Siedziałam ze znajomym w kawiarni. Podeszła nieśmiało i grzecznie poprosiła o wsparcie. Zapytaliśmy, dlaczego nie ma co jeść. Powiedziała, że jest wdową i wychowuje czwórkę dzieci. Do pracy nie ma jak iść, bo musi opiekować się chorą matką. Poprosiłam, żeby przyszła za dziesięć minut, bo musimy skończyć rozmowę. Zjawiła się punktualnie. Siadłyśmy na ławce. Opowiedziała mi swoja historię.
Dwa pokoje, komornik i renta
W dwóch pokojach mieszkają w siódemkę. Ona, chora matka, czworo dzieci, jej brat przyrodni.
To musi być ciasno?
- Nie jest tak źle – macha reka. - Trzy i pół osoby na pokój. Idzie wytrzymać.
Matka dostaje emeryturę, niewiele ponad tysiąc złotych, brat przyrodni pracuje dorywczo, dzieci jeszcze w szkole się uczą. Dobrze się uczą, na szczęście. Najstarszej w domu już nie ma, uciekła po tym, jak nabrała na babcię kredytów. Chyba siedem, babcia podpisywała, bo jest dementywna. Komornik siadł na emeryturę, zabiera co miesiąc czterysta złotych.
- To zostaje raptem siedemset, ponad czterysta mam zasiłku i po dziewięćdziesiąt z opieki na dziecko – wylicza. - Koło dwustu złotych na głowę. Ale trzeba prąd i gaz zapłacić. I kablówkę trzydzieści złotych, bo to jedyny kontakt ze światem.
Telewizor jest porządny, bo brat kupił za zarobek przy jabłkach. Tyle całego dobrobytu. Mieszkanie zadłużone na 6 tysięcy złotych. Czynszu dalej nie płacą, bo nie ma z czego.
- Byłam u prezesa spółdzielni, powiedział, że rozłoży na raty. Po 500 złotych na miesiąc – wzrusza ramionami. - Skąd ja 500 złotych wezmę?
Jak żył mąż, było dobrze
Mąż pracował, było dobrze. Nie bogato, ale wystarczało. Fizycznie pracował, ciężary dźwigał. Dostał zawału, nie odratowali. Została młodą wdową. Matka się rozchorowała, bez opieki zostawić nie można. Dlatego do pracy nie pójdzie. Zresztą u niej w miasteczku i tak pracy nie ma.
- A do sprzątania? - pytam.
- U nas bida, każdy sam sprząta – odpowiada. - Kto by tam kogo brał do domu.
Na żebry wyjeżdża też bardzo rzadko.
- U siebie nie proszę, wszyscy znają, wstyd by było – wyjaśnia. - Mieszkam kilkadziesiąt kilometrów od Lublina. Mogę przyjechać góra dwa razy w miesiącu. Jak mam z kim zostawić matkę.
Nie prosi o pieniądze, ale o jedzenie. Ludzie kupują?
- Różnie bywa, ale często kupują, wędlinę na kanapki, albo coś na obiad – mówi.
Kraść nie umiem
Jest po czterdziestce, ale wygląd na sześćdziesiątkę. Brakuje jej zębów, twarz bez makijażu, zmarszczki. Widać, że życie jej nie rozpieszcza. Sama zresztą mówi, że głupio jej tak zaczepiać ludzi. Ale co ma zrobić? Opieka więcej nie da. A trzeba i nakarmić i buty od czasu do czasu kupić.
- Kraść nie umiem – ciężko wzdycha. - To muszę zebrać.
Zostawiam jej parę złotych na zakupy. Dziękuje grzecznie i odchodzi. Obserwuje jak podchodzi do mężczyzny z wózkiem. Ten odgania się od niej, jak od natrętnej muchy. Idzie dalej. Nie wiem, czy będzie miała dziś szczęście. Mówiła, że jak ktoś chce pomóc, mogę podać jej telefon. Potrzebuje jedzenia i ubrań. Obiecała, że wyśle swój numer, bo nie pamięta, a nie wozi ze sobą komórki. Po co? I tak nie ma ani grosza na karcie. Chcecie jej pomóc? Piszcie na redakcyjnego maila.
Magdalena Gorostiza