Partner: Logo KobietaXL.pl

Coraz częściej szukają pomocy u psychologów. Janusz Koczberski, terapeuta, podkreśla, że to syndrom obecnych czasów.

- Kiedyś takich pacjentek nie miałem - mówi. - Dziś, ku mojemu zdziwieniu, jest ich coraz więcej. Choć z pozoru nic im nie dolega.

 

Nie są przecież biedne, bywa, że wręcz przeciwnie, skończyły studia, realizują się zawodowo. A jednak skarżą się na to, że ich kobiecość sprowadza się do obsługi domu, dzieci, męża. Że wszyscy tego od nich oczekują, że mają być wzorem matki i żony.

 

- Mają taki wzorzec wklepany w głowę – podkreśla Koczberski. - Wynoszą go z rodzinnego domu.

 

Podobnego zdania jest Sylwia Zientek, pisarka, autorka bloga, matka trójki dzieci.

- Obserwując moje znajome, które pracują zawodowo, mają dzieci, a przy tym zgodnie z duchem epoki uprawiają sport, a to przecież też zabiera czas, miewają też inne pasje- stwierdzam, że jesteśmy "nowoczesnymi męczennicami". Trochę oczywiście na własne życzenie. Dążymy do tego, aby nic nam w życiu nie umknęło. Nie chcemy rezygnować z macierzyństwa na rzecz pracy i odwrotnie. Chcemy też - tak jak mężczyźni - spotykać się wieczorami, chodzić na siłownię, uczyć się albo realizować inne plany - mówi. - Zgadzam się z psychologiem, że modele zachowania wynosimy z domu i nie umiemy się od nich uwolnić. Starsze pokolenia kobiet nadal w dużej mierze podkreślają swoje "męczeństwo" uważając, że teraz kobietom "przewraca się w głowie". My zaś chcąc mieć więcej niż one, nie umiemy funkcjonować inaczej niż one kiedyś – chcemy robić to, co kiedyś robiły nasze matki i babki, oprócz tego żyjąc pełnią życia. Efekt jest taki, że z wielkim trudem, w stresie "łapiemy zbyt wiele srok za ogon" i dławi nas poczucie, że zawodzimy - wszystko jedno czy chodzi o pracę, bycie matką czy nasz wygląd.

 

Kobiety kobietom zgotowały ten los...

 

Koczberski podkreśla, że to niestety kobiety innym kobietom wyznaczają drogę niewolnictwa. Bo nadal w większości domów nie wychowuje się tak samo dziewczynek i chłopców. Nadal to dziewczynka ma pomagać w kuchni, a chłopiec zwalniany jest z domowych obowiązków. Co najgorsze robią to swoim córkom kobiety, które same utyskują na swój los, na nadmiar obowiązków.

- Pamiętam, że moja mama robiła w domu wszystko, kiedy pracowała tata trochę pomagał, ale nigdy nie gotował, nie prał, po prostu kiedyś mężczyźni nie zniżali się do takich czynności. Dzisiaj panowie zdecydowanie bardziej angażują się w życie rodzinne, ale my jako kobiety - może nie wszystkie, ale jednak większość - mamy zakodowany model niewolnicy, której obowiązkiem jest "prowadzenie domu" i w efekcie czujemy się źle nie gotując, nie sprzątając, nie prasując koszul – mówi Sylwia Zientek. - Sama często mam dylemat: gotować czy nie gotować? Podstawiam mężowi, chociaż nie prosi posiłek "pod nos" i jestem z siebie niezadowolona - bo usługuję jak moja matka, a jeśli z kolei tego nie robię, nie zapewniam ciepłej kolacji mam wyrzuty sumienia - działa tutaj widmo dezaprobaty ze strony matki, że nie spełniam obowiązków i nienależycie dbam o rodzinę.

 

I nie jest wcale odosobniona. Wiele kobiet ma zakodowany w głowie taki przekaz, że przez myśl by im nie przeszło, że można spędzić samej czas w niedzielę czy wyjść z domu i zostawić męża! To mężowie muszą aprobować plany kobiet, nawet tych, które w zawodowym życiu są samodzielne i nierzadko przynoszą do domu wyższe pensje!

- Jeśli ja słyszę od kobiety, że ona nie może na przykład wyjść o określonej godzinie na spotkanie, bo wtedy mąż wraca z pracy i trzeba mu dać obiad, to oczy przecieram ze zdumienia – mówi Koczberski. - Wszak to niewolnictwo w czystej formie. A co to mężowi ręce przyrosły do pewnej części ciała, jest inwalidą? Kobiety tłumaczą, że nie, ale jest zmęczony. Totalna bzdura, jakaś dziwna potrzeba służalczości, strach przed niezadowoleniem jaśnie pana. I powiem więcej. Ja się dziwię feministkom, że walczą o parytety, jakieś inne dziwne sprawy, a tych problemów jakoś nie widzą.

 

Bo mimo upływu czasu w większości domów niewiele się zmieniło. To kobiety robią zakupy, włączają pralki, zmywarki, piorą, prasują, odwożą dzieci na zajęcia. I mają dylematy, które nawet przez głowę nie przemknęłyby żadnemu mężczyźnie. Bo oni bez problemu wyszliby wtedy, kiedy im pasuje nawet w porze obiadu czy kolacji.

 

Między służącą a opiekunką

 

W gabinecie Koczberskiego kobiety zjawiają się wtedy, gdy mają dość. Bo okazuje się, że ani rola służącej ani opiekunki nie przynosi uznania ani szacunku.

- Główny powód to problemy z dziećmi, które  nie dość, że olewają matkę to jeszcze sprawiają inne kłopoty – wylicza Koczberski. - Kolejny - poczucie totalnego niezadowolenia z życia, a co za tym idzie pogarszające się stosunki z mężem.

 

Niewolnice czują się stłamszone. Mają dość donoszenia piwa i chipsów do salonu, gdzie mąż z kolegami są zajęci oglądaniem telewizji. Nie bawią nawet plotki w towarzystwie innych niewolnic. Bo wbrew pozorom „Dziewczyny zrobią coś na kolację” czy pytania w stylu „Jak tam się bawicie dziewczynki?” wcale nie są zabawne. Kobiety są kobietami i chciałyby konsumować właśnie swoją kobiecość.

 

- A tu nie ma jak, nie umieją tego zrobić, bo dały się uwikłać w sytuację z własnego dzieciństwa, której obiecywały sobie solennie uniknąć– mówi Koczberski. - Z jednej strony chciały być bardzo wyemancypowane, z drugiej stare wzorce okazały się silniejsze. I tak żyją między kuchnią a salonem, usługując mężowi i dzieciom. I popełniają grzech najstraszniejszy, grzech zaniechania. Nie realizują już własnych potrzeb, bo zostały zawłaszczone przez rodzinę.

 

Wtóruje mu Sylwia Zientek.

- Nieustannie zmagając się z tym zagadnieniem staram się wypracować kompromis, wymagać więcej od męża, bardziej angażować starsze dzieci w prace domowe, uczyć je, zwłaszcza chłopców, że kobieta nie jest służącą, która realizuje ich zachcianki. Oczywiście optymalna jest sytuacja, kiedy można sobie pozwolić na panią do sprzątania, gosposię albo wyjście na posiłek do restauracji. - mówi. - Staram się korzystać z tych opcji, chociaż wiem, że wymaga to z kolei nieustannego zarabiania pieniędzy. Czyli błędne koło...Czasami mam jednak dosyć, bo i tak w głębi duszy czuję, że dom jest na mojej głowie i to ja odpowiadam za jego funkcjonowanie. Nawet jeśli mam pracę do wykonania, nawet jeśli myślami jestem przy książce, którą aktualnie piszę. Dzieci nie mogą być przecież bez obiadu...

 

I błędne koło dalej się kręci. Ale czy jest z tego jakieś rozsądne wyjście?

 

Gdyby matki były inne...

 

Tak naprawdę wszystko zależy tylko i wyłącznie od ...samych kobiet. Bo to one wychowują i chłopców i dziewczynki i to one są tym pierwszym wzorem do naśladowania. Jeśli same zamieniają się w męczennice, spełniające wszystkie zachcianki męża, to choć córki mogą negować takie postawy i tak z reguły pójdą taką samą drogą. Szczególnie jeśli spotkają na niej wychowanego w identycznym domu męża.

Jeśli córki będą zbyt wymagające i samostanowiące o sobie, bo są już na szczęście i takie kobiety, wtedy rozwód wisi w powietrzu. Zwłaszcza wtedy, gdy wejdą w związek z ukochanym syneczkiem mamusi, który wszystko miał podstawiane pod nos i nie musiał się o nic w swoim życiu troszczyć.

Trzeba całych pokoleń kobiet, aby zmiany mogły być trwałe i akceptowane obustronnie. Ale pokoleń mądrych kobiet, które same będą wiedziały jak mądrze gospodarować swoją kobiecością. Kobiet, które nie będą bały się zakomunikować, że dziś kolacji nie będzie, bo mamusia idzie z koleżankami na kręgle. A ile z Was potrafi to zrobić?

 

Magdalena Gorostiza

 

 

 

Tagi:

matka ,  kobieta ,  niewolnica ,  gender ,  Sylwia Zientek ,  Janusz Koczberski , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót