Więc miał być dom pod miastem, szczęśliwa, roześmiana rodzina, zielony trawnik i sobotnie grille. Ona szczupła, opalona, on umięśniony (ale nie za bardzo!), radosne dzieci (najlepiej parka). Jak w ładnej reklamie. Wszystko było zaplanowane.Ilona święcie wierzyła, że się uda, bo czemu miałoby się w końcu nie udać?
Ilona
Zaraz po studiach zaczęła pracę w dobrej prawniczej korporacji. Z fakturowanymi dla klienta godzinami, gdzie nawet ksero robi sekretarka, żeby prawnik nie tracił cennego czasu. Imponowało jej nawet to, że mimo upału do pracy trzeba przychodzić w czółenkach i rajstopach. Taki dresscode. Jeszcze wtedy mieszkała na stancji i nie było widoków na żadnego męża. Ale to miało nadejść. Wszystko po kolei.
Pracowała po 12 godzin dziennie, robiła aplikację, w końcu awansowała, wreszcie zaczęła zarabiać pieniądze. Prawdziwe. Takie, że stać cię na firmowe ciuchy i bez problemu dostaniesz kredyt w każdym banku. Dostawała coraz bardziej skomplikowane sprawy, każda wymagała wielu godzin pracy (fakturowanych godzin rzecz jasna). Zbliżała się do trzydziestki, uznała, że najwyższa pora szukać stosownego kandydata na ojca swoich dzieci.
Rzadko gdzieś chodziła, weekendy spędzała w domu odsypiając pracę. W końcu poznała Waldka. Może nie do końca był wymarzonym kandydatem, ale ujął ją swoim ciepłem i dobrocią.
Waldek
Nigdy nie lubił korporacji, miał wstręt do wyścigu szczurów i wiecznego poddaństwa. Ale miał też szczęście, bo mógł pracować z ojcem. Skończył politechnikę i zajął się rodzinną firmą. Robili remonty, kompleksowo od sufitu do podłogi. Mieli dobrą markę i sporo zleceń. Czasem, gdy był kłopot z ludźmi, Waldek sam stawał do roboty. Nie przeszkadzało mu, że choć jest inżynierem, musi fizycznie pracować.
Kiedy poznał Ilonę, trochę był zdziwiony, że taka prawniczka chce się z nim spotykać. Ale polubił w niej jej otwartość i to, że nie zadzierała nosa. Czasami zastanawiał się, co ona w nim widzi, ale chyba jednak się w niej zakochał. Poza tym chciał mieć dom, żonę, dzieci, a ona mówiła, że też o tym myśli.
Ilona
Nawet jeśli Waldek nie był wymarzonym ideałem (wolałaby np. jakiegoś prawnika, z którym mogliby rozmawiać o swojej pracy), to jednak miał swoje zalety. Nie była może szaleńczo zakochana, ale było jej z nim dobrze. Dawał poczucie bezpieczeństwa, był troskliwy, miał poczucie humoru. Też chciał założyć rodzinę, co wśród młodych facetów to obecnie rzadkość. Czy rozmawiali o tym, jak wyobrażają sobie wspólne życie? Owszem, była mowa o domu, o trawniku, o grillach. No i o dzieciach rzecz jasna. O reszcie nie mówili, no bo niby o czym?
Waldek
Oświadczył się jej romantycznie podczas wyjazdu w Tatry. Rodziny były szczęśliwe, że młodzi będą po ślubie, że będą żyć jak pan Bóg przykazał, bo teraz młodzi wolą na kocia łapę. Kupili piękną działkę, zaczęli budowę domu. Nie potrzebowali kredytów. Mieli przecież pieniądze, Waldek znał się na robocie.
Wszystko dopieszczał w domu na resztę wspólnego życia. Ilona nigdy nie miała czasu, nawet po ślubie wracała późno z pracy. Waldek wierzył, że to przejściowe, póki mieszkają w mieście, nie mają dzieci. No i przecież musiała tak pracować, bo była na początku kariery.
Ilona
Dom był na wykończeniu, właściwie mogli się wprowadzać, kiedy dotarło do niej, że musi dojeżdżać czterdzieści minut dłużej do pracy. Z mieszkanka w centrum miała 10 minut na piechotę, nie obchodziły ją miejsca do parkowania czy korki. Do sądu jeździła taksówką, do klientów w odległych miastach woził ją kierowca. Świadomość konieczności dojeżdżania sprawiła, że wizja trawnika przestała już być taka kusząca. Zaproponowała Waldkowi, żeby na razie mieszkali w nowym domu wyłącznie w weekendy.
Waldek
Nie bardzo rozumiał pomysłu żony. Dom był gotowy, wypieszczony jego ręką i sercem. Przecież mogli kupić duże mieszkanie w mieście, ona sama chciała domu z trawnikiem i tarasem na sobotnie grille. Ale Ilona obiecywała, że wprowadzą się wiosną. Teraz zimą nie ma żadnego sensu. Więc sam jeździł, sprawdzał czy wszystko w porządku i chodził na spacery do pobliskiego lasu. Kiedy wracał wieczorami, żony jeszcze nie było. Oczywiście nie było też gotowanych w domu obiadów, rzadkie wspólne kolacje, bo pierwsze co Ilona robiła to włączała laptopa. Musiała jeszcze coś sprawdzić, odpisać na jakiegoś maila. Czas skrupulatnie liczyła, dopisywała do fakturowanych godzin, co Waldka zawsze nieco irytowało, a nieco bawiło.
Ilona
Zima mijała, a ona czuła się zobligowana do przeprowadzki. Jedno co udało się wynegocjować, to zostawienie mieszkania w mieście. Na wszelki wypadek jakby coś się stało, zasypało drogi albo inny kataklizm. Do nowego domu wprowadzili się przed Wielkanocą, rodzinne śniadanie miało podkreślić początek nowego życia. Ona akurat miała ważną sprawę, dobrze, że mama z teściową wszystko urządziły. Nowy dom budził zachwyt, taki piękny i widoki ładne. Tylko Ilona rzadko je widziała. Wyjeżdżała o świcie, wracała po nocy. W weekendy odsypiała. Jak przyszło lato nie chciała gości. Była zbyt zmęczona, by krzątać się wśród innych, podawać, a potem na dodatek sprzątać.
Waldek
Nie krył rozczarowania ale wszelkie rozmowy kończyły się podobnie. Ona pytała, czy ma rzucić pracę, skoro już tak daleko zaszła i kocha to, co robi? On próbował przypominać ich marzenia sprzed ślubu. No i w końcu pytał, kiedy zdecydują się na dziecko?
Ilona
Właśnie dostała bardzo ważną sprawę, która mogła być punktem zwrotnym w całej jej karierze. Sprawę wymagająca długotrwałej pracy i dobrego przygotowania. Pochłonęła ją całą bez reszty. Nie było więc mowy o żadnej ciąży ani o urlopach wychowawczych. Z trudem wyrwała się na kilka dni nad morze, ale i tam cały czas ślęczała w papierach. Często dzwoniła do męża, że zostanie w mieście na noc, bo nie ma sensu wracać w nocy i o świcie wyjeżdżać z powrotem. Nawet soboty były gorące. Wszyscy w firmie żyli wielką sprawą, bo dzięki niej umacniali swoją pozycję na rynku.
Waldek
Spotkał Basię przypadkiem, znali się z podstawówki. Miała maleńką córeczkę, rozwiodła się z mężem. Mała przylgnęła do Waldka, bo ojca praktycznie nie znała, a on oszalał, dosłownie oszalał, na jej punkcie. Basia była pediatrą, pracowała w przychodni. Tak ustawiała dyżury, żeby zajmować się dzieckiem. Popołudnia spędzali więc razem. Chodzili na lody, do kina, na spacery. W końcu Waldek wpadł do Basi naprawić jej spłuczkę. Został do rana. Żona i tak dzwoniła, że zostaje w mieście.
Ilona
Była zachwycona pochwałami za ogromny sukces. Sprawa wygrana, zaproponowano jej żeby została wspólnikiem w firmie. Kupiła szampana, żeby uczcić zwycięstwo. Podczas kolacji Waldek tylko zapytał, czy w końcu zdecyduje się teraz na dziecko. Odparła, że to nie jest dobry czas, bo jej kariera właśnie się rozkręca. Że przecież ona to dla nich dwojga robi, że zawsze myślała, że on jest z niej dumny. Że przecież wiedział, jaką ma pracę. Usłyszała, że duma nie zastąpi wspólnych wieczorów, spacerów, wyjazdów. Postawił ultimatum – albo praca albo małżeństwo. Wyrzuciła z siebie tylko jedno zdanie- gdybym była facetem nikt nie wymagałby ode mnie podejmowania takich decyzji! Spakowała rzeczy, wyjechała do miasta. Rozwód był szybki.
Ilona jest na szczycie. Ma ugruntowaną pozycję, ubrania z najlepszych butików, wakacje na Mauritiusie. Miewa różnych partnerów, ale o małżeństwie już nie myśli.
Waldka od tamtej pory widziała tylko raz. Szedł z uśmiechniętą blondynką, trzymali się za ręce. Obok szła mała dziewczynka z powagą prowadząc wózek z chyba rocznym dzieckiem. Nie rozumie dlaczego, ale nie może się uwolnić od tego wspomnienia. Cały czas widzi te dzieci na zielonym, ogromnym trawniku...
Magdalena Gorostiza