Partner: Logo KobietaXL.pl
Podobne artykuły:

Kiedy to się zaczęło?

 Trudno jednoznacznie powiedzieć. Myślę, że wpływ na mój zakupoholizm miało wiele czynników. Jestem z takiego domu, w którym na dzieci nie wydawało się dużo, nawet jak były pieniądze. Matka bardzo wydzielała dobra doczesne. Miałyśmy z siostrą zawsze mało ubrań i raczej kiepskiej jakości. Jak dostałam pierwszą dobrze płatną pracę, pomyślałam, że teraz sobie odbiję. Nie sądziłam, że tak się to skończy...

 

Od razu kupowałaś w nadmiarze?

 Nie, najpierw były konkretne cele. Nowa praca, nowe ciuchy, trzeba wyglądać. Nowe dodatki, buty torebki, paski, apaszki, wszystko musiało być super piękne. Zawsze czegoś brakowało, a to granatowej torebki, a to butów w rudym odcieniu. Ale jeszcze było jako tako. Praca jest stresująca, zauważyłam, że jak wyszłam z domu i po drodze kupiłam jakiś drobiazg, to od razu było mi lepiej. Nawet głupia szminka dawała radość. Na początku takie przyjemności były sporadyczne. Potem coraz częściej.

 

A potem jeszcze odkryłaś Allegro?

 I wpadłam jak śliwka w kompot. Jeśli w moim mieście jest powiedzmy kilka dobrych butików, tam na Allegro mogłam szaleć do woli. Mało tego, kupujesz kiedy zechcesz, w nocy o północy, w pracy, w domu, na wakacjach w Egipcie. Byłe był internet. Była wielka podnieta. Przychodziła paczka, czekałaś na nią, w środku jakieś cudo...

 

Nigdy się nie nacięłaś?

 Wiele razy, ale to nie pomaga. I tak kupujesz, jesteś jak na polowaniu. Licytujesz, przelicytowujesz, adrenalina, wygrywasz.

 

Tylko po co ci tyle rzeczy?

To jest taki mechanizm, że zawsze czegoś potrzebujesz. Sama się usprawiedliwiasz. Kupisz powiedzmy czarna sukienkę. I stwierdzasz, że byłby do niej dobry ogromny naszyjnik z bursztynem. Ewentualnie jeszcze kolczyki. Kupujesz torbę, ale nie masz butów w tym kolorze, albo podobnym. Ciągle masz konkretne potrzeby, które oczywiście wynikają z chęci udowodnienia sobie, że działasz racjonalnie. Ale szafa się nie domyka, a ty nadal nie masz w czym chodzić. Paradoks? No nie, bo stale brakuje tej jednej, jedynej rzeczy – butów, dodatku, swetra. To nałóg, trudno komuś wytłumaczyć, kto kupuje tylko wtedy, kiedy potrzebuje. Nie zrozumie tego.

 

A pieniądze?

Na szczęście dobrze zarabiam, ale jak podliczam kasę wydaną na bezsensowne zakupy, włos mi się jeży na głowie. Nie raz próbowałam przestać i nie mogłam. A to stres w pracy, a to kłótnia z mężem. Co poprawia humor – nowa torba za 2500 zł. Tyle, że to tylko na chwilę.

 

I nie możesz przestać?

Nie, jak wpadnę w szał zakupów, nie mogę. Idę do butiku i wychodzę z trzema swetrami i kolejnymi spodniami w tym samym fasonie. Bo nowa dostawa, albo akurat przecena. Każdy pretekst jest dobry. Wieczorem odpalam kompa i zaczyna się grasowanie po aukcjach.

 

I już paczki nie cieszą?

Nie cieszą. Przychodzą do pracy, bo w domu zaczęły się awantury. Mój mąż stale powtarzał, że to nałóg. Wiedziałam zresztą, że ma rację. Teraz czasami tych paczek tygodniami  nie otwieram i wstyd mi przed recepcjonistką która je odbiera. Ale mimo obietnic, które daję sama sobie nie umiem przestać. Mam takie dwie przyjaciółki jak ja. Pięknie to tłumaczymy, że ciężko pracujemy, że należy nam się chwila radości, że będziemy się ubierać teraz, jak jesteśmy młode. Ale ja wiem, że to wszystko są kłamstwa. One też wiedzą, ale nie stać nas na szczerość.

 

Dlaczego?

Bo do nałogu, jakiegokolwiek trudno się przyznać tak oficjalnie, bo musiałybyśmy coś z tym zrobić. A one chyba nie chcą. Ja jestem zdeterminowana. Dlatego z tobą rozmawiam. To też jakiś przełom w moim życiu. Przyznać się do klęski. Dla mnie te pełne szafy to moja porażka. Ten nadmiar męczy, osacza. Wyrzucić szkoda, bo wszystko markowe, drogie. Nie mam pomysłu na to, jak się pozbyć tych łachów. Masa nowych, z metkami. Nigdy nie włożone. Wyrzucone pieniądze w błoto.

 

Ale dalej kupujesz?

Kupuję, ale trochę mniej. Staram się ograniczać. Niestety teraz powstały grupy sprzedażowe na Facebooku, same okazje...Ale niebawem zaczynam terapię. Koleżanka poleciła mi psycholożkę. Dużo czytam na ten temat. Wiem, że nie będzie łatwo, bo przecież nie da się w ogóle nie kupować. Wiem, że zjadam swoje „głody” tymi zakupami, uciekam od prawdziwego problemu. Ale chcę zmiany. I ostrzegam inne kobiety – łatwo się wkręcić w zakupoholizm. Jak macie już taki objaw, że zakupy są dobre na wszystko, ale wydaje wam się, że je kontrolujecie – uważajcie. Jak macie stale potrzebę kupienia czegoś co „koniecznie” jest wam potrzebne, to znak, że wchodzicie poważnie w nałóg. Ja już miałam takie objawy, że nie mogłam wytrzymać kilku dni z dala od sklepów i internetu. Bo jak przeżyć dzień bez zakupów? I nie liczy się ilość wydawanej kasy, każdy kupuje za ile go stać. Moja ciotka też jest zakupoholiczką. A że żyje z renty, to chodzi wyłącznie do ciuchlandów. Codziennie, bo są „niebywałe okazje”. A to naprawdę nie ma znaczenia, gdzie wydajemy pieniądze. Tylko wiedzieć to „na rozum”, a umieć przestać to dwie różne bajki. Boję się, jak będzie. Podobno lepsze są terapie grupowe. Tylko cholera, jak tu stanąć przed obcymi i powiedzieć: Ja, Marta, zakupoholiczka?

 

PS. Imię bohaterki na jej prośbę zostało zmienione

Rozmawiała Magdalena Gorostiza

Czytaj koniecznie Kiedy zakupy stają sie udręką

 

Tagi:

zakupy ,  uzależnienie ,  nałóg ,  zakupoholizm , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót