Edyta sama o sobie mówi „szara mysza”. Zawsze taka była, schludna, poukładana, niczym się nie wyróżniająca. Skończyła ekonomię bez najmniejszego problemu. Pierwszą pracę dostała w dobrej firmie.
- Zaczynałam od najprostszych rzeczy, potem z czasem szefowie widzieli, że mogą na mnie liczyć – wspomina. - Powoli awansowałam, ale nie na jakieś wysokie stanowiska. Ja jednak byłam zadowolona.
Życie także poukładane
Wstawała o szóstej rano. W szafie miała trzy zestawy do pracy, obowiązkowo szara spódnica, granatowy żakiet, popielaty sweter. Dwie białe bluzki, jedna też w odcieniach szarości. Trzy przystanki autobusem, potem spacer bez względu na pogodę – trzeba utrzymać kondycję. Mieszkała z mamą, za mąż nigdy nie wyszła.
- Jakoś nie składało się – mówi. - Nieśmiała zawsze byłam i nauczona postawy „siedź w kącie, a znajdą cię”. Nikt mnie specjalnie nie szukał.
Ale nie żałuje, wyszło jak wyszło. W sumie była zadowolona ze swojego życia. Lubi spokój i porządek, nie lubi gwaru i wielkiego towarzystwa,
Może dlatego tak poświeciła się firmie? Czuła, że jest potrzebna, niezawodna, zawsze miła i serdeczna dla wszystkich.
- Nigdy nie odmawiałam – wspomina. - Koleżanka chciała wolne, wzięłam za nią robotę. Szef potrzebował pilnie raport, cały weekend siedziałam, urlop brałam zawsze wtedy, kiedy innym było wygodnie. Mnie nie zależało, żadnych specjalnych planów nie miałam.
Ale pracę uwielbiała, jak nic na świecie, dwadzieścia lat w tym samym miejscu. Ludzie się zmieniali, odchodzili, przychodzili, ona cały czas siedziała za swoim biurkiem. Na biurku zawsze nieskazitelny porządek.
- Sam szef o mnie mówił, że jestem niezawodna – wspomina. - Że zawsze można na mnie liczyć.
Co prawda akurat przy podwyżkach z reguły była pomijana, choć inni pracowali krócej, zarabiali lepiej. Ale nie upominała się o pieniądze. Ma niewielkie potrzeby.
- Źle nie miałam. Jak dla mnie wystarczało na wszystko, nigdy nie goniłam za luksusem – podkreśla.
Potem zjawiła się nowa koleżanka w jej dziale. Edyta, poproszona przez szefa, uczyła ją mozolnie wszystkiego od podstaw.
- Pojęcia ta Baśka nie miała o niczym, ale była przebojowa i ładna – mówi Edyta.
Zawsze taka radosna, zakręcona, choć mało kompetentna. Potem rozniosła się plotka, że idą redukcje. Edyta była spokojna. Dwadzieścia lat bez żadnej wpadki, zawsze chwalona, zawsze niezastąpiona. Do głowy by jej nie przyszło, że ją może to dotknąć. Niczego nie podejrzewała, kiedy szef zawołał ją do gabinetu. Nie mogła uwierzyć, że dostaje wypowiedzenie z powodu … likwidacji stanowiska.
- Szok, niedowierzanie. Nie mogłam zrozumieć. Okazało się, że dział nazwali inaczej, a moje miejsce zajęła Baśka.… - mówi.
Z jednej renty nie wyżyją
O mało nie popadła w ciężką depresję, całe życie runęło w gruzach. Budowana od lat teoria, że wystarczy być uczciwą, pracowitą i sumienną, a ktoś to doceni, okazała się bardzo na wyrost. Zostały z mamą i jej rentą. Edyta wiedziała, że żyć się z tego nie da.
- Ale nikt nie chciał sumiennej szarej myszy blisko pięćdziesiątki. Nigdzie pracy dla mnie nie było, zaczęłam najmować się do sprzątania, zostałam pomocą domową, niańką.
Z szafy zniknęły spódnice i koszulowe bluzki. Edyta kupiła leginsy i podkoszulki. Jak zwykle punktualna, obowiązkowa, sumienna, podchodziła skrupulatnie do swoich obowiązków.
- Ale części ludziom w Polsce wydaje się, że, jak się dorobili, mają parę złotych, mogą innych traktować z góry. No i pracowałam na czarno, w sumie za niewielkie pieniądze - mówi.
Nie zawsze źle trafiała. Były i fajne domy. Więcej jednak takich, gdzie oczekiwano od niej bycia na każde skinienie, oddania się obowiązkom bez reszty.
- Jedni chcieli, żebym zajmowała się dzieckiem i jeszcze wszystko robiła w domu. Tłumaczyłam, że tak się nie da, że albo dziecko, albo pranie, gotowanie, sprzątanie. Pytałam czy szukają niani czy pomocy domowej. Była taka kobieta, która wiecznie chciała, żeby zostawać po godzinach, pisała mi nad ranem SMS-y, co by chciała na obiad – opowiada Edyta.
W końcu uznała, że musi coś zrobić.
- To też był czas, kiedy dużo kobiet z Ukrainy, Białorusi przyjechało do Polski. Brały za grosze każdą robotę, psując tym rynek. Ludzie płacili coraz mniej, a ja musiałam utrzymać i siebie i mamę – mówi.
Tu zarabia się więcej
Zna niemiecki, poszukała dobrej firmy pośredniczącej w szukaniu opiekunek do starszych osób w Niemczech. Nie chciała wyjazdów na czarno, chciała pracy legalnej z pełnym ubezpieczeniem.
- Postawiłam na fundację niemiecko-polską, zrobiłam rozeznanie na jej temat. Wszystko potoczyło się błyskawicznie, złożyłam aplikację, za kilka dni miałam ofertę pracy – opowiada Edyta.
Pierwsza rodzina, do której trafiła, była fantastyczna. Po trzech dniach zostawili jej samochód, kartę kredytową, potraktowali z ogromnym zaufaniem. Nigdy ich nie zawiodła, była do śmierci podopiecznej, do dziś utrzymuje z jej córkami kontakt.
- Ale różnie bywa, pracuję sześć lat. Raz odeszłam po trzech tygodniach, nie byłam w stanie wytrzymać – mówi Edyta.
Ona nie jeździ na zmiany, szuka zawsze stałej pracy, ma umowę na niemieckich warunkach, jest legalnie, rodziny płacą za nią podatki i odprowadzają składki emerytalne.
- Są opiekunki, które przyjeżdżają na zmiany, na przykład 3 miesiące w Niemczech, 1 miesiąc w Polsce, to się bardziej opłaca z powodów tutejszych przepisów podatkowych. Ale ja tak nie chcę, mam urlop, wtedy jadę do domu. Mama ma przyjaciółki, przywykła, ja chcę zwyczajnie zarobić jak najwięcej i dorobić się godziwej emerytury – mówi.
Podkreśla jednak, że praca nie jest łatwa. Trzeba dużo cierpliwości, empatii, trzeba nauczyć się, że praca jest na okrągło. Bo jedzie się do starych, schorowanych, często dementywnych ludzi. Nie należy liczyć, że będzie lekko i przyjemnie.
- Teoretycznie powinnam mieć wolne w ciągu dnia, dzień wolny w tygodniu, ale tego nie ma. To są ludzie wymagający wielkiej troski, jedni potrzebują więcej opieki, inni mniej ale trzeba być do dyspozycji. Teraz, kiedy z tobą rozmawiam, jestem u siebie w pokoju, mogę poleżeć, poczytać książkę. Ale za dwie godziny muszę zejść, zrobić kolację i położyć spać moją panią – opowiada.
Wiele opiekunek sobie z tym nie radzi.
- Rozłąka, uwiązanie, idą w alkohol, czasami w leki, niektóre uciekają do domu. Nie jest łatwo, ja przywykłam, nie mam za bardzo innego wyjścia, pomaga mi też mój spokojny charakter – dodaje Edyta.
Ma mieszkanie, jedzenie, dostaje 1300 euro na rękę. Są domy, gdzie można zarobić więcej, w innych trochę mniej. Ona nie narzeka.
- W Polsce nigdzie bym tyle nie zarobiła, nawet jako opiekunka, w dodatku legalnie. W swoim zawodzie pracy bym nie znalazła. U nas kobieta po pięćdziesiątce jest nikim, przestaje się jako pracownik liczyć. Dlatego, choć nie jest lekko, nie żałuję swojej decyzji, wolę być tu opiekunką niż gosposią w Polsce – mówi.
Magdalena Gorostiza
Imię bohaterki zostało na jej prośbę zmienione.