Jola nie ukrywa, że chociaż minęło tyle lat, ta sprawa wraca jak bumerang i stale o niej myśli.
- Pamiętasz? Pamiętasz? - pyta. - Zadzwoniłam wtedy do ciebie, powiedziałaś, że może nam pomóc twój redakcyjny kolega.
Szczerze mówiąc, coś tam pamiętam, ale wiele się zatarło. Ale Jola potrafi przypomnieć sobie wszystkie, najdrobniejsze nawet szczegóły. Jest rok 2000, ona w domu, po wypadku na nartach i kolejnej operacji. Ma właśnie rehabilitację. Dzwoni telefon.
- Pokuśtykałam, żeby odebrać. Domowy, mało kto dzwonił wtedy na komórkę – mówi. - Jakaś kobieta pyta, czy to ja. Mówię, że tak. Ona pyta, czy kiedykolwiek ukradziono mi pieniądze.
Na początku zaprzeczała, zapomniała już o tamtej historii. Ale kobieta nie ustępowała, podała nawet miejsce, gdzie Jola została okradziona.
- Wtedy sobie wszystko przypomniałam – wspomina Jola. - Potwierdzam. Ona na to, że jutro przyjdzie oddać moje pieniądze...
Takie piękne oficerki
Jest rok 1995, właśnie była denominacja. Jola zamarzyła sobie brązowe oficerki. W sklepach wszędzie czarne a jej brąz chodził po głowie. Znajoma obiecała, że z Włoch specjalnie ściągnie. Właśnie skończyła się lokata w banku i ustaliła z mężem, że buty kupi za odsetki.
- Jak na skrzydłach leciałam po te pieniądze – wspomina. - Tysiąc złotych, pięć nowych dwusetek. Schowałam do etui z dowodem osobistym. Żeby nikt nie ukradł. Bo to była kupa pieniędzy!
Po pracy pojechała na targ na zakupy. Ściskała portfel w ręku, bo w nim pieniądze na wymarzone buty. Następnego dnia już była w sklepie.
- Wciągam na nogi, piękne, już moje, drogie jak cholera, ale wiesz jak to jest, czasami trudno się oprzeć – mówi. - Wyciągam portfel, nie ma pieniędzy. Wtedy przypomniałam sobie, że przecież były w etui! A ja portfela pilnowałam jak głupia. Etui w torbie nie ma. Nie martwiłam się zbytnio, byłam przekonana, że w domu wypadło.
Ale w domu też nie było. Kiedy po kilku dniach dokumenty przyszły pocztą, Jola nie miała wątpliwości – ktoś ją okradł.
- Kupiłaś w końcu buty? - pytam.
- Kupiłam, ale nie było już tej radości.
Będę o godzinie 14
Kobieta zapowiada, że przyjdzie o 14. wieczorem przy kolacji rodzina śmieje się, że ktoś Jolę wkręca. Ale następnego dnia punktualnie o drugiej dzwonek.
- Pokuśtykałam otworzyć, wychodzę na dwór – mówi Jola. - Przy furtce stoi kobieta.
Jaka? Zupełnie nijaka. Koło pięćdziesiątki, niemodnie ubrana, przy kości.
- Pot jej ściekał po twarzy, bo było gorąco – mówi Jola. - To pamiętam. Podaje mi pożółkłą kopertę, na niej mój adres i nazwisko. Otwieram, a tam te same pieniądze! Pięć nowiutkich dwusetek.
Kobieta odwraca się i odchodzi. Jola prosi, by weszła, opowiedziała, o co w ogóle chodzi. Ale kobieta nie chce.
Co mówi? Że została zobligowana do zwrotu, a osoba, które je ukradła już nie żyje. Pieniądze były przyklejone do spodu stolika. Było kilka takich kopert.
- Poszła, ani słowa więcej z niej nie wydusiłam. A byłam strasznie ciekawa, o co chodzi- mówi Jola.
Szukamy jasnowidza
Jak rozwikłać zagadkę? Pracowałam wtedy w gazecie. Robiłam reportaże do działu „Nie do wiary”. Znałam wróżki, jasnowidzów.
- Pamiętasz? Pojechałyśmy na ul. Lubartowską – wspomina Jola. - Najpierw karty sobie stawiałyśmy, potem przyszedł Max, jasnowidz.
Jola dała mu kopertę. Nie mówiła o co chodzi. On pracował z wahadełkiem. Po chwili stwierdził, że pieniądze kilka lat temu skradziono Joli.
- Osoba, która to zrobiła już nie żyje – potwierdził słowa obcej kobiety. - Ale w nocy przyśniła się swojej opiekunce. Wskazała miejsce, gdzie są koperty i kazała to, co skradzione, właścicielom oddać.
Tyle, tylko tyle i aż tyle. Do dziś nie wiemy, kim była osoba, która na targu okradała ludzi. Do dziś nie wiemy, ile osób okradła, po co to robiła.
- Prawdy już pewnie nigdy do końca nie poznam- mówi Jola.- Ale to była najbardziej niesamowita historia, którą w życiu przeżyłam.
Magdalena Gorostiza