Wiesz, jak się zaraziłaś?
Ja od męża, mąż w pracy. Na szczęście dalej nie roznieśliśmy, mieszkamy sami. Ja niestety trafiłam do szpitala. Ale to była gehenna. Spisałam nawet objawy choroby, które miałam, bo niestety ani ratownicy, ani lekarze, nie mają o tym dużego pojęcia, choć oczywiście nie wszyscy. Pierwsza faza choroby trwa o do 1‐6 ,7 doby. Możliwe objawy to jak u mnie: wilgotność śluzówki górnych i dolnych dróg oddechowych, nie katar. Lekki kaszel, ból pleców, dreszcze, stan podgorączkowy, bóle kości, silny ból głowy, silny ból oczu, problemy z otwarciem powiek, mdłości, nadwrażliwość na zapachy, spastyczny skurcz jelit, ból brzucha, wymioty, biegunka, torsje, drgawki całego ciała, nieprzyjmowanie płynów i pokarmów przez 4 dni ‐ skrajne odwodnienie organizmu, podwyższenie parametrów nerkowych. Jak już udało się wreszcie zamówić karetkę, to 9 godzin w niej jeździłam. Lekceważono pozostałe objawy, skupiono się na gastrycznych. Taktowano mnie jak tak zwany „ostry brzuch”, osobę wymagającą potencjalnej interwencji chirurgicznej. Ja byłam odwodniona skrajnie, nie byłam w stanie przyjmować płynów, niczego oczywiście też nie jadłam, ale nie z powodów o jakich myślano. W końcu trafiłam do szpitala, zrobiono mi badanie PCR na przeciwciała w trzeciej dobie od wystąpienia objawów, było negatywne, ponieważ takie badanie robi się po 5 ,7 dobie od wystąpienia objawów. To spowodowało, że nie zrobiono mi testu na covid 19. Po 12 - godzinach zostałam wypisana do domu. Niestety, w domu było to samo, ból straszny brzucha, torsje, mąż płakał nade mną, bo ja się osuwałam na podłogę, nie miałam siły. Po znajomości trafiłam ponownie do szpitala, tam od razu zrobiono mi test na covid 19 wyszedł pozytywny, wtedy wreszcie zaczęli mnie leczyć jak należy, antybiotyki, sterydy, standard.
Szybko doszłaś do siebie?
Siódmego dna był przełom, wydawało się, że zdrowieję. Niestety następnego dnia weszłam w drugą fazę. Zaczął się rozwijać kaszel, a potem wszystko znowu wróciło do żołądka i jelit. Dwa dni leżałam bez życia. Byłam przytomna, ale tak naprawdę nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Wirus w tym czasie przyczaja się człowiek myśli że to koniec. Druga faza zwykle jest bardziej niebezpieczna od pierwszej, wirus „skanuje” nasze ciało i szuka nowego miejsca wrażliwego w naszym ciele aby ponownie zaatakować z większą siłą. U mnie nie znalazł takiego miejsca, dlatego rozlazł się po całym ciele i ponownie wlazł w układ gastryczny Nie wiem czy to leki podane w porę, czy to zdolność mojego organizmu spowodowała, że w drugiej fazie wirus nie rozwinął się w płucach.
Ale masz też podejrzenie, że fakt iż wirus ominął płuca może mieć związek z chorobą przewlekłą, na którą od lat chorujesz?
To też jest możliwe, bo od lat biorę sterydy. Co ciekawe, doznałam pewnych „dobroczynnych” skutków choroby. Wiążę je jednak z wymuszoną głodówką. Oprócz sterydów jestem non stop na lekach przeciwbólowych. Siłą rzeczy podczas choroby były odstawione. A jednak dolegliwości bólowych związanych z moją choroba nie miałam. Zniknęło nadciśnienie i uderzenia gorąca. Miałam na pięcie narośl, zmniejszyła się o połowę. Myślę, że przymusowa głodówka oczyściła mój organizm. Tyle dobrego, ale nikomu nie życzę takiej terapii. Bardzo długo byłam słaba, tak naprawdę całymi dniami leżałam w łóżku, nie miałam energii, siły na cokolwiek. Kiedy po raz pierwszy nabrałam ochoty na kawę, to pomyślałam, że chyba definitywnie zdrowieję. Ale to było ponad miesiąc od pierwszych objawów.
Teraz już jest wszystko w porządku?
Nie do końca. Mam mgłę covidową, brakuje mi słów, sama słyszysz, że zapominam słów. Zdarza mi się drzwi mieszkania nie zamknąć, nie zakręcić gazu. Muszę się bardzo pilnować. To straszna choroba, naprawdę nie ma z nią żartów.
Rozmawiała Magdalena Gorostiza