cały czas pod presją. Wzięła kredyt na 50 tysięcy za namową Haliny. Potem musiała sprzedać działkę i samochód, żeby jakoś wyjść z długów. Kupowała jedzenie, płaciła rachunki w restauracjach. Kto tego nie zaznał, nigdy nie zrozumie.
Kiedy się ocknęła?
- Jak Halina na moich oczach zahipnotyzowała moje dziecko – mówi – Wtedy się przestraszyłam. Uświadomiłam sobie, że robi cały czas to ze mną. I nagle naszło otrzeźwienie. Że to bezwzględna osoba, która podstępem niszczy moją rodzinę, wyłudza pieniądze i nie obchodzi jej, z czego będziemy żyli. I sądzę, że Jacek też maczał w tym palce.
Prywatne śledztwo
Ewa złożyła doniesienie do prokuratury. Straciła ponad 40 tys. złotych. Ale zaczęła też swoje prywatne śledztwo. Dotarła do biznesmena, którego Jacek uzdrawiał. Biznesmen stracił 12 tysięcy. Nie chce iść do prokuratury, jeździł za to po tym uzdrawianiu do egzorcysty.
- Boi się, po ludzku się boi – mówi Ewa. - Ale bardzo chcę go przekonać i powołać w swojej sprawie na świadka. Udowodnić, że to jest zorganizowana grupa, bo to przecież Jacek namawiał mnie na usługi Haliny. Pewnie dzielą się pieniędzmi.
Ewa poszła dalej, znalazła oszukanego przez Halinę mężczyznę. Jerzy w rozmowie telefonicznej ze mną potwierdza, że padł ofiarą Haliny.
- Kupowałem od Haliny działający interes. Okazało się, że doszło do wielu oszustw. - mówi. Podrobione dokumenty, fikcyjne umowy, żebym uwierzył, jaki to świetny biznes. Biznes działał w domu Haliny, umowa ustna była taka, że po sprzedaży, ona wyprowadzi się z tego domu, ja będę płacił czynsz. Niestety, kobieta z rodziną została, a my płaciliśmy ich rachunki.
Kiedy zaprotestował, Halina stwierdziła, że niczego takiego nie obiecywała. Zaczęły się represje. Kobieta wtrącała się do biznesu, wydzwaniała, robiła uwagi. Zajmowała firmowy parking. Niby drobiazgi, ale rosły jak kula śnieżna.
- Potem chciała wyłudzić dodatkowe pieniądze – mówi Jerzy. - To było nie do wytrzymania. Po roku zamknęliśmy interes, nie wytrzymaliśmy z żoną presji.
Osoba, którą zatrzymali w pracy, a która wcześniej pracowała u Haliny, wyznała, że Halina ich już wcześniej namierzyła. Jerzy korzystał z usług jej przedsiębiorstwa.
- Potem okazało się, że wypatrzyła, że przyjeżdżam drogim samochodem, zaprosiła mnie rzekomo na rozmowę o inwestycjach w nieruchomości – mówi Jerzy. - tak naprawdę chodziło jej o to, żeby namówić mnie do przejęcia jej działalności.
Jak ocenia Halinę?
- Zimna, wyrachowana, choć sprawia wrażenie osoby bardzo ciepłej. Sama kiedyś mi powiedziała, że fascynuje ja manipulowanie ludźmi – wylicza. - Mojej żonie w przypływie szczerości zdradziła, że ma w planach dom spokojnej starości. Ale głównie po to, żeby pensjonariusze przepisywali jej swoje majątki. Tak naprawdę to bardzo toksyczna kobieta. Osacza, chce kontrolować, mieć nieustannie kontakt. Dochodzimy do siebie po tej historii.
Jerzy stracił 300 tysięcy złotych. Złożył pozew w sądzie przeciwko Halinie, sprawa drugi rok jest na wokandzie.
- Unika procesu, nie odbiera pism – mówi. - Rozmawiałem długo z Ewą, chętnie połączymy siły, żeby kobieta nie uciekła sprawiedliwości. Kto tego doświadczył, wie, o kim jest mowa – mówi. - Nie chce podawać personaliów ze względu na firmę, która prowadzę, ze względu na moje dziecko. Ale to samo zeznałam w prokuraturze i powtórzę przed sądem. Mam dowody w postaci przelewów. I niech moja historia będzie ostrzeżeniem. Dziś dużo ludzi nie potrafi się odnaleźć, czują się zagubieni, czasy są trudne. Są wtedy bardzo łatwym łupem.
Sprawa wraca do prokuratury
Decyzja świdnickiej prokuratury o umorzeniu postępowania była dla Ewy jak kubeł zimnej wody.
- Nie wierzyłam własnym oczom, bo chyba nawet dla laika sprawa jest dość oczywista – mówi. - Dlatego kiedy Sąd Rejonowy w Świdniku po mojej skardze przekazał sprawę do dalszego prowadzenia, naprawdę bardzo się ucieszyłam.
Sąd nie zostawił na prokuraturze suchej nitki, wytykając jej szereg błędów. Dotyczyły one zarówno sposobu prowadzenia postępowania jak i potencjalnej kwalifikacji czynów osób, które, jak twierdzi Ewa, doprowadziły ją do takich, a nie innych działań, a co za tym idzie, strat finansowych i to niebagatelnych. Pomimo epidemii, sprawa ruszyła z miejsca. Prokuratura już wysłała zapytanie do Urzędu Skarbowego Haliny, czy ta zapłaciła podatek od rzekomo legalnie prowadzonych szkoleń.
- Wirus pewnie spowolni śledztwo, bo nie da się przesłuchać wielu świadków, których zgłaszałam, ale przesłuchani nie byli – kończy Ewa. - Ja jednak będę cierpliwie czekać na sprawiedliwość.
Magdalena Gorostiza
Personalia zostały zmienione.